„Cholerni Polacy, co za robota!” Tak naprawdę wyglądała bitwa pod Falaise. „Co za krwawe przedstawienie! To jest prawdziwe polskie pole bitwy. Mój Boże!” A Niemcy żałowali, że zaatakowali pozycje Polaków, a nie Amerykanów…
„W ciągu całego dnia (20 sierpnia) Niemcy podejmowali rozpaczliwe, i jednocześnie bardzo silnie zmontowane natarcia, by wydostać się z zamkniętego kotła Falaise.
Zacięte walki piechoty wsparte grupami czołgów, ogniem artylerii i moździerzy wielolufowych [niewłaściwe określenie Nebelwerferów] prowadzone były z zachodu, od wewnątrz kotła, celem wydostania się na wschód, oraz ze wschodu celem otwarcia drogi otoczonym oddziałom. Własna artyleria, wraz z kanadyjskim pułkiem artylerii ciężkiej, ogniem o niespotykanym dotąd zużyciu amunicji (200–300 pocisków na działo w tym dniu), wstrzymywała i niszczyła przeciw uderzającego nieprzyjaciela”.
Niemcom nie udało się zaskoczyć 10 Pułku Strzelców Konnych w Chambois i pod nawałą ognia karabinów maszynowych musieli się poddać. Do niewoli dostało się 30 oficerów i 800 szeregowych. Jeńcem został dowódca LXXXIV Korpusu, gen. Otto Elfeldt. Jak zapisał gen. Maczek, pojmany oficer powiedział do dowódcy szwadronu rtm. Gutowskiego
„szkoda, że nie udało mi się uderzyć więcej na południe od Chambois, bo byłbym się przerwał, gdyż tam są Amerykanie, a oni umierać nie umieją. Nie wiedziałem, że tu walczą Polacy”
Jednak rano, około 8.30 zginął dowódca 10 Pułku, mjr Jan Maciejowski, trafiony najprawdopodobniej kulą snajpera.
„Po nocnej walce wręcz z patrolami niemieckimi, robi się jasno. Strzelanina ze wszystkich rodzajów broni. Na bezpośrednim przedpolu bucha snop światła i widać kłąb czarnego dymu. Czyżby nam ustrzelili czołg? Nie, to wysunięty pluton B szwadronu wali pociskami ppanc. do Panter, chyba na 100 metrów. Z krzaków wychodzą jeńcy. ‘Maciej’ [mjr Jan Maciejowski] kiwa żeby się poddawali i posyła po nich Bronka na scoucie. Po chwili trzy dymy na przedpolu. To Antek uporał się z drugą i trzecią Panterą. ‘Maciej’ daje mi jakieś polecenia, już nie pamiętam, o co chodziło, więc wychodzę z czołga. Po chwili wracam. ‘Macieja’ nie ma. Pytam Pestka – kierowcy: Gdzie major? Major ranny. Wyszedł z czołga dać rozkazy niszczycielom. Leży, o tam, pod żywopłotem. Idę do zastępcy dowódcy pułku mjr. E. [Otton Eysymont] Patrzę na polanę. Grupa około 40 Niemców z podniesionymi rękami idzie w naszym kierunku. Za nimi Bronek na scoucie. Na czele maszeruje sprężyście oficer niemiecki. Widzę jego czerwone lampasy. Pewno generał – myślę. Wracam do ‘Macieja’. Nie żyje. Idę ponownie do majora E. i melduję: Dowódca pułku poległ. Myślę, jak to teraz będzie. Zaopatrzenia nie ma, bitwa może potrwać jeszcze długo. Od Dywizji jesteśmy odcięci. Z innymi oddziałami i z Amerykanami bezpośredniej łączności nie mamy. Przecież trzeba, żeby wszystko było tak jakby ‘Maciej’ żył. Walka trwa…”
– wspominał adiutant pułku, por. Jan Rozwadowski.
Walka trwała także na Maczudze i dla jednostek pancernych, jak wspominał ppłk Koszutski, była ona „dość niezwykła”. W falistym, zadrzewionym (sady) i zalesionym terenie, z ograniczoną widocznością, przez co Niemcy mogli podchodzić prawie pod polskie czołgi, dochodziło do walki wręcz. Piechota walczyła na bagnety, załogi czołgów strzelały z pistoletów, karabinów maszynowych i dział. Walczyć musieli wszyscy – kierowcy i sanitariusze, (kapelan z kierowcą wzięli do niewoli 72 jeńców). Czołgi stały cały czas na miejscu, skupione i zwrócone na wszystkie strony jak w średniowiecznym taborze. Nie można było ewakuować ani rannych, ani jeńców, ich położenie było straszne – leżeli na przedpolu między walczącymi oddziałami. Zaopatrzenie nie dochodziło. Ogień artylerii o niebywałym natężeniu nie ustawał. Na przedpolu leżała masa rozkładających się w upale trupów.
„Smród byt taki, że nie można było absolutnie nic przełknąć, śmierdziała również woda. (…) Prawie wszystkie oddziały polskie spały po raz ostatni kilka godzin w nocy z dnia 16 na 17 sierpnia. Żołnierze byli piekielnie zmęczeni. Siedem dni bezustannych walk i pięć nocy bezsennego czuwania i marszów, musiały zrobić swoje. Dowódcy nakazali użycie pastylek benzedrynowych na podtrzymanie bezsenności. U niektórych żołnierzy wywołało to efekt oszałamiający zupełnego otępienia, u innych – odwrotnie, nerwowego podniecenia. Wszyscy wyglądali jak upiory. Czarni od kurzu. Zapadnięte policzki. Czerwone, zaognione oczy. W kombinezonach poplamionych krwią własną i rannych kolegów. (…) Ale im więcej zmęczenia, im więcej nieprzespanych nocy, im więcej ognia, im częstsze ataki Niemców – tym większa zaciętość i determinacja żołnierzy l Dywizji Pancernej na Coudehard i pod Chambois.
– Nie przejdą sk…syny!
– mówili po każdym odpartym ataku.
I może w całej tej walce to było najważniejsze. To stanowisko każdego strzelca i każdej załogi czołgu, od tych bowiem poszczególnych ludzi zależał los zgrupowania. (…) 56 godzin spędzonych w czołgu lub jak w piechocie w niewielkiej jamie w ziemi, w dusznym smrodzie gnijących trupów i gazów powybuchowych, bez możności zrywu, w gorącu wież rozgrzanych pracą silnika (dla utrzymania pracy radia) i w upale sierpniowym, często z trupem kolegi w czołgu, którego następnie wyrzucało się jak psa na zewnątrz, aby rozkładał się na ziemi – oto warunki tej piekielnej walki. (…) Ponad tymi przeżyciami górowała jednak absolutna pewność. Niemcy nie przejdą, zanim nie wybiją wszystkich obrońców Maczugi i Chambois. Aby zwyciężyć, musieli by zabić wszystkich”
– pisał ppłk Koszutski.
Przed południem, następnego dnia, na Maczugę wjechał pierwszy czołg kanadyjski. 4 Kanadyjska Dywizja Pancerna nadeszła nareszcie z pomocą. Niemieckie czołgi i grenadierzy zaczęli wycofywać się na Vimoutiers. Z tego pierwszego czołgu wyszedł kpt. Pierre Sevigny i jak wspomina ppłk Koszutski, ze łzami w oczach podszedł do polskich brudnych, oberwanych i wyczerpanych zwycięzców – stanął na baczność i zasalutował: „What a bloody spectacle! This is a real Polish Battlefield. My God! (Co za krwawe przedstawienie! To jest prawdziwe polskie pole bitwy. Mój Boże!). Jeden ze strzelców 8 Batalionu spojrzał na niego, wypluł papierosa i „rzekł bez emocji do kolegów: – Czemu ten cyrkowiec nie przyjechał tu trzy dni temu? – a do mjr. Savigny: – Thank you major!”4. Ale Kanadyjczyk był bardzo dzielnym żołnierzem i prawym człowiekiem, jak zaświadczał ppłk Koszutski, i towarzyszył 1 Pułkowi Pancernemu od 19 sierpnia.
O godzinie 14.00, 21 sierpnia bój o Maczugę był skończony. W dzienniku bojowym jednego z kanadyjskich pułków zapisano:
„Obraz wzgórza 262 był najdzikszy ze wszystkich napotkanych dotychczas przez pułk. Polacy nie dostawali zaopatrzenia od trzech dni. Mieli wiele setek rannych, którzy nie mogli być ewakuowani. Droga była zatłoczona spalonymi pojazdami zarówno naszymi, jak i nieprzyjacielskimi. Wszędzie trupy jeszcze nie pochowane, kawałki trupów…”.
Generał Simonds, oglądając pole bitwy na północny wschód od Chambois stwierdził, że nigdy w swoim życiu nie widział takiego całkowitego spustoszenia. „A jednak najpiękniej wyrazili swe uznanie dla Polaków żołnierze 4 Kanadyjskiej Dywizji Pancernej. Przejeżdżając przez pole walki na Maczudze, na widok ‘szlachtuza’ [rzeźnia] w wąwozie szosy pod Coudehard, powiedzieli, kiwając z uznaniem głowami: ‘Bloody Poles, what a job!’ (Cholerni Polacy, co za robota!)”.
Spis treści książki Bitwy polskich żołnierzy 1940 – 1944:
O Honor
Do Francji
Narwik. Samodzielna Brygada Strzelców Podhalańskich
W obronie Francji
Bitwa o Anglię
Tobruk
Monte Cassino. Przywróceni do życia – Armia Andersa
Falaise
Arnhem
Barman i magazynier oraz rozbójnicy
Redakcja serwisu Niezłomni.com nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zawartych w komentarzach użytkowników. Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Jednocześnie informujemy, że komentarze wulgarne oraz wyrażające groźby będą usuwane.
Ładowanie komentarzy Facebooka ...
2 komentarze
ach wielka szkoda tych wspaniałych ludzi – tak sie nasz żołnierz w tych bitwach natrudził – a teraz z góry patrzy jak Polskę rozkradają – za nic Boga w duszy i honoru nie mają- na cóż było ich wielkie poświecenie -teraz całego narodu ogromne cierpienie -podły rząd wszystko zaprzepaści-wstrętne sprzedawczyki każdy różnej maści
Dałoby się niezły film o tym zrobić, np o załodze jakiegoś konkretnego wozu, Shermanów jest jeżdżących jeszcze mnóstwo resztę złomu szwabskiego tez by się dało zorganizować. A tak btw byłem w Falaise i w muzeum o tych czasach nie po nas ŚLADU!
ach wielka szkoda tych wspaniałych ludzi – tak sie nasz żołnierz w tych bitwach natrudził – a teraz z góry patrzy jak Polskę rozkradają – za nic Boga w duszy i honoru nie mają- na cóż było ich wielkie poświecenie -teraz całego narodu ogromne cierpienie -podły rząd wszystko zaprzepaści-wstrętne sprzedawczyki każdy różnej maści
Dałoby się niezły film o tym zrobić, np o załodze jakiegoś konkretnego wozu, Shermanów jest jeżdżących jeszcze mnóstwo resztę złomu szwabskiego tez by się dało zorganizować. A tak btw byłem w Falaise i w muzeum o tych czasach nie po nas ŚLADU!