Rosyjskie służby ustaliły już tożsamość zamachowca z petersburskiego metra. Oskarżony został Kirgiz Akbarżon Dżaliłow. Okazuje się jednak, że Rosjanie podejrzewali początkowo, że zamachowiec mógł pochodzić z Ukrainy, a Polska miałaby na tym akcie terrorystycznym skorzystać!
Zanim udało się ustalić, że za zamachem stoi Dżaliłow i zanim ta informacja trafiła do opinii publicznej, to w dzienniku „Moskowskij Komsomolec” pojawił się wywiad z byłym rzecznikiem Federalnej Służby Bezpieczeństwa, generałem Aleksandrem Michajłowem.
Od dość dawna słyszymy od wojskowych i polityków ukraińskich oraz nacjonalistycznie nastawionej młodzieży, że będą nas zabijać
– powiedział generał, sugerując, że za zamachami mogą stać Ukraińcy. Nie ukrywał, że obywatele sąsiedniego kraju łatwo mogą wtopić się w tłum i świetnie znają język. Michajłow nie wykluczył także wersji, że za zamachem mogła stać rosyjska opozycja lub radykalni islamiści.
Jeszcze dalej w swoich przypuszczeniach poszedł Michaił Polikarpow. Politolog i ekspert wojskowy przyznał w rozmowie z gazetą, że „Polska mogłaby być pośrednio zainteresowana zamachem”.
W tym zamachu jako strony pośrednio zainteresowane można wymienić i Kijów, i Warszawę. Właśnie Polska najbardziej ze wszystkich nie chciałaby naszego zbliżenia i cieszyłaby się z możliwego zerwania kontaktów
– stwierdził Polikarpow, nawiązując do możliwego zbliżenia Rosji i Białorusi. Według niego atak miał pokazać Aleksandrowi Łukaszence, że w samej Rosji nie wszystko jest dobrze i nie warto się z nią zbytnio bratać.
W poniedziałkowym zamachu w metrze w Sankt Petersburgu zginęło 11 osób, a ponad 50 zostało rannych.
(4329)