Barbara Labuda po wydarzeniach Marca 68 wyjeżdża do Francji, gdzie działa w ruchu trockistowskim. Zafascynowana Herbertem Marcusem, Mao, Che, południowoamerykańską guerillą komunistyczną, organizuje w Paryżu wiece antyamerykańskie przeciw wojnie w Wietnamie.
Po powrocie do Polski w latach 70. współpracuje z KOR. Od 1989 r. jest posłanką na Sejm, najpierw z poparcia Komitetu Obywatelskiego, potem UD (której jest założycielką). Zdeklarowana feministka i lewaczka, od początku swej parlamentarnej kariery walczy z Kościołem, aktywnie sprzeciwia się konkordatowi, zwraca się do rzecznika praw obywatelskich, aby zaskarżył nauczanie religii w szkołach.
Od 1994 r. członkini UW. Odeszła z niej rok później, publicznie opowiadając się w drugiej turze wyborów prezydenckich po stronie Kwaśniewskiego, przeciwko Wałęsie. W nagrodę od 1995 do 2005 r. pełni funkcję ministra w Kancelarii Prezydenta. Pod koniec jego drugiej kadencji została powołana na urząd ambasadora w Luksemburgu. Na stanowisku tym tolerowali ją zarówno Fotyga, jak i Sikorski. Na odwołaną z Luksemburga w lipcu 2010 r. w kraju czekało już stanowisko ministra – „ministra ds. świeckości państwa i wielokulturowości” w tzw. gabinecie cieni Kongresu Kobiet.
[quote]W lipcu 2011 r. prezydent Komorowski odznacza ją Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.[/quote]
Placówka w Luksemburgu utworzona została specjalnie dla niej, na wniosek jej przyjaciela Kwaśniewskiego. Do swojej wyłącznej dyspozyji miała tam w pałacowej willi skromne 700 metrów kwadratowych.
Koszt utrzymania placówki przekroczył milion złotych rocznie! Były to jednak pieniądze wyrzucone w błoto. Nie wypromowała skutecznie niczego. Nawet spichconej tam pospiesznie książki „Poszukiwania”, o przemianach kobiet odrywających się od katolicyzmu po odkryciu wschodnich praktych duchowych.
O jej aktywności dyplomatycznej nikt nie słyszał. W wywiadach dla „Gazety Wyborczej” informowała natomiast bez przerwy MSZ i polską publikę o swych poszukiwaniach w obszarze duchowości.
Skompromitowana w polityce krajowej znalazła spokojną synekurę w Wielkim Księstwie, gdzie oddawała się głównie buddystycznym medytacjom, uprawianiem jogi i promowaniem wegetarianizmu, aborcji i wszelkich innych mniejszowściowych praktyk. Uważa się za buddystkę, ale – jak sama twierdzi – dobiera to, co atrakcyjne, z różnych szkół i praktyk duchowych.
[quote]W swoim gabinecie, zamiast godła RP, wywiesiła tablice z sentencjami staroindyjskimi.[/quote]
Nawet dla postępowych Luksemburczyków Labuda okazała się zbyt prowokacyjna. Do resortu napływały informacje, że głoszone przez nią poglądy nie odzwierciedlają, delikatnie mówiąc, stanowiska polskiego rządu. I to nie tylko dlatego, że były jawnie antypolskie.
Krzysztof Baliński, „MSZ – polski czy antypolski?”
(328)