Andrzej Szczypiorski

Jak idol Gazety Wyborczej wyprzedził „Nasze matki, nasi ojcowie”. Czyli jak książka ze słowami „polskość święta skurw… antysemicka” została bestsellerem w Niemczech

w Bez kategorii/III RP/PRL


Zachęcamy do obserwowania strony na Twitterze
Andrzej Szczypiorski
Andrzej Szczypiorski

Wspomniałem przed chwilą, iż nawet literaturoznawcy nie pa­miętają już wszystkich tych salonowych lewaków, których taśmo­wo, rok w rok, „politycznie poprawny” Sztokholm nagradza Noblem od wielu lat. A czy państwo pamiętają jeszcze „wiel­kiego pisarza”, mistrza Szczypiorskiego? Pewnie tak, gdyż lata 90. dopiero minęły. Lecz jeśli ktoś nie pamięta, lub jeśli nie będą pamiętały nasze dzieci i wnuki, to będzie dziwne, bo przecież A. Szczypiorski to najwybitniejszy rodzimy prozaik współ­czesny! Wpajał nam ten werdykt michnikowski „Salon” po 1989 roku, i nie wiadomo czemu zaprzestał wpajać dzisiaj — może uznał, że werdykt jest wpojony wystarczająco solidnie, by trzeba go było dalej głosić.

Szczypiorski to najbardziej symptomatyczno-syndromatyczny przykład forowania „samych swoich” przez różowy „Salon”. Poświęcam temu grafomanowi (klinicznemu grafomanowi) ca­ły 6 rozdział VI części książki, bo w życiorysie i w twórczości Szczypiorskiego skupiają się wszechstronnie i wprost drastycznie wszystkie charakterystyczne cechy polskiego intelektualisty-twórcy na usługach komunizmu tudzież „Salonu”, oraz wszystkie aspekty promocyjnych manipulacji opiniotwórczych „Salonu”. Dzisiaj (mimo terroru salonowego) mogę już pisać o tym. Za PRL-u nie mogłem, bo Szczypiorski był nietykalny. Kopnąć go mógł tylko emigrant, i M. Hemar uczynił to w oddaleniu swego Londynu:

„ Wezmę z kąta jakiegoś
Pokątnego autorka,
Jakiegoś Szczypiorskiego,
Szczypiórka, czy Szczypiorka.
I dobrodusznie — bo choćbym
Złośliwie chciał, to nie mogę —
Zamiotę nim parę razy
Emigracyjną podłogę”.

Szczypiorski rozpoczynał typowo, pracą „na czerwonym fron­cie ideologicznym”, vulgo: jako agitator wygłaszający regularne pogadanki radiowe i piszący artykuły o spełnieniu się ziemskiego raju dzięki dobroczynnej interwencji Kremla, sierpa i młota. Póź­niej (1990) ujmie tę swoją „prostytucję” tłumaczeniem łagodzą­cym alibizująco:

[quote]Olbrzymia większość środowisk intelektual­nych zbłaźniła się, mówiąc najłagodniej, współpracą ze sta­linizmem (…) Myśmy się wszyscy upaprali cokolwiek w tym śmietniku. Ja tutaj także bez winy nie jestem„.[/quote]

Równocześnie „upaprał się cokolwiek” współpracą agenturalną, sformalizowa­ną ubecko-esbecko, a kontynuowaną przez prawie ćwierć wieku. Ponieważ jednak sam nigdy nie pisnął słowa o tym, muszę po­służyć się słowami oficera UOP-u, M. Greckiego:

[quote]„S., znany i ceniony polski pisarz i publicysta, został pozy­skany na tajnego współpracownika w latach pięćdziesiątych. Przyjął kryptonim «Mirek». Niemal cala jego bliższa i dalsza rodzina miała od dawna silne związki z UB. Wyjątkiem był tu jego ojciec. Ale już wszyscy bracia i siostry ojca pracowali dla bezpieki w randze kapitanów i majorów. Wszyscy należeli do Polskiej Partii Robotniczej i później do PZPR. Wśród najbliższej rodziny S. było około siedmiu takich osób (…) On sam w młodości byłf aktywistą ZMP, potem PZPR. W 1954 roku wszedł w kontakt z jednym z wydziałów Departamentu I Mini­sterstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Dwukrotnie wyjeżdżał do Anglii, pomagając bezpiece w sprowadzeniu do kraju własnego ojca. Jako współpracownik wywiadu wyjechał do Danii na pla­cówkę dyplomatyczną. Został przeszkolony w zakresie służby wywiadowczej. Zobowiązanie i pisemnie postawione zadania podpisywał własnoręcznie nazwiskiem i pseudonimem. W Danii przebywał stosunkowo krótko. Został stamtąd wyrzucony za malwersacje. Udowodniono mu prowadzenie nielegalnych kom­binacji o charakterze finansowym. W 1963 roku oficer wywiadu przeprowadził z nim dwie rozmowy operacyjne, w czasie których S. potwierdził swą wolę współpracy z SB. Jeszcze wie­lokrotnie, przy okazji wyjazdów zagranicznych, był «zadaniowany» przez wywiad. Podpisywał wyznaczane mu zadania i ko­lejne zobowiązania. Nigdy nie odnaleziono dokumentów, które świadczyłyby o zaprzestaniu współpracy. W latach sześćdziesią­tych S. był aktywnym publicystą głoszącym ideały PZPR. Dopiero w latach siedemdziesiątych zaczął odgrywać rolę jednego ze sztandarowych opozycjonistów”.[/quote]

Andrzej-szczypiorski„Opozycjonistą” (bezwzględnie przy użyciu cudzysłowu, albo­wiem mówimy o „opozycji koncesjonowanej” vel „licencjono­wanej”; jako „opozycjonista” Szczypiorski regularnie wizytu­je… szefa bezpieki, generała Kiszczaka!) — TW „Mirek” został widząc, iż różowy „Salon” (finansowany przez międzynarodowy „Salon”) zaczyna dawać lepszy żłób niż reżim (koniecznie mu­szę tu jeszcze raz przypomnieć słowa świętej pamięci L. Tyrmanda, iż tacy jak A. Szczypiorski przeszli na antyreżimowość „kiedy nieszkodliwym krzykiem i niezgadzaniem się można już było w Polsce wybornie zarobkować, lepiej niż dotychczasowym służalstwem”).

Mimo że cała ta „opozycja” to była swoista „commedia dell’arte” — SB postanowiła inwigilować „opozycjonistę” A. Szczypiorskiego („sicher ist sicher”). Skaptowała więc jego syna, który jako TW „Gaweł” donosił na tatusia, lecz nie ideowo, tylko: dla grosza, panie, dla grosza […]

Po dogoworce okrągłostołowej „dano mu skrzydła” (tatusio­wi). J. R. Nowak: „Wysławiany jako «wielki pisarz-moralista», Szczypiorski zyskał sobie niebywałą klakę w «czerwono-różowych» mediach po 1989 roku. Jakiś chwalca posunął się nawet do nazwania «

Początku» Szczypiorskiego nowym «Quo vadis» (!). Do rangi niebywałego autorytetu wywindowa­no jednego z dawnych peerelowskich «inżynierów dusz», przez wiele lat operującego najbardziej wyświechtanymi kłamstwami propagandowymi. Po czerwcu 1989 zdobył sobie jednak szcze­gólne zasługi w oczach różnych postkomunistycznych dziennika­rzy i polityków — za konsekwentne wybielanie PRL-u, za za­ciętą obronę szańców «grubej kreski», za pełne nieukrywanej furii ataki na wszelkich prawicowych «oszołomów» i «frustratów» „.

Nie oszczędzał nikogo komu „Salon” niemiły. Różaniec mo­dlitewny porównywał z harapem (sic!), a cały Kościół z terro­rem („Nigdzie na świecie nie ma takiego zagrożenia klerykalnego jak u nas”). Terrorem więc nie mógł być antykościelny system PRL-u — był to, wedle Szczypiorskiego, „system ope­retkowy”, a czyż operetka może być opresyjna? Ćwierć wieku wcześniej ten sam człowiek głosił z emfazą:

[quote]Polska Ludowa jest ukoronowaniem tysiąca lat narodowej historii” (sic!). Dla­tego już w PRL-u robił za dużą figurę. W III RP robił za gigan­ta. Transakcja między literatami-renegatami a UD i całą michnikowszczyzną wypromowała ku szczytom kilkanaście nazwisk, lecz sam wierzchołek zajął TW „Mirek” jako literacki król. Co mocno degustowało niezależnych. R. A. Ziemkiewicz: „Najbar­dziej udanej z takich transakcji dokonał oczywiście Putrament Unii Demokratycznej, Andrzej Szczypiorski (…) Gdy kolabora­cja i małość stają się postawami godnymi pochwały, gdy auto­rytetem moralnym czyni się człowieka, który strawił życie na podlizywaniu się władzy — to, doprawdy, lepiej od razu za­mknąć sklepik. W takiej sytuacji pozostaje jedynie nurzać się w gorzale i szukać u Urbana potwierdzenia, ze przecież na świecie są same świnie, więc kto się świni, nie robi nic złego.[/quote]

Wątpliwości pod adresem „ Szczypiora” jako „moralnego au­torytetu” mieli również Niemcy. Szczypiorski przypodchlebiał się ze wszystkich sił naszym zachodnim sąsiadom. Wygłaszał tam liczne odczyty, którymi opluwał Polskę i Polaków; exemplum:

„ — Cechy charakterystyczne społeczeństwa polskiego to: alko­holizm, nieuczciwość, brak tolerancji względem inaczej myślą­cych, nieposzanowanie pracy zarówno cudzej, jak i własnej. Wypadałoby zapytać, czy takiemu społeczeństwu przysługu­je miano chrześcijańskiego”. Równocześnie chwalił „elitę” (ró­żową inteligencję) jako światłą i nieskorumpowaną, a PRL ba­gatelizował po swojemu jako „system operetkowy”.

To pierw­sze zdumiało warszawskiego korespondenta prasy niemieckiej, K. Bachmanna, który wyśmiał tezę o niekolaborującej inteligencji polskiej; to drugie zdenerwowało byłego enerdowskiego dysy­denta, J. Reicha:

[quote]Szczypiorski przedstawia nam polski operet­kowy komunizm, ze skorumpowanymi i gotowymi do kapitulacji władzami i leniwą tajną policją. Jednak nie bardzo pasuje mi do tego obrazu zabójstwo ks. Jerzego Popiełuszki, internowanie tysięcy przeciwników systemu po wprowadzeniu «stanu wojen­nego», setki ofiar: zabitych i rannych, w Gdańsku, Radomiu, Nowej Hucie, czy wreszcie morderstwa zlecone przez sądy kap­turowe, a popełnione na działaczach «Solidarności»”.[/quote]

[…] Dlaczego akurat w Austrii i w Niem­czech? Z dwóch powodów. Pierwszy (lub drugi, kolejność jest tu bez znaczenia) to fakt, że o tym, kogo spośród cudzoziem­skich autorów tłumaczyło się, wydawało i reklamowało w Austrii i w Niemczech decydował przez kilkadziesiąt lat tamtejszy „pa­pież krytyki” vel „papież literatury niemieckiej”, legendarny M. Reich-Ranicki. Człowiek-instytucja. Świat XX wieku nie znał drugiego tytana, który niczym M-R-R — jednoosobowo — decydowałby o karierach literackich w całym obszarze jednego spośród czterech głównych języków globu.

[quote]U schyłku XX stule­cia wyszło na jaw, że od 1945 roku ten polsko-niemiecki Żyd był oficerem bezpieki komunistycznej (najpierw NKWD, później UB, wreszcie Stasi). To on wprowadził kolegę, TW „Mirka”, na niemieckojęzyczne (niemieckie i austriackie) salony literackie, to on wmówił Niemcom i Austriakom, że Szczypiorski jest wir­tuozem współczesnej literatury, i to on uczynił tam pewną kiep­ską literacko książkę Szczypiorskiego (o niej za chwilę) arcy­dziełem prozatorskim XX wieku (funkcjonowało tu zresztą pikne „sprzężenie zwrotne”‚. Ranicki wskazywał nadwiślańską chwałę swego pupila, a im bardziej w Niemczech i w Austrii sławiono Szczypiorskiego, tym łatwiej było go lansować nad Wisłą polskiemu „Salonowi”, wskazującemu i cytującemu „zagranicę”).[/quote]

Andrzej-szczypiorskiLecz był i drugi powód niemieckojęzycznego sukcesu grafo­mana. Niemcy uwielbiają czytać, że Polacy są wredni, kołtuń­scy i antysemiccy. Bez takich treści nawet Ranickiemu promocja A. Szczypiorskiego nie udałaby się tam bez kłopotów.

We wspo­mnianej książce „Początek” (Niemcy dali jej tytuł: „Piękna pa­ni Seidenmann”) czytamy o Polsce: „Święta Polska, cierpiąca i mężna. Polskość święta, zapita, skurwiona, sprzedajna, z gę­bą wypchaną frazesem, antysemicka, antyniemiecka, antyrosyj­ska, anty ludzka. Pod obrazkiem Najświętszej Panienki”.

Wokół tej kalumni (ze szczególnym uwzględnieniem polskiego anty­semityzmu) została osnuta cała treść: Polacy wydają Żydówkę Niemcom, ale hitlerowski oficer i drugi Niemiec (również przy­zwoity człowiek, jak to Niemcy) wypuszczają kobietę na wol­ność i ratują jej życie, tyle że cały ten ich wysiłek jest długo­dystansowo bezowocny, bo ćwierć wieku później (1968) Pola­cy i tak ją załatwią we właściwy im sposób. Wszystko. To nie my — to Polacy gnębili i mordowali Żydów! Czytelnicy za Odrą szaleli ze szczęścia. Superbestseller. Do dzisiaj Szczypiorski jest dla Niemców chlubą literatury XX-wiecznej. Oczyścił Zygfry­dów, ujawnił swym genialnym piórem prawdziwych antysemi­tów !

Antysemici winni zaleźć Szczypiorskiemu za skórę już w 1968 roku, gdy komunistyczny reżim, będący według Szczypiorskiego „ukoronowaniem tysiąca lat narodowej historii”‚, wszczął kam­panię „antysyjonistyczną”. Lecz tak się nie stało — Żyd Szczy­piorski jeszcze parę lat politrukował dla tego reżimu przez radio, bo jako TW „Mirek” był pod czułym protektoratem SB. Antyse­micki rok 1968 jakoś mu nie wadził. […]

J. Stoła opublikował w roku 1997 artykuł pt. „Ci straszni Po­lacy, ta straszna Polska. Dlaczego Andrzej Szczypiorski jest promowany w Niemczech”. Cytuję fragment:

[quote]Sale, w których odbywają się spotkania autorskie Szczypiorskiego, czy też zwy­kłe dyskusje, są zawsze wypełnione po brzegi. Przychodzą na nie nie tylko Niemcy, ale w dużym procencie Żydzi, aby nasłu­chać się o polskim antysemityzmie„.[/quote]

Były to o antysemityzmie wieści kluczowe i dla Żydów, i dla Niemców. Dla Żydów, ponie­waż Herr Szczypiorski przytakiwał Żydom, że ich głównym wro­giem — motorem i mocodawcą antysemityzmu — jest Kościół katolicki. A dla Niemców — bo im tłumaczył, że do Holocaustu popchnęło ich chrześcijaństwo. Teza Szczypiorskiego (pierwszy raz wyłożona w 1990 roku) brzmiała tak:

[quote]Kościół rzymski nie był bez ciężkiej winy. Jeśli istnieje w ogóle jakaś dialektyka hi­storii, to w jej świetle można by zaryzykować pogląd, że naród niemiecki wziął na siebie wykonanie tej zbrodni, która się prze­wijała przez stulecia w brudnych, złych snach chrześcijańskiej Europy”.[/quote] […]

Waldemar Łysiak, fragment książki „Rzeczpospolita kłamców. Salon”

(376)

Chcesz podzielić się z Czytelnikami portalu swoim tekstem? Wyślij go nam lub dowiedz się, jak założyć bloga na stronie.
Kontakt: niezlomni.com(at)gmail.com. W sierpniu czytało nas blisko milion osób!
Dołącz, porozmawiaj, wyraź swoją opinię. Grupa sympatyków strony Niezlomni.com

Redakcja serwisu Niezłomni.com nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zawartych w komentarzach użytkowników. Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu.
Jednocześnie informujemy, że komentarze wulgarne oraz wyrażające groźby będą usuwane.
Ładowanie komentarzy Facebooka ...

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

*

Korzystając z formularza, zgadzam się z polityką prywatności portalu

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.