Dziennikarz Michael Stürzenberger został skazany w Niemczech na sześć miesięcy w zawieszeniu za publikację historycznego zdjęcia. W rozmowie z ,,Super Expressem” mówi o szczegółach sprawy, a także o wolności słowa w jego kraju.
Został skazanym, mimo że fotografia nie jest zmanipulowana, tylko jest autentycznym zdjęciem historycznym. O sprawie pisał wcześniej m.in. ,,Süddeutsche Zeitung”, czyli jak naziści współpracowali z muzułmanami. To jednak niezależny dziennikarz, a nie duży koncern medialny, stanął przed sądem. Na nic zdały się tłumaczenia, że zgodnie z niemieckim prawem można publikować archiwalne fotografie przy tekstach prasowych. Prokurator przypomniał, że publikowanie swastyki jest nielegalne. Jednak sąd nie dał się przekonać, nawet mimo tego, że cała sprawa była opisywana w negatywnym kontekście, a nie jako gloryfikacja nazizmu.
Wyrok jest w zawieszeniu, ale kara zostanie odwieszona, jeśli…
Jeżeli na przykład skrytykuję islam. Biorąc pod uwagę, że większość mojej działalności publicznej to krytyka islamu, będzie o to nietrudno (śmiech)
– mówi ,,Super Expressowi”.
Wolno krytykować katolicyzm, protestantyzm, każdą chrześcijańską. Wolno buddyzm, hinduizm i inne. No, ale wyznawcy tych religii przecież nie dokonają zamachu
– dodaje i mówi, że wolność słowa obowiązuje w Niemczech, o ile krytykuje się wszystkie religie. Kłopoty zaczynają się, kiedy sprawa dotyczy islamu.
Przypomina, że za wspomnienie, iż egipski politolog Hamed Abdel-Samad napisał książkę pt. „Islamski faszyzm”, sąd nazwał to ,,naruszaniem spokoju publicznego”.
To nie jest jego pierwsza przygoda z niemieckim wymiarem sprawiedliwości.
Kilka miesięcy temu sądzono mnie za zdanie: „Islam jest jak rak”
– przypomina, ale dodaje, że sędzia uznał, że mieści się to w granicach wolności słowa. Jego wyrok nie zainteresował niemieckich dziennikarzy.
Od 34 lat sam jestem dziennikarzem. I kiedy mnie oskarżono, napisałem do wielu dziennikarzy, że będzie taki skandaliczny proces. I że stanę w sądzie w sytuacji, w której każdy z nich może się kiedyś znaleźć. Nikt nie odpowiedział […] Brak artykułów, brak reakcji w przestrzeni publicznej w Niemczech.
– przyznaje ze smutkiem. Dodaje, że n reakcję Unii Europejskiej w sprawie łamania wolności słowa w Niemczech nie ma co liczyć.
Gdybym został skazany za krytykę któregoś z wyznań chrześcijańskich, byliby w pierwszym szeregu ataku na taki wyrok. Jeżeli dotyczy to islamu, to w tej dziedzinie uważają, że lepiej wolności słowa nie mieć, bo to kreuje kłopoty, może prowokować muzułmanów
– dodaje na koniec.
(13957)