Kilku z polskich jeńców udało się uciec przed kulami NKWD w Katyniu. Jednym z nich miał być Stefan Czarnecki.
Na zdjęciu: kadr z filmu Katyń Andrzeja Wajdy
Znalazł się w transporcie jeńców wywiezionych z Kozielska w kwietniu 1940 roku. Wraz z innymi, polskimi oficerami trafił do Lasu Katyńskiego. Wtedy Polacy zorientowali się po co naprawdę ich tam przywieziono. Padło hasło do ucieczki, doszło do zamieszania wśród strażników. Kilkunastu Polaków zginęło od kul karabinowych. Czarnecki potknął się i upadł. Przed kulami zasłoniły go nierówności gruntu. Potem wspiął się na drzewo. Zasłonięty przez konary i liście, poczekał do zmroku. Pod osłoną nocy zszedł z drzewa i wydostał się z lasu. Po wielu dniach wędrówek udało mu się dostać do Grodna, a stamtąd do Warszawy.
Swoją historię podchorąży Czarnecki opowiedział w połowie lat 50. byłemu szefowi harcerskiej organizacji konspiracyjnej. Rzeczywiście, jak wykazały późniejsze badania historyków, do sowieckiej niewoli w 1939 roku trafiło sześciu oficerów o nazwisku Czarnecki. Dwóm udało się przeżyć w Kozielsku, trzech zginęło w Katyniu. Opisywany porucznik Czarnecki wyjechał z obozu Kozielskiego na rozstrzelanie, ale jego zwłok nie znaleziono kilka lat później podczas prac Międzynarodowej Komisji Czerwonego Krzyża. Wszystko wskazuje na to, że jego relacja jest prawdziwa.
Dariusz Baliszewski we „Wprost” opisywał również inny przypadek. W artykule „Ucieczka z Katynia” czytamy:
Ślad innej ucieczki z transportu katyńskiego można znaleźć w relacji Stanisława Stachowskiego z Bielska-Białej. W początkach lat 50., podczas dyskusji dotyczącej prawdziwych sprawców zbrodni katyńskiej, jeden z jej uczestników, ponad pięćdziesięcioletni człowiek, wziął go na bok, i zastrzegając absolutną tajemnicę, przedstawił się jako major Okuszko. Opowiedział, że po wojnie 1939 r. trafił do obozu kozielskiego. W kwietniu 1940 r. znalazł się w transporcie na zachód. Jak przekonywali ich Sowieci, jechali do domów. Gdy jednak na ścianach wagonu towarowego, którym byli przewożeni, doczytali się zapisów ich poprzedników, z których wynikało, że rozładowują ich na jakiejś małej stacyjce i wywożą do lasu, postanowili uciekać. Jeszcze o zmroku, nad ranem, wyrwali deski z podłogi wagonu nad osią i pojedynczo przeciskali się na tory w biegu pociągu. Uratowało się dwóch pierwszych. Trzech następnych zostało zastrzelonych. Na listach katyńskich nie ma nazwiska majora Okuszki. I być może ta relacja nie byłaby warta przywołania, gdyby nie to, że na liście jeńców obozu kozielskiego historyk znajduje nazwisko por. Aleksandra Radwana-Okuszki urodzonego w 1900 r. w majątku Iłów na Wileńszczyźnie, dowborczyka, w 1939 r. żołnierza szwadronu KOP Budsław.
Takich przypadków może być więcej. Jednak wyznanie prawdy o Katyniu w PRL-u równało się wyrokowi śmierci. Dlatego wciąż temat ucieczek z Katynia owiany jest tajemnicą…
źródło: własne / Wprost / Angora
(8097)