Portal informacyjno-historyczny

Andrzej Romocki "Morro"

„Zginął śmiercią najszczęśliwszą dla żołnierza”. Andrzej Romocki „Morro” – dowódca kompanii „Rudy” w batalionie „Zośka”

w Bohaterowie


Zachęcamy do obserwowania strony na Twitterze

Andrzej_Romocki_-_MorroPułkownik „Radosław” powiedział o nim, że „był najbardziej utalentowanym dowódcą kompanii, jakiego w swej karierze spotkał”. Por. Andrzej Romocki „Morro”, dowódca kompanii „Rudy” w Batalionie „Zośka”, zginął, trafiony w serce, 15 września 1944 roku na Solcu, gdy prowadził swoich żołnierzy do natarcia, „które – jak miał prawo przypuszczać – mogło okazać się decydujące. Zginął więc śmiercią najszczęśliwszą dla żołnierza” – pisała łączniczka „Morro” ze Starówki, Anna Borkiewicz-Celińska, autorka monografii Batalionu „Zośka”, dodając, że po śmierci Andrzeja wśród resztek jego żołnierzy zgasły ostatnie iskierki nadziei.

W „Zośce i Parasolu” Aleksander Kamiński opisał Andrzeja jako wysokiego, postawnego chłopca o jasnych blond włosach, niebieskich oczach i podłużnej, regularnej twarzy. Jak wspominała matka, Jadwiga z Niklewiczów Romocka: „Imię dostał Andrzej po siostrzeńcu Pawła, Andrzeju Wasiutyńskim. Bardzo kochał Paweł tamtego Andrzeja. Zdolny, piękny, miał dwadzieścia cztery lata, jak zginął w 1920 roku”. Andrzej Romocki ochrzczony w kościele Zbawiciela miał za patrona św. Andrzeja Bobolę. Imieniny obchodził 16 maja, razem ze swoim młodszym bratem Janem Bonawenturą.

„Morro” przyjaźnił się z Jankiem Bytnarem „Rudym”, Aleksym Dawidowskim „Alkiem” i Tadeuszem Zawadzkim „Zośką”. To on dowodził akcją na strażnicę niemiecką w Sieczychach, w której, jako jedyny, zginął „Zośka”. Potem powtarzał: „musimy Zośkę i Rudego zastąpić, muszą trwać w naszej pracy”. Z jego m.in. inicjatywy Oddział Szturmowy „Wisła” vel „Jerzy” przemianowano na Batalion „Zośka”, w którym dowodził najpierw plutonem, a potem 2. kompanią „Rudy”. W maju 1944 roku Romocki ukończył tajną Szkołę Podchorążych „Agrykola” z trzecią lokatą.

„I tylu ich znowu zostanie”

Andrzej_romocki„Morro” walczył na Woli. Jego plutony zdobyły drugiego dnia Powstania dwie niemieckie Pantery. Atakował Szpital św. Zofii oraz Gęsiówkę. Za dowodzenie „Rudym” na Woli i błyskawiczne uderzenie z rejonu ulicy Sołtyka podczas natarcia Niemców na cmentarz ewangelicki dostał Order Virtuti Militari. 11 sierpnia przeszedł z „Zośką” na Stare Miasto. Następnego dnia w natarciu na niemieckie magazyny przy Stawkach został ranny młodszy brat Andrzeja, Jan Bonawentura. Bracia widzieli się po raz ostatni 17 sierpnia w szpitalu przy Miodowej 23. „Andrzej ’Morro’ wniósł zapach dymu. Miał twarz osmaloną przez wybuch ’szafy’, spalone brwi, obandażowaną głowę” – napisał Kamiński w „Zośce i Parasolu”. Nazajutrz szpital został zbombardowany i Janek zginął.

A Andrzej walczył dalej i wyróżniał się swoją postawą: „jednakowo spokojny, stanowczy, zawsze podejmujący błyskawiczne decyzje, panujący nad sytuacją. Wśród hałasu motorów, czołgów, goliatów, wybuchu pocisków umiejący zadbać zarówno o to, w którym kierunku wzmóc ogień, jak i o to, który posterunek zmienić ze względu na wyczerpanie żołnierzy” – stwierdzała jego łączniczka Anna Borkiewicz.

„Za wykazane walory dowódcze w okresie 4-tygodniowych walk” generał „Bór” mianował Romockiego 30 sierpnia podporucznikiem czasu wojny. Z 30 na 31 sierpnia w czasie przebijania się do Śródmieścia „Morro” dostał postrzał w nos, ale jego kompanii, jako jedynej, udało się nie wchodzić do kanałów i przejść przez Ogród Saski wśród pozycji wroga, udając niemiecki oddział. Dostał za to drugi Krzyż Walecznych i 5 września przeszedł na Czerniaków. Gdy dowódca „Zośki” kpt. Ryszard Białous „Jerzy” objął „Brodę 53”, Andrzej został jego zastępcą. Do kompanii „Rudy” dołączono resztki „Maćka” i „Giewonta”. Na Powiślu Czerniakowskim walczyły jeszcze bataliony: „Czata 49” i „Parasol” oraz Zgrupowanie „Kryska” kpt. Zygmunta Netzera, w składzie którego znajdował się 535. pluton Słowaków pod dowództwem ppor. Mirosława Iringha „Stanki”.

Zadanie obrony przyczółków na Czerniakowie Andrzej przyjął z entuzjazmem: „To może być punktem zwrotnym całego powstania! Tylko że znowu my! Chłopcy są tacy przemęczeni… I tylu ich znowu zostanie”. Do dowódców plutonów, m.in. Andrzeja Samsonowicza „Księcia” i Jerzego Gawina „Słonia”, powiedział: „Koledzy! Zostało nam powierzone zadanie utworzenia przyczółka na Wiśle. Łączność z drugim brzegiem została nawiązana i może dziś w nocy wyląduje u nas armia Berlinga. Utworzenie przyczółka jest rzeczą bardzo trudną i dlatego powierzono to zadanie nam. Bo my musimy tego dokonać! I kto wie? Może właśnie nam przypadnie chwała ocalenia Warszawy?”.

Krzyż nad grobem hm. kpt Andrzeja Morro na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie
Krzyż nad grobem hm. kpt Andrzeja Morro na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie

Żołnierze „Zośki” zajęli stanowiska na brzegu Wisły o północy z 14 na 15 września – „pod silnym ostrzałem Niemców, idącym od portu czerniakowskiego i od mostu Poniatowskiego, z którego ocalało jedno przęsło. Chłopcy odpowiadają ogniem i udaje się nieprzyjaciela odepchnąć – pisze Barbara Wachowicz w „To ’Zośki’ wiara!” – Niebo jaśnieje późnym wrześniowym świtem. Słońce wzejdzie o 6.26 i uczyni się złoto-jesienny dzień 15 września roku 1944. Tuż przed wschodem Andrzej grupuje swoich chłopców w okolicy białego, parterowego domku u wylotu ulicy Wilanowskiej”.

Ostatnia łączniczka „Morro”, Krystyna Musiatowicz, zapamiętała, że „Andrzej chwilę naradzał się z Witoldem; za chwilę z jakiejś narzuty i podszewki przygotowują sztandar biało-czerwony. ’Kto ze mną na ochotnika?’. Zrywa się trzech, wśród nich Wojtek Burek. Pierwszy przez dziurę w murze przechodzi Andrzej, za nim pozostali chłopcy”. Wtedy Krystyna ostatni raz widziała Andrzeja i Wojtka. „Wściekła strzelanina, ale już dopadli do białego domku po drugiej stronie. Cisza. A potem pojedyncze strzały. I krzyk: ’Sanitariuszka, prędzej! Andrzej ranny!’. Najbliżej była Zosia Sadowa – zrywa się i przeskakuje ulicę. Znowu straszna strzelanina; po chwili Zosia wraca zapłakana: ’Andrzej nie żyje! I drugi też dostał, ten Burek’. […] Zbliża się Witold i rozkazującym tonem mówi: ’Biegnij do pułkownika Radosława i zamelduj: łączność z Berlingowcami nawiązana, Andrzej ’Morro’ nie żyje. Spytaj, kto ma objąć dowództwo’”. Wiadomość o śmierci Andrzeja bardzo poruszyła płk. „Radosława” i kpt. „Jerzego”, a także wszystkich żołnierzy. Aleksander Kamiński stwierdził: „Każde życie jest bezcenne. I każdy z poległych towarzyszy Andrzeja ’Morro’ ofiarował życie narodowi. Ani mniej, ani więcej niż Andrzej. Ale śmierć Andrzeja była także ciosem w zespół. Andrzej ’Morro’ bowiem stał się w toku walk powstańczych uosobieniem ’Rudego’, nadzieją ’Zośki’, wcieleniem ideałów szaro-szeregowych”.

„Kiedy się teraz wszyscy zobaczymy?”

Andrzej Romocki "Morro"
Andrzej Romocki „Morro”

Matka, Jadwiga Romocka, wróciła do zrujnowanej Warszawy w lutym 1945 roku: „Widocznie musiałam żyć, aby Was pochować. I odnalazłam Was, Jasieńku, tego samego dnia Obydwóch – tam na Miodowej na cmentarzyku i na Solcu przy domku i rowie…”. Na grobie Janka Bonawentury przy Miodowej zachowały się nagrobne tabliczki, miejsce pod drzewem zapamiętał ostatni dowódca „Rudego”, Witold Morawski „Czarny”, który pomógł w odszukaniu grobu. Andrzeja znaleźli na Solcu, w miejscu gdzie zginął, jego przyjaciele i podwładni. Jadwiga Romocka zapisała w swoim pamiętniku: „Chłopcy odkopali do połowy Andrzeja, wręczyli mi krzyż harcerski, odcięli koalicyjkę z odznaką ’Agricoli’ – pokazali ryngraf z Matką Boską Ostrobramską, którego nie wzięłam – zostawiłam. Podali mi płócienną torbę, z której posypały się zupełnie świeże cukierki Wedla… Żadnych dokumentów, ale tożsamość najzupełniej stwierdzona”.

Pogrzeb Janka odbył się 13 marca 1945 roku i był pierwszym na kwaterze Batalionu „Zośka”. Andrzeja pochowano obok brata 31 października 1945 roku. Trumnę „Morro” owinięto biało-czerwoną flagą ze znakiem Polski Walczącej. Położono na niej jego hełm ze znakiem Grup Szturmowych, w pokrowcu z panterki, podziurawiony odłamkami. Trumnę niósł m.in. Jan Rodowicz „Anoda” i Bogdan Celiński „Wiktor”. Kondukt szedł od Wisły, poprzez Czerniaków, Śródmieście, koło kościoła Świętego Antoniego, ulicą Senatorską, przez ruiny getta, do Okopowej – przez całą Warszawę na cmentarz wojskowy – tak jak prowadził szlak bojowy Andrzeja – tylko w przeciwnym kierunku.

fragment książki Joanny Wieliczki-Szarkowej „Powstanie Warszawskie 1944. Gloria victis”

TUTAJ MOŻESZ KUPIĆ KSIĄŻKĘ

(1900)


Dołącz, porozmawiaj, wyraź swoją opinię. Grupa sympatyków strony Niezlomni.com

Tagi:
Redakcja serwisu Niezłomni.com nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zawartych w komentarzach użytkowników. Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu.
Jednocześnie informujemy, że komentarze wulgarne oraz wyrażające groźby będą usuwane.
Ładowanie komentarzy Facebooka ...

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

*

Korzystając z formularza, zgadzam się z polityką prywatności portalu

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

Idź na górę