Wietnamski snajper przez kilka nocy nie dawał spać amerykańskim żołnierzom stacjonującym w bazie Phu Tai. Działający na swoim terenie strzelec nie dawał się wytropić. Dowódcy amerykańscy w końcu stracili cierpliwość i postanowili pozbyć się agresora z rozmachem. Przy okazji powstały niesamowite zdjęcia.
W kwietniu 1970 roku żołnierzy w bazie Phu Tai prześladował nocami snajper Wietkongu. Co prawda nie był zbyt skuteczny, bo przez kilka dni zabił zaledwie jednego amerykańskiego żołnierza, ale skutecznie uprzykrzał życie i destabilizował życie w obozie. Amerykanie starali się go wytropić, ale był na tyle sprytny, że nie dał się wyśledzić. W końcu zapadła decyzja, by pozbyć się go z rozmachem.
Wojskowi z USA przygotowali się na całego do ataku na snajpera. Wzgórze, gdzie ukrywał się Wietnamczyk ostrzeliwali z działka przeciwlotniczego M42 Duster i wielu karabinów maszynowych Browning M2 i M60. W nocy korzystali też z pocisków smugowych i rozświetlających. taki był co piąty nabój w taśmie, więc po chwili niebo wyglądało jakby było zalane ogniem.
Być może współcześnie nie byłoby żadnego śladu po tym ataku, gdyby nie 22-letni James Speed Hensinger, który zabrał do Wietnamu aparat Nikon FTN. Gdy dowiedział się o planowanym ataku na snajpera, załatwił sobie służbę na wartowni, skąd miał doskonały widok na ofensywę. Aparat ustawił na bardzo długi czas wykonywania zdjęć – 15-60 sekund i udokumentował całe piekło, które zafundowano żołnierzowi Wietkongu. Żołnierzowi, którego rano nie odnaleziono na wzgórzu. Zostały tylko ślady krwi. Oznaczało to, że snajper został ranny, ale mimo tego zdołał zbiec. Amerykanie osiągnęli jednak cel. Przez kolejne nocy spali już dużo spokojniej.
(3571)