Musa Czachorowski to rzecznik Muzułmańskiego Związku Religijnego w RP. W rozmowie z Witoldem Repetowiczem na łamach ,,Do Rzeczy” podzielił się z czytelnikami tezą, która nie jest popularna w prasie lewicowo-liberalnej.
– Polacy generalnie nie są islamofobami
– podkreślił i pokazał, jak zniuansowana jest cały problem.
Niestety, niekontrolowany napływ uchodźców do Europy Zachodniej, ukazujący jej totalne nieprzygotowanie do przyjęcia tak dużej liczby ludzi o odmiennej kulturze, a przy tym niezrozumienie ich potrzeb, podsycane drastycznymi obrazami telewizyjnymi, wywołał w Polsce niepokój
– powiedział. Pokazał, jak wyglądała dominująca narracja z mediów:
Wyglądało to mniej więcej tak: „Oni są nieobliczalni i groźni, ale wy musicie ich przyjąć”. Czy ktokolwiek odpowiedzialny za przyjmowanie uchodźców w Polsce był czy jest świadomy potrzeb z tym związanych? Pojawiła się zdumiewająca tendencja, aby odpowiedzialność za tych wszystkich ludzi zrzucić na… Muzułmański Związek Religijny!
– nie ukrywa zdumienia. On i muzułmanie mieszkający w Polsce mocno się od tego dystansują.
– A my nie mamy ku temu jakichkolwiek możliwości. Problem też w tym, że bandyci z tzw. Państwa Islamskiego mówią, iż mordują i gwałcą, bo to nakaz religijny, bo to nakaz Koranu
– przyznał i dodał:
Później wielu dziennikarzy mówi: „Tak! Winny jest islam! W konsekwencji wy wszyscy jesteście winni, ponieważ jesteście muzułmanami!”. W tej sytuacji osoby niezorientowane, o co tak naprawdę chodzi, niesłusznie winią za te zbrodnie ogół muzułmanów.
Jego opinia na temat masowej imigracji wspógra z opinią polskiego Tatara, muzułmanina, profesora Selima Chazbijewicza, który tak mówił o tzw. uchodźcach:
Po pierwsze, w większości nie są to uchodźcy wojenni, tylko migranci ekonomiczni. Po drugie, mówiąc brutalnie, nie są dobrą siłą roboczą w Europie. Dotychczasowe doświadczenia wskazują na to, że raczej się nie zasymilują – a przynajmniej na pewno nie w pierwszym lub drugim pokoleniu.
Oprócz Polski, jeszcze Węgry i Austria również nie chcą przyjmować uchodźców. Z moich osobistych doświadczeń również to wynika – nie tylko z moich, ale, powiedzmy, wspólnoty tatarskiej w Polsce – że nie jest to dobry pomysł.
Religijna solidarność jest tak naprawdę pewnym mitem i mit ten nie działa w obie strony. Ja na przykład nie słyszałem, by jakakolwiek organizacja muzułmańska na świcie, czy jakiekolwiek państwo nazywające się muzułmańskim, wystąpiło w obronie Tatarów krymskich, dlatego, tak jak powiedziałem, ta solidarność jest mitem. Ona tak naprawdę nie funkcjonuje.
(2047)