Wspomniałem przed chwilą, iż nawet literaturoznawcy nie pamiętają już wszystkich tych salonowych lewaków, których taśmowo, rok w rok, „politycznie poprawny” Sztokholm nagradza Noblem od wielu lat. A czy państwo pamiętają jeszcze „wielkiego pisarza”, mistrza Szczypiorskiego? Pewnie tak, gdyż lata 90. dopiero minęły. Lecz jeśli ktoś nie pamięta, lub jeśli nie będą pamiętały nasze dzieci i wnuki, to będzie dziwne, bo przecież A. Szczypiorski to najwybitniejszy rodzimy prozaik współczesny! Wpajał nam ten werdykt michnikowski „Salon” po 1989 roku, i nie wiadomo czemu zaprzestał wpajać dzisiaj — może uznał, że werdykt jest wpojony wystarczająco solidnie, by trzeba go było dalej głosić.
Szczypiorski to najbardziej symptomatyczno-syndromatyczny przykład forowania „samych swoich” przez różowy „Salon”. Poświęcam temu grafomanowi (klinicznemu grafomanowi) cały 6 rozdział VI części książki, bo w życiorysie i w twórczości Szczypiorskiego skupiają się wszechstronnie i wprost drastycznie wszystkie charakterystyczne cechy polskiego intelektualisty-twórcy na usługach komunizmu tudzież „Salonu”, oraz wszystkie aspekty promocyjnych manipulacji opiniotwórczych „Salonu”. Dzisiaj (mimo terroru salonowego) mogę już pisać o tym. Za PRL-u nie mogłem, bo Szczypiorski był nietykalny. Kopnąć go mógł tylko emigrant, i M. Hemar uczynił to w oddaleniu swego Londynu:
„ Wezmę z kąta jakiegoś
Pokątnego autorka,
Jakiegoś Szczypiorskiego,
Szczypiórka, czy Szczypiorka.
I dobrodusznie — bo choćbym
Złośliwie chciał, to nie mogę —
Zamiotę nim parę razy
Emigracyjną podłogę”.
Szczypiorski rozpoczynał typowo, pracą „na czerwonym froncie ideologicznym”, vulgo: jako agitator wygłaszający regularne pogadanki radiowe i piszący artykuły o spełnieniu się ziemskiego raju dzięki dobroczynnej interwencji Kremla, sierpa i młota. Później (1990) ujmie tę swoją „prostytucję” tłumaczeniem łagodzącym alibizująco:
[quote]Olbrzymia większość środowisk intelektualnych zbłaźniła się, mówiąc najłagodniej, współpracą ze stalinizmem (…) Myśmy się wszyscy upaprali cokolwiek w tym śmietniku. Ja tutaj także bez winy nie jestem„.[/quote]
Równocześnie „upaprał się cokolwiek” współpracą agenturalną, sformalizowaną ubecko-esbecko, a kontynuowaną przez prawie ćwierć wieku. Ponieważ jednak sam nigdy nie pisnął słowa o tym, muszę posłużyć się słowami oficera UOP-u, M. Greckiego:
[quote]„S., znany i ceniony polski pisarz i publicysta, został pozyskany na tajnego współpracownika w latach pięćdziesiątych. Przyjął kryptonim «Mirek». Niemal cala jego bliższa i dalsza rodzina miała od dawna silne związki z UB. Wyjątkiem był tu jego ojciec. Ale już wszyscy bracia i siostry ojca pracowali dla bezpieki w randze kapitanów i majorów. Wszyscy należeli do Polskiej Partii Robotniczej i później do PZPR. Wśród najbliższej rodziny S. było około siedmiu takich osób (…) On sam w młodości byłf aktywistą ZMP, potem PZPR. W 1954 roku wszedł w kontakt z jednym z wydziałów Departamentu I Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Dwukrotnie wyjeżdżał do Anglii, pomagając bezpiece w sprowadzeniu do kraju własnego ojca. Jako współpracownik wywiadu wyjechał do Danii na placówkę dyplomatyczną. Został przeszkolony w zakresie służby wywiadowczej. Zobowiązanie i pisemnie postawione zadania podpisywał własnoręcznie nazwiskiem i pseudonimem. W Danii przebywał stosunkowo krótko. Został stamtąd wyrzucony za malwersacje. Udowodniono mu prowadzenie nielegalnych kombinacji o charakterze finansowym. W 1963 roku oficer wywiadu przeprowadził z nim dwie rozmowy operacyjne, w czasie których S. potwierdził swą wolę współpracy z SB. Jeszcze wielokrotnie, przy okazji wyjazdów zagranicznych, był «zadaniowany» przez wywiad. Podpisywał wyznaczane mu zadania i kolejne zobowiązania. Nigdy nie odnaleziono dokumentów, które świadczyłyby o zaprzestaniu współpracy. W latach sześćdziesiątych S. był aktywnym publicystą głoszącym ideały PZPR. Dopiero w latach siedemdziesiątych zaczął odgrywać rolę jednego ze sztandarowych opozycjonistów”.[/quote]
„Opozycjonistą” (bezwzględnie przy użyciu cudzysłowu, albowiem mówimy o „opozycji koncesjonowanej” vel „licencjonowanej”; jako „opozycjonista” Szczypiorski regularnie wizytuje… szefa bezpieki, generała Kiszczaka!) — TW „Mirek” został widząc, iż różowy „Salon” (finansowany przez międzynarodowy „Salon”) zaczyna dawać lepszy żłób niż reżim (koniecznie muszę tu jeszcze raz przypomnieć słowa świętej pamięci L. Tyrmanda, iż tacy jak A. Szczypiorski przeszli na antyreżimowość „kiedy nieszkodliwym krzykiem i niezgadzaniem się można już było w Polsce wybornie zarobkować, lepiej niż dotychczasowym służalstwem”).
Mimo że cała ta „opozycja” to była swoista „commedia dell’arte” — SB postanowiła inwigilować „opozycjonistę” A. Szczypiorskiego („sicher ist sicher”). Skaptowała więc jego syna, który jako TW „Gaweł” donosił na tatusia, lecz nie ideowo, tylko: dla grosza, panie, dla grosza […]
Po dogoworce okrągłostołowej „dano mu skrzydła” (tatusiowi). J. R. Nowak: „Wysławiany jako «wielki pisarz-moralista», Szczypiorski zyskał sobie niebywałą klakę w «czerwono-różowych» mediach po 1989 roku. Jakiś chwalca posunął się nawet do nazwania «
Początku» Szczypiorskiego nowym «Quo vadis» (!). Do rangi niebywałego autorytetu wywindowano jednego z dawnych peerelowskich «inżynierów dusz», przez wiele lat operującego najbardziej wyświechtanymi kłamstwami propagandowymi. Po czerwcu 1989 zdobył sobie jednak szczególne zasługi w oczach różnych postkomunistycznych dziennikarzy i polityków — za konsekwentne wybielanie PRL-u, za zaciętą obronę szańców «grubej kreski», za pełne nieukrywanej furii ataki na wszelkich prawicowych «oszołomów» i «frustratów» „.
Nie oszczędzał nikogo komu „Salon” niemiły. Różaniec modlitewny porównywał z harapem (sic!), a cały Kościół z terrorem („Nigdzie na świecie nie ma takiego zagrożenia klerykalnego jak u nas”). Terrorem więc nie mógł być antykościelny system PRL-u — był to, wedle Szczypiorskiego, „system operetkowy”, a czyż operetka może być opresyjna? Ćwierć wieku wcześniej ten sam człowiek głosił z emfazą:
[quote]Polska Ludowa jest ukoronowaniem tysiąca lat narodowej historii” (sic!). Dlatego już w PRL-u robił za dużą figurę. W III RP robił za giganta. Transakcja między literatami-renegatami a UD i całą michnikowszczyzną wypromowała ku szczytom kilkanaście nazwisk, lecz sam wierzchołek zajął TW „Mirek” jako literacki król. Co mocno degustowało niezależnych. R. A. Ziemkiewicz: „Najbardziej udanej z takich transakcji dokonał oczywiście Putrament Unii Demokratycznej, Andrzej Szczypiorski (…) Gdy kolaboracja i małość stają się postawami godnymi pochwały, gdy autorytetem moralnym czyni się człowieka, który strawił życie na podlizywaniu się władzy — to, doprawdy, lepiej od razu zamknąć sklepik. W takiej sytuacji pozostaje jedynie nurzać się w gorzale i szukać u Urbana potwierdzenia, ze przecież na świecie są same świnie, więc kto się świni, nie robi nic złego.[/quote]
Wątpliwości pod adresem „ Szczypiora” jako „moralnego autorytetu” mieli również Niemcy. Szczypiorski przypodchlebiał się ze wszystkich sił naszym zachodnim sąsiadom. Wygłaszał tam liczne odczyty, którymi opluwał Polskę i Polaków; exemplum:
„ — Cechy charakterystyczne społeczeństwa polskiego to: alkoholizm, nieuczciwość, brak tolerancji względem inaczej myślących, nieposzanowanie pracy zarówno cudzej, jak i własnej. Wypadałoby zapytać, czy takiemu społeczeństwu przysługuje miano chrześcijańskiego”. Równocześnie chwalił „elitę” (różową inteligencję) jako światłą i nieskorumpowaną, a PRL bagatelizował po swojemu jako „system operetkowy”.
To pierwsze zdumiało warszawskiego korespondenta prasy niemieckiej, K. Bachmanna, który wyśmiał tezę o niekolaborującej inteligencji polskiej; to drugie zdenerwowało byłego enerdowskiego dysydenta, J. Reicha:
[quote]Szczypiorski przedstawia nam polski operetkowy komunizm, ze skorumpowanymi i gotowymi do kapitulacji władzami i leniwą tajną policją. Jednak nie bardzo pasuje mi do tego obrazu zabójstwo ks. Jerzego Popiełuszki, internowanie tysięcy przeciwników systemu po wprowadzeniu «stanu wojennego», setki ofiar: zabitych i rannych, w Gdańsku, Radomiu, Nowej Hucie, czy wreszcie morderstwa zlecone przez sądy kapturowe, a popełnione na działaczach «Solidarności»”.[/quote]
[…] Dlaczego akurat w Austrii i w Niemczech? Z dwóch powodów. Pierwszy (lub drugi, kolejność jest tu bez znaczenia) to fakt, że o tym, kogo spośród cudzoziemskich autorów tłumaczyło się, wydawało i reklamowało w Austrii i w Niemczech decydował przez kilkadziesiąt lat tamtejszy „papież krytyki” vel „papież literatury niemieckiej”, legendarny M. Reich-Ranicki. Człowiek-instytucja. Świat XX wieku nie znał drugiego tytana, który niczym M-R-R — jednoosobowo — decydowałby o karierach literackich w całym obszarze jednego spośród czterech głównych języków globu.
[quote]U schyłku XX stulecia wyszło na jaw, że od 1945 roku ten polsko-niemiecki Żyd był oficerem bezpieki komunistycznej (najpierw NKWD, później UB, wreszcie Stasi). To on wprowadził kolegę, TW „Mirka”, na niemieckojęzyczne (niemieckie i austriackie) salony literackie, to on wmówił Niemcom i Austriakom, że Szczypiorski jest wirtuozem współczesnej literatury, i to on uczynił tam pewną kiepską literacko książkę Szczypiorskiego (o niej za chwilę) arcydziełem prozatorskim XX wieku (funkcjonowało tu zresztą pikne „sprzężenie zwrotne”‚. Ranicki wskazywał nadwiślańską chwałę swego pupila, a im bardziej w Niemczech i w Austrii sławiono Szczypiorskiego, tym łatwiej było go lansować nad Wisłą polskiemu „Salonowi”, wskazującemu i cytującemu „zagranicę”).[/quote]
Lecz był i drugi powód niemieckojęzycznego sukcesu grafomana. Niemcy uwielbiają czytać, że Polacy są wredni, kołtuńscy i antysemiccy. Bez takich treści nawet Ranickiemu promocja A. Szczypiorskiego nie udałaby się tam bez kłopotów.
We wspomnianej książce „Początek” (Niemcy dali jej tytuł: „Piękna pani Seidenmann”) czytamy o Polsce: „Święta Polska, cierpiąca i mężna. Polskość święta, zapita, skurwiona, sprzedajna, z gębą wypchaną frazesem, antysemicka, antyniemiecka, antyrosyjska, anty ludzka. Pod obrazkiem Najświętszej Panienki”.
Wokół tej kalumni (ze szczególnym uwzględnieniem polskiego antysemityzmu) została osnuta cała treść: Polacy wydają Żydówkę Niemcom, ale hitlerowski oficer i drugi Niemiec (również przyzwoity człowiek, jak to Niemcy) wypuszczają kobietę na wolność i ratują jej życie, tyle że cały ten ich wysiłek jest długodystansowo bezowocny, bo ćwierć wieku później (1968) Polacy i tak ją załatwią we właściwy im sposób. Wszystko. To nie my — to Polacy gnębili i mordowali Żydów! Czytelnicy za Odrą szaleli ze szczęścia. Superbestseller. Do dzisiaj Szczypiorski jest dla Niemców chlubą literatury XX-wiecznej. Oczyścił Zygfrydów, ujawnił swym genialnym piórem prawdziwych antysemitów !
Antysemici winni zaleźć Szczypiorskiemu za skórę już w 1968 roku, gdy komunistyczny reżim, będący według Szczypiorskiego „ukoronowaniem tysiąca lat narodowej historii”‚, wszczął kampanię „antysyjonistyczną”. Lecz tak się nie stało — Żyd Szczypiorski jeszcze parę lat politrukował dla tego reżimu przez radio, bo jako TW „Mirek” był pod czułym protektoratem SB. Antysemicki rok 1968 jakoś mu nie wadził. […]
J. Stoła opublikował w roku 1997 artykuł pt. „Ci straszni Polacy, ta straszna Polska. Dlaczego Andrzej Szczypiorski jest promowany w Niemczech”. Cytuję fragment:
[quote]Sale, w których odbywają się spotkania autorskie Szczypiorskiego, czy też zwykłe dyskusje, są zawsze wypełnione po brzegi. Przychodzą na nie nie tylko Niemcy, ale w dużym procencie Żydzi, aby nasłuchać się o polskim antysemityzmie„.[/quote]
Były to o antysemityzmie wieści kluczowe i dla Żydów, i dla Niemców. Dla Żydów, ponieważ Herr Szczypiorski przytakiwał Żydom, że ich głównym wrogiem — motorem i mocodawcą antysemityzmu — jest Kościół katolicki. A dla Niemców — bo im tłumaczył, że do Holocaustu popchnęło ich chrześcijaństwo. Teza Szczypiorskiego (pierwszy raz wyłożona w 1990 roku) brzmiała tak:
[quote]Kościół rzymski nie był bez ciężkiej winy. Jeśli istnieje w ogóle jakaś dialektyka historii, to w jej świetle można by zaryzykować pogląd, że naród niemiecki wziął na siebie wykonanie tej zbrodni, która się przewijała przez stulecia w brudnych, złych snach chrześcijańskiej Europy”.[/quote] […]
Waldemar Łysiak, fragment książki „Rzeczpospolita kłamców. Salon”
(376)