Doszło do incydentu doszło z udziałem polskich i rosyjskich samolotów. Polskie F-16 w służbie NATO przechwyciły maszyny Rosji. W jednej z nich znajdował się rosyjski minister obrony Siergiej Szojgu.
Trzy rosyjskie samoloty: dwa Su-27 i Tu-154 wleciały nad wody neutralne Morza Bałtyckiego. Kiedy do polskich pilotów dotarła wiadomość, że maszyny zbliżają się do granicy państw bałtyckich, w powietrze wzbiły się nasze F-16, by zbadać sprawę.
Samoloty nie identyfikowały się lub nie reagowały na kontrolę ruchu lotniczego
– poinformował przedstawiciel NATO.
Zgodnie z procedurami polskie samoloty przechwyciły rosyjskie. Rosyjskie media przestawiają jednak inną wersję. Ich zdaniem gdy jeden z F-16 zbliżył się do samolotu ministra obrony, to między nie wleciał Su-27 i odstraszył Polaków swoim uzbrojeniem. Z nagrania, którego dokonali dziennikarze obecni na pokładzie Tu-154, wynika jednak, że prawdziwa jest polska wersja zdarzeń. Rosjanie tradycyjnie obwiniają NATO i USA.
Loty nad Bałtykiem wzdłuż granic Rosji mają pokazać, że NATO aktywnie interesuje się sytuacją w naszych siłach zbrojnych, próbują wyjaśnić rejony skoncentrowania wojsk rosyjskich, aktywności lotnictwa i floty. Teraz to już taka standardowa praca wywiadowcza, którą przeprowadzają. Oczywiście, jest skierowana przeciwko Rosji. To, że częściej dochodzi do incydentów w powietrzu, związanych ze zbliżeniem rosyjskich i amerykańskich samolotów, a szczególnie ostatni incydent ze zbliżeniem do samolotu Szojgu, pokazuje, że wysyła się nieprzyjacielski sygnał dla rosyjskiego dowództwa
– powiedział na antenie prokremlowskiego radia Sputnik ekspert Centrum Dziennikarstwa Wojskowo-Politycznego Borys Rożyn
Ostatecznie okazało się, że Szojgu leciał w obstawie do Kaliningradu, gdzie prowadził posiedzenie kolegium resortu wojskowego poświęcone kwestiom bezpieczeństwa na zachodnim kierunku strategicznym
(4011)