Fakt, że obozowi lekarze SS przeprowadzali straszliwe eksperymenty na kobietach, wartownicy w bunkrach dopuszczali się wszelkich możliwych okrucieństw, SS-Scharführerzy brodzili po kostki we krwi, aby potem pójść do domu, bawić się z dziećmi i obejmować swoje zdradzane żony, jest znanym od dawna patologicznym zjawiskiem ludzkiej natury – pisze Eugen Kogon w „Księstwie SS” opartym na własnych obozowych przeżyciach.
Kult posłuszeństwa a brak kontroli
Rozgałęziony system przepływu rozkazów prowadził w dół i był powiązany z osobistą swobodą podejmowania decyzji i tym samym z odpowiedzialnością, co może budzić zdziwienie.
Dowództwo SS wymagało od swych podwładnych jednocześnie posłuszeństwa i samodzielności. Do podwładnych należało wyczuwanie, czego się od nich oczekuje. Za najlepszego uchodził taki członek SS, który „wiedział, o co chodzi” i nie czekając długo na rozkazy, działał „w duchu Reichsführera SS”.
Intencji tego „ducha”, zwłaszcza gdy chodziło o działania przeciwko „wrogom państwa”, nietrudno się było domyślić. Eicke na przykład stwierdził, „że więźnia obozu koncentracyjnego lepiej zastrzelić, niż dopuścić, aby przez swą ucieczkę miał zagrozić bezpieczeństwu Rzeszy”.
Aby strażników „nie wpędzać w niepewność” (znaczy to więc dodanie im pewności!) zarządził, żeby po zastrzeleniu więźnia „przy próbie ucieczki” „możliwie chronić ich przed przesłuchaniami”. Czyli wychodzenie z inicjatywą zastrzelenia więźnia, dodatkowo premiowane z powodu wiążących się z tym duchowych cierpień i rozterek, było po prostu wykonywaniem rozkazów. Wielki slogan SS „Błędy sądów należy korygować!” było wezwaniem, które dosłownie wciskało w ręce funkcjonariuszy Gestapo rozkazy wysłania do obozu, a obozowym lekarzom strzykawkę z trucizną. Oficer sądowy z SS-WVHA, SS-Obersturmbannführer dr Kurt Schmidt-Klevenow, mroczna postać z najbliższego otoczenia Pohla, podczas pewnego dochodzenia powiedział: „Reichsführer SS wydał co prawda rozkaz zakazujący zabijania więźniów bez stosownego zarządzenia, ale należy postawić sobie pytanie, «czy nie wiązało się z tym tajne zastrzeżenie (‘reservatio mentalis’), oznaczające zgodę na niepodporządkowanie się temu rozkazowi»”?!
Można odnieść wrażenie, że cytat ten pochodzi z antyjezuickiego paszkwilu, a tymczasem mruga do nas wierny sługa olbrzyma Loki, boga oszustw, i czciciel Wotana z Berlina – Lichterfelde, aleja Unter den Eichen 125. Potem, gdy zbyt wielu zorientowało się, że przy wynikających stąd kłopotach nikt ich nie kryje, praktyki zmieniły się diametralnie: zastąpiła je obawa przed odpowiedzialnością, co doprowadziło ostatecznie do sytuacji, że nie chciano już wykonywać niczego bez pisemnego rozkazu. Najpierw jednak rozwinęła się specyficzna mieszanina posłuszeństwa i braku kontroli. Był rozkaz, więc wykonywano go ślepo; bez rozkazu postępowano zgodnie z obowiązującą tendencją. Typowego członka SS-Totenkopfverbände w okresie świetności można było porównać do agresywnego psa, który podczas polowania daje upust swoim instynktom, jednak słysząc z oddali gwizdanie swego pana, reaguje natychmiast, niezależnie od tego, czy ma warować, czy atakować.
Barbarzyństwo i miernota
Wszystko, co poszczególni członkowie SS czy cała ta sfora robili w obozach koncentracyjnych, nie stanowi żadnej zagadki z psychologicznego punktu widzenia. Były to działania ludzi do tego właśnie wytresowanych i postawionych w tych konkretnych okolicznościach, spełniających określone warunki intelektualne, emocjonalne i socjalne, predestynujące ich do takich działań.
Wdrażano ich do polowania na „wrogów państwa”, do „odpowiedniego traktowania” „szkodników narodu”, aby „załatwić” „wrogów Führera”. Ilość wykazanego przy tym lub przez to brutalności, sadyzmu, chciwości, korupcji, zepsucia, tchórzostwa, lenistwa i wszelkiego typu szaleństwa nie jest niczym nowym. Dokładnie tak samo, w całości lub częściowo, zachowywali się wszyscy barbarzyńcy w historii, wszyscy masowi mordercy, zboczeńcy i prymitywni fanatycy.
Fakt, że obozowi lekarze SS przeprowadzali straszliwe eksperymenty na kobietach, wartownicy w bunkrach dopuszczali się wszelkich możliwych okrucieństw, SS-Scharführerzy brodzili po kostki we krwi, aby potem pójść do domu, bawić się z dziećmi i obejmować swoje zdradzane żony, jest znanym od dawna patologicznym zjawiskiem ludzkiej natury.
Z konieczności przetrwania w warunkach presji ze strony czynników sprzecznych ze swoją naturą umysł człowieka, zanim dojdzie do rozszczepienia świadomości lub popadnięcia w obłęd, tworzy system odrębnych nisz emocjonalnych i ucieka do nich, pełzając lub dumnie krocząc od niszy grozy do niszy prostoty, z zaułków strachu do niszy z iluzją spokoju, miłości i dobra. Czy nie zdarzali się zbrodniarze, zabójcy, oprawcy kochający niewinne dzieci?
Dlaczego więc dziwi Göring zabraniający wiwisekcji, Hitler przyjmujący z upodobaniem bukiety kwiatów od małych dziewczynek, Himmler sławiący szlachetne życie rodzinne, a każdy esesowiec lubiący swoje dzieci i pieski? To wszystko jest pokrętne, perwersyjne, chore; obiektywnie jest to obłuda pogwałconego, zakłamanego, stłumionego sumienia, ale nie jest niczym nowym. Podobnie niczym nowym nie jest korupcja nieuchronnie opanowująca szeregi każdej warstwy społecznej bez zakorzenionych przekonań moralnych, lecz mogąca swobodnie korzystać ze swoich skłonności.
„Nie znajduję wytłumaczenia dla mojego postępowania”, powiedział komendant Koch z Buchenwaldu prowadzącemu śledztwo oficerowi SS-Obersturmbannführerowi dr. Konradowi Morgenowi podczas procesu, „co najwyżej takie, że przełożeni zbytnio mi pobłażali.
Akceptowano wszystko, co proponowałem i co robiłem. Przyznawano mi laury i chwalono. Nikt nie oceniał mnie krytycznie. To uderzyło mi do głowy. Opanowała mnie mania wielkości…”. Jaki pan, taki kram – czy z Hitlerem było inaczej? Tutaj nie chodzi o niezbadane tajemnice ludzkiej natury, lecz o złamanie prostych psychologicznych zasad rozwojowych osób o niskiej wartości.
Świadomość niskiej wartości, czy leżała ona w sferze intelektualnej, czy emocjonalnej, w sferze woli, wyobraźni, czy rozmaitych form uspołecznienia, prowadziła tych ludzi w szeregi SS, gdzie bez zbędnych formalności udzielano jej schronienia, i trzymając niczym w klatce zapewnieniami o wysokiej randze i doniosłości ich działań, popychano od jednej nieprawości do drugiej, od zbrodni do zbrodni. Zachowanie każdego z członków SS, niezależnie od jego stopnia, było dla tych schematów i dla systemu zjawiskiem typowym.
Fragment rozdziału Psychologia członków SS. Eugen Kogon, Państwo SS. Organizacja i funkcjonowanie niemieckiego obozu koncentracyjnego, Replika, Zakrzewo 2017. Książkę można nabyć TUTAJ.
Jak działał niemiecki obóz koncentracyjny?
Po raz pierwszy Polsce!
Klasyczne opracowanie, należące do ścisłego kanonu „literatury obozowej”!
Eugen Kogon swój unikalny raport oparł na zeznaniach świadków, jak i na własnych doświadczeniach. Sam, jako przeciwnik nazizmu, był więziony w obozie w Buchenwaldzie przez blisko sześć lat.
„Niemieckie obozy koncentracyjne były światem samym w sobie, państwem w państwie – porządkiem bez prawa, w który wrzucano człowieka. Musiał on teraz, ze wszystkimi swoimi cnotami i słabościami – często więcej było tych słabości niż cnót – walczyć o własne życie i starać się po prostu przetrwać. Samotnie przeciw SS? Na pewno nie. Podobnie przychodziło mu nieraz walczyć przeciw współtowarzyszom niedoli. To wszystko kryło się za żelaznymi kratami opartej na przemocy dyscypliny.
Tworzyło dżunglę zdziczenia, do której strzelano, z której wywlekano ofiary, aby je powiesić na szubienicy, w której zabijano trucizną, zagazowywano, bito i torturowano na śmierć.
W gąszczu tej dżungli toczyły się intrygi, których stawką było życie, wpływy lub władza, gdzie walczono o materialną poprawę bytu, nie cofając się przed szwindlem i oszustwem, gdzie tworzyły się warstwy i kliki, gdzie wśród szeregów niewolników można było znaleźć prominentów, parweniuszy i pariasów. Tu zmieniała się ludzka świadomość, wykrzywiały hierarchie wartości, odbywały się orgie i odprawiano msze, dotrzymywano wierności, dawano wyraz miłości i zapluwano się z nienawiści; krótko mówiąc, przed oczyma przesuwa się nam tragedia humana w najosobliwszej postaci.
Zło może jednak przybierać takie formy, że pióro wzdraga się przed przeniesieniem ich na papier, a to jest już rzeczywiście sygnał ostrzegawczy. Widziałem bowiem albo opowiadano mi sceny, które wolałbym zapomnieć nie z powodu ich okrucieństwa, ale uwidaczniającej się w nich okropności zła. Jedna z jego tajemnych sił pozwala złu opanować wyobraźnię także osoby wzbraniającej się przed nim; pełna odrazy wola broni się przed opętaniem, ale wyszczerzona maska przeciwnika popycha naszą wyobraźnię w otchłań, w której chce nas pogrążyć. Niech Bóg mnie broni, abym nigdzie nie ustąpił przed tymi szatańskimi sztuczkami! Mam nadzieję, że udało mi się, nawet w krytycznych momentach, dać świadectwo prawdzie, tak aby służyła dobru, a nie złu”.
Państwo SS ukazało się w 1946 roku jako pierwszy kompleksowy opis obozu koncentracyjnego i jego działania. Odtąd książka ta, wielokrotnie wznawiana (15 wydań w samych Niemczech!) i wydana w kilkunastu językach, niezmiennie do dziś pozostaje jednym z najważniejszych opracowań, ukazujących omalże „na gorąco” nieludzki mechanizm terroru.
Eugen Kogon (1903–1987) – niemiecki publicysta, pisarz, socjolog i politolog. Jeden z ojców intelektualnych podwalin Niemieckiej Republiki Federalnej oraz idei integracji europejskiej. Intelektualista, któremu „brakowało gruboskórności słoniaˮ (Adenauer), by w pełni poświęcić się polityce.
Urodzony w Monachium, syn żydowskiej lekarki i rosyjskiego dyplomaty, w szkołach zakonnych wychowany został w duchu katolicyzmu. Po studiach z ekonomii i socjologii obronił w Wiedniu doktorat poświęcony faszyzmowi i państwu korporacyjnemu. Jako przeciwnik narodowego socjalizmu, po przyłączeniu Austrii do Rzeszy został aresztowany przez Gestapo i we wrześniu 1939 roku trafił do Buchenwaldu. Tam, jako „numer 9093ˮ, pozostał aż do wyzwolenia obozu.
Ujście z życiem z nieludzkiego terroru prymitywnych siepaczy z SS nazywał „cudemˮ. Doszedł do przekonania, że człowiek bez Boga staje się bestią. Teren obozu opuścił 8 kwietnia 1945 roku w skrzyni z próbkami zakażonych preparatów.
Po wojnie owe straszne przeżycia zdawał się mieć pod kontrolą. Jednak nawet po latach cierpiał na męczące koszmary senne. Obóz uczynił z Kogona „innego człowieka“, ale go nie złamał.
Po uwolnieniu zaangażował się w propagowanie informacji o zbrodniach. Współpracował z Amerykanami, dla których przygotował raport o roli obozów koncentracyjnych w państwie narodowego socjalizmu. Tworzył go przez kilka tygodni z pomocą setek współwięźniów i ich osobistych zeznań.
Powstałe w ten sposób Państwo SS jest do dziś podstawowym dziełem na temat zbrodni narodowego socjalizmu. Wśród innych publikacji stanowi najbardziej precyzyjne studium działania niemieckich obozów – piekła, którego nie byłby w stanie wymyślić żaden pisarz. europejskiej.
(4461)
Trochę apolopgetyczne podejście. Jasne, trzeba badać jak doszło do degeneracji wartości społecznych u SSmanów, ale wątpię by każdy naród był do tego zdolny jak się tutaj w artykule delikatnie, być może niechcący, sugeruje.