MATEUSZ RAWICZ: – Jaki był stosunek Stronnictwa Narodowego do rządku kierowanego przez gen. W. Sikorskiego? Rząd był krytykowany tylko przez władze SN na emigracji czy również przez te w kraju? Jak oceniano rząd gen. W. Sikorskiego z pozycji krajowych?
KRZYSZTOF KACZMARSKI: – Od połowy października 1939 r. w rządzie gen. Sikorskiego zasiadał, najpierw jako minister bez teki, a od sierpnia 1940 r. jako minister sprawiedliwości i jednocześnie kierownik Biura Prac Politycznych, Ekonomicznych i Prawnych, dr Marian Seyda, lider wielkopolskiej endecji i czołowy przedstawiciel grupy tzw. „starych” SN. Udział Seydy w gabinecie gen. Sikorskiego na podstawie osobistego zaproszenia premiera nie oznaczał jednak formalnej reprezentacji SN, którego oficjalnej rekomendacji Seyda nie posiadał. Sam minister przyznawał później, że wstępując do rządu Sikorskiego, „uczynił to we własnym imieniu”. Zasiadał więc w gabinecie Sikorskiego „jako członek SN, ale nie jako jego przedstawiciel”. Prezes SN dr Tadeusz Bielecki, który przybył do Paryża w ostatniej dekadzie listopada 1939 r. zachowywał w okresie francuskim niezmienny dystans wobec rządu Sikorskiego, nie zamierzając brać odpowiedzialności ani za poczynania Seydy – ani – bazującego przede wszystkim na Froncie Morges, poparciu Stronnictwa Ludowego i większości PPS – gabinetu jako całości.
Prezes SN zgodził się natomiast wejść do powołanej w grudniu 1939 r. Rady Narodowej RP, pozbawionego uprawnień ustawodawczych organu opiniodawczego i doradczego prezydenta i rządu, oraz uczestniczył w pracach kierowanego przez gen. Kazimierza Sosnkowskiego Komitetu dla Spraw Kraju. Należy w tym miejscu podkreślić, że Stronnictwo Narodowe było jedyną polską partią, której legalne, wyłonione przed wybuchem wojny władze w osobach prezesa Zarządu Głównego – czyli Bieleckiego oraz prezesa Rady Naczelnej – prof. Władysława Folkierskiego przebywały na wychodźstwie i posiadały wystarczającą delegację do jej reprezentowania. Premier od tego faktu nie mógł, a raczej nie powinien był abstrahować.
Po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej, Stronnictwo Narodowe nie wykluczając porozumienie ze Związkiem Sowieckim, sprzeciwiało się jednak wersji układu wynegocjowanej przez gen. Sikorskiego, niegwarantującej nienaruszalności granicy wschodniej. W rezultacie minister 25 lipca Seyda podał się do dymisji. Chociaż kryzys rządowy spowodowany dymisją trzech ministrów (oprócz Seydy byli to minister spraw zagranicznych A. Zaleski i gen. K. Sosnkowski) udało się zażegnać na początku września 1941 r., to trwające (do końca października) rozmowy ze Stronnictwem Narodowym na temat jego udziału w koalicji rządowej zakończyły się niepowodzeniem. Proponowany przez Bieleckiego plan głębokiej rekonstrukcji rządu gen. Sikorskiego, zmiany jego formuły – z gabinetu autorskiego na autentyczny rząd jedności narodowej, w którym zasiadaliby upełnomocnieni przedstawiciele stronnictw politycznych, ponoszących tym samym pełną odpowiedzialność za jego politykę – nie zyskał aprobaty premiera.
Gen. Sikorskiemu udało się natomiast pozyskać do współpracy Seydę oraz kilku polityków narodowych przybyłych do Londynu ze Związku Sowieckiego (m.in. prof. W. Komarnickiego i dr S. Celichowskiego), którzy zdecydowali się wbrew stanowisku Bieleckiego i Komitetu Politycznego SN wejść do rządu i nowej Rady Narodowej. Za tę niesubordynację Seyda i jego zwolennicy zostali w styczniu 1942 r. wykluczeni z szeregów SN. Stronnictwo znalazło się w opozycji, nie mając swoich przedstawicieli ani w rządzie, ani w II Radzie Narodowej RP (powoływanie się frondystów na mandat SN było nadużyciem). Pozostając od tej pory w opozycji do rządu Sikorskiego, Stronnictwo Narodowe uznawało rzecz jasna nadal ten gabinet za jedyny legalny rząd Rzeczypospolitej Polskiej, zachowując wobec niego „lojalność obywatelską, na jaką ma prawo liczyć każdy rząd państwa wojującego od swych obywateli”. Konsekwentnie od początku działalności na wychodźstwie SN sprzeciwiało się przesądzaniu spraw przyszłego ustroju Polski, uważając, że zadecydować o tym po zakończeniu wojny powinien kraj. Dlatego Bielecki sprzeciwiał się m.in. akceptacji Deklaracji zasad jedności narodowej z lipca 1941 r. Decydowanie o tych kwestiach (np. o postulowanej w deklaracji czteroprzymiotnikowej ordynacji wyborczej) już teraz, w sytuacji, gdy nie wiadomo nawet, jakie będą granice przyszłego państwa polskiego, prezes SN porównał do „wstawiania gratów do domu, którego ściany nie zostały jeszcze wzniesione”.
Uznanie i wspomnianą „lojalność obywatelską” wobec rządu gen. Sikorskiego od początku zachowywało rzecz jasna konspiracyjne SN w okupowanym kraju. Politycy „Kwadratu” – bo taki był kryptonim SN – od pierwszych miesięcy okupacji uczestniczyli w pracach wspólnej reprezentacji politycznej stronnictw dawnej opozycji antysanacyjnej (od lutego 1940 r. do sierpnia 1943 r. był nią Polityczny Komitet Porozumiewawczy) oraz utworzonej w końcu 1940 r. Delegatury Rządu na Kraj. Władze „Kwadratu” podporządkowały się również decyzji Naczelnego Wodza o scaleniu organizacji wojskowych w kraju, doprowadzając drugiej połowie 1942 r. do scalenia Narodowej Organizacji Wojskowej z Armią Krajową. Dodam na koniec, że o rozpoczętych w maju 1942 r. rozmowach „Kwadratu” z KG AK na temat połączenia NOW z AK, podpisanej w sierpniu tego roku umowie scaleniowej i rozpoczętej w listopadzie pierwszej fazie scalania, nic nie wiedział Bielecki, gdyż od początku 1942 r. był on odcięty od rządowych dróg łączności z krajem (chodziło przede wszystkim o łączność radiową). Depesze jakie do niego w tej sprawie przesyłał Stefan Sacha pełniący obowiązki prezesa SN w kraju były przechwytywane na szczeblu rządowym i nieprzekazywane adresatowi! Sacha nie miał więc możliwości konsultowania swoich decyzji z Bieleckim, który o scaleniu – które uznał post factum za słuszne – dowiedział się z kilkumiesięcznym opóźnieniem.
MATEUSZ RAWICZ: – Po klęsce Francji, kiedy wydawało się, że Niemcy wygrają wojnę, grupa polskich polityków podpisała memoriał, w którym proponowała Niemcom utworzenie kolaboracyjnego rządu. Kto go podpisał? Czy wśród sygnatariuszy listu znaleźli się działacze SN?
KRZYSZTOF KACZMARSKI: – Chodzi o sporządzony w języku francuskim memoriał datowany w Lizbonie 24 lipca 1940 r. Został on złożony na ręce Renato Bova Scoppa, posła włoskiego w stolicy Portugalii, przekazany przez niego Oswaldowi von Hoyningen-Huene, posłowi niemieckiemu i dwa dni później przesłany do Berlina. Uznać go można nie tyle za propozycję kolaboracji z Niemcami, co raczej za ostrożną próbę zbadania, czy jest ona w ogóle możliwa. Tak tylko bowiem należy określić zawartą w tym dokumencie propozycję stworzenia – w nowej sytuacji zaistniałej w Europie po spektakularnej klęsce Francji i jej upadku – „ośrodka studiów” (centre d’étude), który miałby opracować „program odbudowy nowego państwa polskiego zgodnie ze strukturą przyszłej Europy”. Jako miejsce ulokowania tego „ośrodka studiów” wskazywano Włochy, pamiętając o życzliwym stanowisku Mussoliniego wobec Polski po klęsce wrześniowej. Spośród ośmiu osób, na współpracę których – jak napisano w zakończeniu memorandum – „można liczyć”, tylko dwie przebywały wówczas w Lizbonie i mogły rzeczywiście ten dokument podpisać (choć ich podpisów na kopii przesłanej do Berlina nie ma!).
Byli to płk Jan Kowalewski, przed wojną krótko szef sztabu Obozu Zjednoczenia Narodowego, będący chyba pomysłodawcą tego memoriału, oraz Stanisław Strzetelski, redaktor i publicysta narodowy, w latach 1930–1935 poseł na Sejm z ramienia SN. Pozostała szóstka: Tadeusz Bielecki, Jerzy Kurcyusz, były działacz ONR, płk Ignacy Matuszewski, Jerzy Zdziechowski – polityk narodowy i b. minister skarbu, Emeryk Hutten-Czapski i Stanisław Mackiewicz, przebywała wówczas jeszcze we Francji. Trudno więc traktować ich jako sygnatariuszy tego dokumentu. Można jedynie przypuszczać, że memorandum podpisałby Mackiewicz oraz być może również Czapski (Kajetan Morawski we wspomnieniach pisał, że na początku lipca myśl o jakimś porozumieniu z Niemcami „zdawała się zaprzątać jego umysł” Mackiewicza, zaś Wojciech Wasiutyński w sierpniu tego roku po rozmowach z Czapskim zanotował, iż chce on „gadać z Niemcami”). Z drugiej strony brak jest jakichkolwiek dowodów wskazujących, że w inicjatywie płk Kowalewskiego uczestniczyli Bielecki, czy Zdziechowski. Nie można więc absolutnie przypisywać tego memorandum wszystkim politykom polskim w nim wymienionym. Cała sprawa nie miała zresztą ciągu dalszego, gdyż niemieckie ministerstwo spraw zagranicznych postanowiło polskie „próby zbliżenia” pozostawić bez odpowiedzi
Człowiekiem instytucją wśród polskiej emigracji w okresie II wojny światowej był Adam Doboszyński. Czym się zajmował?
Do kwietnia 1943 r. służył formalnie w wojsku. Za zasługi wojenne i odwagę na polu bitwy w czasie kampanii francuskiej w czerwcu 1940 r. Doboszyński został trzykrotnie odznaczony Krzyżem Walecznych oraz francuskim Croix de Guerre. Został również awansowany do stopnia porucznika. Po przybyciu do Wielkiej Brytanii w październiku 1940 r. zdecydował się pozostać w armii. Pełnił służbę 1 Korpusie Polskim w najpierw w 7. Brygadzie Kadrowej Strzelców, później 4. Dywizjonie Pociągów Pancernych, wreszcie od sierpnia 1942 r. w Centrum Wyszkolenia Saperów. W tym czasie Doboszyński rozwinął ożywioną działalność publicystyczną. W styczniu 1941 r. wydal broszurę „Wielki Naród”, w której sformułował oryginalną koncepcję „wielkiego narodu” stanowiąca unowocześnioną wersję idei jagiellońskiej. Koncepcję tę rozwinął szerzej w drugiej części „Wielkiego Narodu” wydanej w 1943 r.
Od początku pobytu Wielkiej Brytanii współpracował z wydawanym przez ks. Stanisława Bełcha pismem „Jestem Polakiem”. W marcu 1941 r. opublikował na jego łamach list otwarty do Antoniego Słonimskiego, w którym m.in. opowiedział się powojenną, masową zorganizowaną przy pomocy państw zachodnich, emigracją Żydów z ziem polskich. Za opublikowanie tego listu Doboszyński na mocy rozkazu Naczelnego Wodza został karnie przeniesiony do obozu odosobnienia w Rothesay na wyspie Bute, w którym przebywał od kwietnia do końca grudnia 1941.
Po powrocie z wyspy Bute Doboszyński związał się ze środowiskiem politycznym skupionym wokół ukazującego się od października 1941 r. pisma „Walka”. Było ono zdecydowanie opozycyjne wobec rządu gen. Sikorskiego, krytykując zwłaszcza jego polityką wschodnią zapoczątkowaną podpisaniem układu ze Związkiem Sowieckim 30 lipca 1941. Jednocześnie – nie będąc już od roku członkiem Stronnictwa Narodowego, z którego wystąpił w listopadzie 1940 r. – Doboszyński porozumiał się z Bieleckim, doprowadzając na początku 1942 r. do konsolidacji środowisk narodowych (SN, ONR-ABC, „Falangi i „niezrzeszonych narodowców’) i utworzenia Komitetu Zagranicznego Obozu Narodowego (KZON).
Prowadzona przez Doboszyńskiego batalia z rządem gen. Sikorskiego osiągnęła swoje apogeum w lutym 1943 r., gdy na łamach „Walki” opublikował on najpierw dwa ukrywane przez rząd przed polską opinią publiczną dokumenty sowieckie, a następnie list otwarty do prezydenta Raczkiewicza i gen. Sosnkowskiego, w którym wzywał do zdymisjonowania rządu gen. Sikorskiego i powierzenia funkcji premiera gen. Sosnkowskiemu. W rezultacie Doboszyński trafił do aresztu, a następnie, bez procesu – którego władze się obawiały – i pod wątpliwym od strony prawnej pretekstem, został wydalony z wojska. W późniejszym okresie Doboszyński m.in. zdecydowanie przeciwstawiał się planom wywołania powstania powszechnego w okupowanym kraju (publikując w listopadzie 1943 r. na łamach „Walki” głośny artykuł „Ekonomia krwi) oraz angażował się w propagowanie koncepcji tzw. Międzymorza.
Wspomniał Pan o wydawanych przez narodowców w Wielkiej Brytanii pismach: „Jestem Polakiem” i „Walce”. O czym pisały i jaką rolę odgrywały wśród Polaków?
[quote]„Jestem Polakiem” było tygodnikiem wydawanym w Londynie od sierpnia 1940 r. do przełomu maja i czerwca 1941 r. (w sumie ukazało się 27 numerów tego pisma). W zamyśle ks. Bełcha – 36 -letniego wówczas kapelana armii polskiej, który był spiritus movens całego przedsięwzięcia – „Jestem Polakiem” stanowić miało przeciwwagę dla liberalnych „Wiadomości Polskich”, z którymi zamierzano podjąć walkę o „rząd dusz” wśród polskiego wychodźstwa. Pismo, adresowane przede wszystkim do żołnierzy polskich w obozach wojskowych w Szkocji, cieszyło się dużą popularnością zwłaszcza wśród młodszych oficerów. Większość nakładu rozchodziła się wśród stałych abonentów. „Jestem Polakiem” wyróżniało się zdecydowanie katolickim i narodowym profilem ideowym. Nie było jednak organem Stronnictwem Narodowego. Utrzymywało się wyłącznie ze składek czytelników i przez nikogo nie było niesubwencjonowane.[/quote]
Od pierwszego numeru pismo stało się obiektem zmasowanego ataku ze strony przeciwników politycznych, nie tylko na łamach emigracyjnej prasy polskiej i posiedzeniach Rady Ministrów, ale również w „The Jewish Chronicle”, kilku innych tytułach angielskich (głównie związanym z Partią Pracy dzienniku „Daily Herald” i popularnej popołudniówce „Evening Standard”), a nawet – dwukrotnie – na forum brytyjskiego parlamentu. Ataki te – za sprawą Żydowskiej Agencji Telegraficznej – pojawiły się również po drugiej stronie Atlantyku. Głównym powodem tych ataków miał być rzekomy antysemityzm i antydemokratyzm pisma. Insynuowano mu również sympatie proniemieckie i prohitlerowskie!
Będący świadkiem tej nagonki na „Jestem Polakiem” Cat-Mackiewicz pisał, iż w pierwszym okresie działalności rządu gen. Sikorskiego na terytorium Wielkiej Brytanii „walka z kilku młodzieńcami i jednym byłym wikarym, wydającymi pismo »Jestem Polakiem«”, była – obok represji wobec oficerów piłsudczyków osadzanych w obozie w Rothesay na wyspie Bute u wybrzeży Szkocji – głównym frontem „ożywionej kampanii wewnętrznej” prowadzonej przez rząd. Dodajmy jeszcze, że rząd polski próbował nawet wymusić na Brytyjczykach internowanie ks. Bełcha w obozie na wyspie Man, gdzie przetrzymywano m.in. podejrzanych o sympatyzowania z Niemcami członków Brytyjskiej Unii Faszystów O. Mosleya. Ataki na „Jestem Polakiem” prasy żydowskiej i części prasy angielskiej oraz utrzymane w podobnym tonie wystąpienia niektórych posłów w Izbie Gmin były częścią kampanii nacisków prowadzonej przez Żydów angielskich, która miała wymusić na rządzie polskim wydanie deklaracji w sprawie żydowskiej.
Warto podkreślić, iż tej antypolskiej kampanii propagandowej sprzeciwiał się Ignacy Schwarzbart, żydowski przedstawiciel w I Radzie Narodowej RP. Uważał on, że tego typu działania prowadzą do skutków odwrotnych do zamierzonych, są niecelowe i wzmagają tylko niechętne Żydom nastroje w sferach rządowych. Ostatecznie po dziesięciu miesiącach ks. Bełch borykając się z coraz bardziej odczuwalnymi problemami finansowymi oraz groźbami wstrzymania przydziału papieru, zdecydował się zaprzestać wydawania „Jestem Polakiem”.
[quote]„Walkę” można natomiast uznać za sui generis kontynuację tygodnika „Jestem Polakiem”. Pismo wydawane było konspiracyjnie metodą hektograficzną w nieregularnych odstępach czasu i w różnej objętości, w nakładzie do kilku tysięcy egzemplarzy. Szeroko kolportowane wśród żołnierzy I Korpusu Polskiego w Szkocji, latem 1943 r. docierało nawet do skupisk polskich na Bliskim i Środkowym Wschodzie. W świetle prawa angielskiego „Walka” była pismem legalnym. Z uwagi jednak na fakt, iż większość piszących w niej autorów i współpracowników pozostawała w czynnej służbie wojskowej, wydawana była w konspiracji wobec cywilnych i wojskowych władz polskich. Pierwszy numer „Walk” ukazał się w październiku 1941 r. ostatni – wliczając również numery nadzwyczajne – w sumie osiemnasty w listopadzie 1943 r. [/quote]
Redaktorem „Walki” był przedwojenny działacz Ruchu Narodowo-Radykalnego „Falanga” Zygmunt Przetakiewicz, zaś autorem sporej części zamieszczanych w niej artykułów i spiritus movens całego przedsięwzięcia Adam Doboszyński. Wyrazisty profil ideowy „Walki”, podkreślony zdobiącą jej winietę „ręką z mieczem” (tzw. falangą), jednoznacznie wskazywał, do jakich koncepcji ideologicznych i tradycji politycznej pismo nawiązuje. Najogólniej rzecz ujmując, były to koncepcje i tradycje Ruchu Młodych Obozu Wielkiej Polski, przejęte później i rozwijane przez Obóz Narodowo-Radykalny, jak też „młodych” Stronnictwa Narodowego. „Walka” od pierwszego numeru miała być z jednej strony płaszczyzną konsolidacji „młodych” obozu narodowego, z drugiej zaś trybuną młodego pokolenia Polaków, w tym również – co charakterystyczne – „narodowych piłsudczyków”, czyli jak to często określano „pokolenia Polski niepodległej”.
„Walkę” od początku wyróżniał opozycyjny stosunek do rządu gen. Sikorskiego. Od pierwszego numeru pismo zdecydowanie krytykowało zwłaszcza politykę wschodnią rządu gen. Sikorskiego. Jak już wspomniałem prowadzona przez środowisko „Walki” batalia z rządem Sikorskiego osiągnęła swoje apogeum w lutym 1943 r. Przesilenia gabinetowego Doboszyńskiemu nie udało się jednak wówczas wywołać, choć zarówno rząd jak i Rada Narodowa RP w ostatniej dekadzie tego miesiąca zostali zmuszeni do wydania deklaracji broniących suwerenności i integralności terytorialności Rzeczpospolitej w granicach sprzed 1 września 1939 r. Kilka miesięcy później, już po tragicznej śmierci gen. Sikorskiego, która przyspieszyła zarówno dekompozycję KZON – nurtowanego przez wewnętrzne różnice pomiędzy jego członkami – jak również samego środowiska „Walki”, pismo to przestało się ukazywać.
Jakim politykiem był prezes SN, T. Bielecki? Emisariusz rząd, Jerzy Lerski ps. Jur”, niechętny endecji – z przekonań socjaldemokrata, w czasie studiów na prawniczych na UJK we Lwowie pobity w maju 1938 r. przez bojówkę Młodzieży Wszechpolskiej – podkreślał, że Bielecki był jednym z nielicznych polityków, którzy wyżej cenili interes narodowy niż partyjny. Można się z nim zgodzić?
Bielecki był niewątpliwie politykiem trzeźwo stąpającym po ziemi, realistycznie oceniającym zmieniającą się sytuację polityczną, w jakiej przyszło mu walczyć o sprawę polską na wychodźstwie w latach II wojny światowej, oraz odpowiedzialnym. Tak, „Jur” miał rację, gdy zanotował w swoich wspomnieniach , że prezes SN już w 1943 r. nie miał najmniejszych złudzeń co do tego, że „zdradzeni przez anglosaskie mocarstwa, sami będziemy musieli stawiać czoło sowieckiej ekspansji” oraz, że należał on do grona tych nielicznych polityków w „polskim Londynie”, którzy „więcej troszczyli się o dobro Patrii niż partii”.
(224)