Współtwórczyni związanego z „Gazetą Wyborczą” radia „Tok FM” Ewa Wanat zastanawia się, co kryje się za powiedzeniem ,,złota polska jesień”. Na Facebooku opublikowała wpis, w którym powątpiewa w sens używania takiego wyrażenia.
Skąd się wziął ten związek frazeologiczny – złota polska jesień? Jakby taka jesień mogła mieć w ogóle narodowość. Albo jakby była mniej piękna, gdyby nie była polska. Niemiecka, łotewska, litewska albo szwedzka już tak nie zachwyca?
– napisała.
Wtórował jej w komentarzach pisarz Jacek Dehnel:
Ostatnio jakaś gazeta trąbiła o zdjęciu Muzeum Narodowego we Wrocławiu (oplecionego czerwonozłotym bluszczem), że to polska, polska, polska jesień. No cóż, do 1945 niemiecka.
Zdumionym czytelnikom wyjaśniał:
miasto może mieć przynależność państwową. A zjawiska natury na danym terenie – nie.
Jak widać, ,,złota polska jesień” to przejaw polskiego nacjonalizmu, który zawłaszcza sobie nawet pory roku. Ale co z angielskim określeniem ,,Indian summer”, czyli dosłownie ,,indiańskie lato” – ,,babie lato”? Czy również wymaga interwencji specjalistów od politycznej poprawności, ponieważ obraża afroamerykańską mniejszość?
Dla Wanat złą wiadomość mają też Włosi, Serbowie, Portugalczycy, Hiszpanie i Francuzi, gdzie ten okres określa się imionami świętych. Czyżby próba zawłaszczenia jesieni przez kościół? Z kolei Bułgarzy nazywają to po prostu ,,циганско лято”, czyli ,,cygańskie lato”. Bułgarom podpowiadamy: nie chcecie uchodzić za rasistów? Zmieńcie czym prędzej na ,,romskie”.
(1431)