Ten dzień miał różnić się od ich dotychczasowej rzeczywistości za murami obozu koncentracyjnego. Dano im możliwość rozegrania piłkarskiego meczu, w którym przeciwnikami mieli być ich oprawcy. Wszyscy wiedzieli, że w przypadku zwycięstwa może czekać ich śmierć – pisze Przemysław Gajzler.
Baraki odgrodzone murem i drutem kolczastym, a nad bramą napis „Arbeit macht frei” – podobnie jak w Oświęcimiu, tyle że tu nikt nie przekrzywił jednej z liter. Była jeszcze jedna różnica. Wewnątrz obozu znajdowało się boisko piłkarskie, otoczone linami, niczym ring bokserski. Ustawiono nawet drewniane bramki. Linie usypano z pokruszonej kredy. W Jeleniej Górze więźniowie mieli zmierzyć się z niemieckimi żołnierzami SS. To nie mógł być zwykły mecz.
FUTBOL W OBOZIE? NORMALKA
Trudno w to uwierzyć, ale w prawie wszystkich obozach koncentracyjnych z okresu drugiej wojny światowej rozegrano przynajmniej jeden mecz piłki nożnej. Nawet w Auschwitz-Birkenau znaleziono miejsce dla futbolu.
– Znajdowało się tuż obok… krematorium – tłumaczy Veronica Springmann, specjalizująca się w historii nazizmu.
Boisko nie było jednak tak dobrze oznaczone, jak jeleniogórski plac do gry. No i grano na nim nie przeciwko Niemcom, a między sobą. Mierzyły się tam ze sobą naprędce zwołane drużyny Krankenbau i Blok 15.
W obozie w Theresienstadt powołano do życia nawet lokalną ligę, z własnymi specjalnymi zasadami. Grano siedmiu na siedmiu, dwa razy po 35 minut, a mecze mogli oglądać inni osadzeni. – Fani sportu dopingowali swoje zespoły gromkimi okrzykami – pisał w swoim raporcie Hans Günther Adler. W obozie istniała gazeta relacjonująca przebieg wszystkich spotkań, którą na jedynej dostępnej maszynie do pisania, redagował 14-letni chłopiec. Jedna z grających w tej niezwykłej lidze drużyn miała dać początek założonej oficjalnie w 1948 roku Fortunie Kolonia.
DRUŻYNA HISZPANÓW W MAUTHAUSEN
[quote]Często tworzono drużyny składające się tylko z przedstawicieli jednego narodu i konfrontowano je z innymi nacjami. We wspomnianym Theresienstadt drużyna Magibor Prag, miała w swoim składzie jedynie Czechów. W Mauthausen była drużyna Hiszpanów, a gdzie indziej zespoły Polaków, Rosjan, no i Żydów. Nierzadko obok siebie na boisku występowali „kapo” i zwykli więźniowie.[/quote]
Piłka nożna i ćwiczenia gimnastyczne nie miały być przywilejem nadanym przez Niemców, a jednym ze sposobów na utrzymanie dyscypliny w obozie. Jeszcze niedawno niewiele było na ten temat wiadomo. Większość historyków zajmujących się tematem obozów nie uważała tego za nic ważnego i pomijała w ogóle kwestię sportu. Interesujące fakty na ten temat przybliżył Arnold Mostowicz, pisarz osadzony w jeleniogórskim obozie.
OBRONIŁ KARNEGO I ZGINĄŁ
Do Jeleniej Góry trafił z Auschwitz, ewakuowany z innymi więźniami przez wycofujących się Niemców. Był świadkiem dramatycznego meczu, jaki rozegrano, na dobrze przygotowanym wcześniej boisku. Przeciwnikiem więźniów, głównie węgierskich Żydów, była drużyna niemieckich żołnierzy.
[quote]- Było to zadziwiające wydarzenie. W meczu był nawet sędzia, którym był umundurowany esesman. Kiedy przygotowania się skończyły na boisko wybiegły dwie drużyny. Więźniowie byli w pasiakach, ale zamiast noszonych na co dzień drewniaków mieli skórzane buty, które widocznie otrzymali na czas meczu. A Niemcy w białych podkoszulkach i spodniach od mundurów[/quote]
– wspominał Mostowicz.
Ten mecz mógł mieć tylko jednego faworyta, ale wychudzeni więźniowie długo stawiali skuteczny opór dobrze odżywionym i wytrenowanym SS-manom. W bramce dwoił się i troił Ferencz Moroz, który prawdopodobnie rozgrywał mecz… życia. Skapitulował tylko raz, ale jego boiskowi partnerzy zdołali wyrównać.
[quote]- W ostatniej minucie sędzia podyktował przeciwko drużynie więźniów problematyczny rzut karny. Wywołało to gwałtowną reakcję ze strony kibicujących więźniów. Wydawało się, że więźniowie wtargną na boisko i pobiją sędziego i gdyby nie fakt, że sędzia miał na sobie mundur SS, prawdopodobnie tak by się stało[/quote]
– relacjonował Mostowicz. Węgierski bramkarz obronił jedenastkę, a uradowany tłum wbiegł na boisko. Moroz kilka dni później już nie żył, śmiertelnie raniony przez jednego z niemieckich żołnierzy. Równie smutny był los strzelca wyrównującej bramki, który podczas prac zatruł się siarką i umarł.
NIE BYŁO „UCIECZKI DO ZWYCIĘSTWA”, ANI MECZU ŚMIERCI?
Prawdziwą legendą obrósł „mecz śmierci”, jaki w 1942 roku rozegrali ukraińscy jeńcy, przed wojną piłkarze Dynama Kijów, z niemieckim zespołem Luftwaffe, Flakelf. Ukraińcy zawstydzili swoich niemieckich oprawców, pokonując ich aż 5:1. Wielu z nich zostało niedługo później aresztowanych i wysłanych do obozów pracy, gdzie niektórzy ponieśli śmierć.
Efektowna wygrana jeńców odbiła się takim echem, że już po wojnie powstało kilka filmów fabularnych, inspirowanych tym wydarzeniem. W obrazie „Dwie połowy w piekle” – Zoltána Fábriego, niespodziewani zwycięzcy zostają rozstrzelani jeszcze na boisku, w trakcie radości ze zdobycia kolejnej bramki. Również znana na całym świecie „Ucieczka do zwycięstwa” była w luźny sposób oparta na kijowskich wydarzeniach, choć akcję dramatu przeniesiono gdzie indziej. W filmie w rolę jednego z piłkarzy wcielił się nawet Kazimierz Deyna.
Rzeczywistość była jednak nieco inna niż fabularyzowany opis wydarzeń. Nikogo nie rozstrzelano ani nikt nie wykorzystał meczu do spektakularnej ucieczki. Poważne wątpliwości wzbudza także fakt, jakoby aresztowania i śmierć piłkarzy miały związek z pokonaniem Niemców. Prawdziwą przyczyną wykonywania na nich wyroków, była najprawdopodobniej przynależność zawodników do sowieckiej NKWD.
ZNANI PIŁKARZE ZA MURAMI
Wraz ze wszystkimi innymi warstwami społecznymi za obozowe mury trafiło też wielu znanych przed wojną piłkarzy. W Auschwitz zginął Arpad Weisz, węgierski piłkarz światowej klasy, a następnie trener włoskich klubów. Podobny los spotkał Mariana Einbachera, który w 1921 roku uczestniczył w pierwszym w historii meczu piłkarskim reprezentacji Polski.
Nielicznym udało się przeżyć. Byli wśród nich Jirka Tesar, były bramkarz reprezentacji młodzieżowej Czechosłowacji, Jan Burka czy Czesław Sowul, przed wojną zawodnik pierwszoligowej Garbarni Kraków, oznaczony w Auschwitz numerem obozowym 167. Jak podają jednak statystyki, na tysiące zabitych, jedynie około 60 piłkarzom, po pobycie w obozie koncentracyjnym, udało się wrócić do sportu.
Niektórym to właśnie piłka miała uratować życie. Śmierci uniknął Ignaz Feldmann, w którym jeden z SS-manów, były zawodnik Austrii Wiedeń, rozpoznał swojego dawnego boiskowego przeciwnika – piłkarza żydowskiego klubu Hakoah. Mimo swojego pochodzenia, szczęśliwie dożył końca wojny. Warunkiem jego obozowej egzystencji było bawienie grą w piłkę niemieckich oficerów. Po zakończeniu wojny jemu i innym, którzy przeżyli pobyt w obozie, trudno było jednak wrócić do całkowitej normalności.
Przemysław Gajzler, źródło: Onet.pl
(1397)