Wszyscy świetnie pamiętają sytuację, gdy dziennikarz ,,Gazety Wyborczej” wcielił się w rolę czarnoskórego uczestnika Marszu Niepodległości, pastując sobie twarz. W jego ślady poszli jego redakcyjni koledzy i koleżanki, którzy wystąpili w roli aktywistów ekologicznych.
O sprawie informuje serwis wPolityce.pl, który podaje, że pikietowali oni przed ministerstwem środowiska. Kiedy policja wylegitymowała ich, okazało się, że…. wszyscy byli oni dziennikarzami „Gazety Wyborczej” lub współpracownikami. Skąd taka mobilizacja?
Poniedziałek był dla Greenpeace ważnym dniem.
Odbędzie się pierwsze posiedzenie Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, na którym omawiana będzie sprawa Puszczy Białowieskiej. Co ważne, zapadać będzie decyzja o podtrzymaniu wprowadzonego ponad miesiąc temu tymczasowego zakazu wycinki i wywożenia drewna z Puszczy. PS. Jeśli jesteście w Warszawie i macie chwilę, wpadajcie na 14.30 pod Ministerstwo Wycinki Puszczy (zwane czasem dla niepoznaki Ministerstwem Środowiska) i tutaj pokażcie swoją solidarność. My będziemy.
– czytamy na profilu Greenpeace na Facebooku.
Co zrobić, gdy frekwencja nie dopisze? Na ratunek ruszyli dziennikarze GW. Dziennikarze i współpracownicy obkleili się naklejkami z napisem Greenpeace i przybyli pod ministerstwo środowiska. Sprawa wyszła na jaw, kiedy policja zaczęła legitymować zgromadzonych.
Żałosny koniec i kompromitacja awantury wokół Puszczy Białowieskiej
– podsumowuje wPolityce.pl.
Dziennikarze ,,GW” chcieli zrobić ,,tłum” pod telewizyjne relacje z wysłuchania strony polskiej ws. decyzji Trybunału o wstrzymaniu wycinki w Puszczy Białowieskiej. Samej transmisji z rozmów z ministrem środowiska Janem Szyszko oraz dyrektorem generalnych Lasów Państwowych Konradem Tomaszewskim nie będzie, bo Trybunał… nie wyraził zgody na relację telewizyjną. Dlatego siłą rzeczy kamery skierowane były na grupkę demonstrantów.
To nie pierwsza taka sytuacja. Wcześniej dziennikarze GW i innych mediów wcielili się we wściekły tłum:
(3434)