Krwawa pacyfikacja KWK „Wujek” nie złamała oporu w innych strajkujących zakładach. Największym i najważniejszym punktem oporu na terenie województwa pozostawała Huta Katowice w Dąbrowie Górniczej. Po nieudanej próbie zdławienia strajku 14 grudnia, akcja protestacyjna została następnego dnia wznowiona.
Obstawiony przez „siły deblokujące” zakład stał się ponownie celem ataku 23 grudnia. Władze starannie przygotowały pacyfikację, dokonując wszechstronnego rozpoznania i mobilizując ogromne siły: prawie 7 tys. żołnierzy i funkcjonariuszy MO, 244 pojazdy opancerzone, 3 śmigłowce, 8 armatek wodnych. Nosząca kryptonim „Gwarek” operacja „odblokowywania” Huty Katowice zakładała rozcięcie jej terenu na izolowane sektory przy użyciu pojazdów pancernych.
Po godzinie działań, „dla wywarcia nacisku psychicznego na strajkujących”, oddano dwa strzały armatnie ładunkami ćwiczebnymi. Nastrój grozy potęgowały śmigłowce pozorujące wysadzanie desantu powietrznego. Wieczorem strajkujący opuścili zakład (zatrzymano ponad 450 osób), ale blokadę dróg w rejonie huty zakończono dopiero 31 grudnia 1981 r.
Po zakończeniu protestu dla jego uczestników nastąpił czas przesłuchań, aresztowań, internowań oraz zwolnień z pracy. Liderów strajku skazano na kary wieloletniego więzienia.
Lech Wałęsa, wtedy internowany, wspominał:
[quote]Cała ta operacja była zaplanowana wojskowo. Gdy mnie internowano, to dzwonił do mnie jakiś generał, nie pamiętam już jego nazwiska i mówił o tym, że jak hutnicy nie przerwą strajku, to będzie pacyfikacja Huty… Więc mówię temu generałowi, że jeśli użycie siły może spowodować czyjąś śmierć, to ja Lech Wałęsa jestem do dyspozycji. Jadę na Hutę, rozmawiam z ludźmi i gwarantuję, że ich wyprowadzę z huty i nie będzie żadnego strzelania. Jeszcze przed stanem wojennym wiedziałem, że jak komuniści go ogłoszą, to w Hucie Katowice będzie duży opór, właściwie nie tyle opór, co ludzie będą straszyć tym oporem milicję i wojsko. Byłem strategiem, a strateg na pewne sprawy patrzy inaczej.[/quote]
Jacek Zommer, redaktor naczelny „Związkowca” wyjaśnia, dlaczego, jego zdaniem, nie doszło do takiej tragedii jak w kopalni Wujek:
[quote]Sądzę, że po pierwszym ataku z 14 grudnia władza się chyba przeliczyła. Ofiary jakieś musiały być, możliwe, że strzelaniną na Wujku chcieli pokazać, że ze stawiającymi opór tak będą się rozprawiać…[/quote]
Do spokojnego przebiegu zajść przyczynili się strajkujący. Władza grzmiała, że „element antysocjalistyczny chce wysadzić w powietrze tlenownie i wygasić wielki piec”. Zbigniew Kupisiewicz, redaktor „Wolnego Związkowca” wyjaśnia:
[quote]– Owszem, były takie pomysły, może zgłaszali je prowokatorzy, żeby zniszczyć jakieś urządzenia sterownicze, ale je od razu odrzucaliśmy. Jako organizatorzy strajku chcieliśmy uniknąć dwóch rzeczy: niszczenia mienia zakładu i ofiar.[/quote]
Ppłk. Kudybka, naczelnik Wydziału Wojewódzkiego Stanowiska Kierowania KW MO w Katowicach, po odblokowaniu Huty 23 grudnia w raporcie napisał:
[quote]Zestawienie strat własnych w siłach i środkach własnych nie zanotowano. W siłach WP odnotowano upadek śmigłowca w wyniku którego 1 żołnierz (pilot) zginął a czterech odniosło obrażenia.[/quote]
Były jeszcze dwie ofiary – pokłosie tamtych wydarzeń. Dwóch uczestników strajku: Włodzimierz Jagodziński i Ryszard Kowalski. Pierwszego znaleziono 13 października 1982 r. obok słupa wysokiego napięcia w Dąbrowie Górniczej. Drugiego w Wiśle, pod Krakowem 7 lutego 1983 r. W obu przypadkach prowadzący śledztwa uznali, że były to samobójstwa…
na podstawie artykułu „Bastiony oporu ” Adama Dziuroka („Gość”) i „To mogła być powtórka z Wujka” Andrzeja Bębena (Nettg.pl – Portal Górniczy)
(116)