Historyk Jan Jacek Bruski w rozmowie z dziennikiem Polska The Times przybliża analogie między obecnym działaniem Federacji Rosyjskiej a sowieckimi, stosowanymi już przed II wojną światową.
O tzw. „zielonych ludzikach” mówi:
W Donbasie mamy dzisiaj do czynienia z kolejną odsłoną działań militarnych „pod przykryciem”, które Związek Sowiecki, a później Rosja praktykowały od dziesięcioleci.
Co ciekawe na terenie dzisiejszej Ukrainie sami bolszewicy prowadzili takie działania w latach 1917-1919:
Doszło wówczas do dwukrotnej zbrojnej interwencji sowieckiej przeciwko wybijającej się na niepodległość republice ukraińskiej. Bolszewicy przedstawiali jednak te wydarzenia jako konflikt wewnętrzny – wojnę domową pomiędzy ukraińskimi siłami postępu i ukraińską burżuazją. Te same metody, w tym samym mniej więcej czasie wykorzystano z powodzeniem dla podporządkowania sobie niezależnych republik Zakaukazia – Gruzji, Armenii i Azerbejdżanu
– przypomina Bruski.
Podobne działania Sowieci prowadzili przeciwko Polakom i państwom bałtyckim, ale te środki okazały się nieskuteczne.
Historyk podkreśla:
Żadna ze stron notabene nie uważała traktatu ryskiego za układ ostateczny, w szczególności dla bolszewików był on – jak mówił Lenin w odniesieniu do wcześniejszego pokoju z kajzerowskimi Niemcami – tylko rodzajem pieriedyszki, przerwy dla nabrania oddechu. Niemal natychmiast po jego podpisaniu rozpoczęła się między Polską a Rosją Sowiecką zimna wojna, która zresztą miała sporo momentów gorących. W latach 1921-1925 Kresy II Rzeczypospolitej były stale destabilizowane przez „zielone ludziki” – jeśli mamy posługiwać się dzisiejszą terminologią – czyli grupy dywersantów przybyłe do Polski z terenów sowieckich i inspirowane przez Kreml.
Wsparcie było jak najbardziej realne. Sowieci:
starali się inspirować mniejszości narodowe, przede wszystkim białoruską i ukraińską, do wystąpień przeciwko Polsce. Na Kresach działała partyzantka – nie zawsze jednoznacznie prokomunistyczna, ale zawsze antypolska – która otrzymywała środki, wsparcie, instruktorów ze strony sowieckiej. Oprócz nich operowały profesjonalne oddziały formowane na terenie ZSRR przez Razwiedupra – ówczesny sowiecki wywiad wojskowy.
[quote]Zdaniem historyka liczba takich partyzantów mogła sięgać nawet kilkunastu tysięcy.[/quote]
Apogeum tych wydarzeń miało miejsce latem i jesienią 1924 r. Wtedy znaczne tereny Polesia i Wołynia znalazły się właściwie poza kontrolą władz polskich. Najbardziej znaną historią było zajęcie przez dywersantów Stołpców – przygranicznego miasteczka powiatowego. Rebelianci zaatakowali starostwo i stację kolejową, ograbili urząd pocztowy. Znacznym echem odbiło się też zatrzymanie przez komunistyczną partyzantkę pociągu relacji Brześć-Łuniniec. Wydarzenie to miało miejsce 24 września 1924 r. w pobliżu miejscowości Łowcza. Akcja nabrała wielkiego rozgłosu, jako że zatrzymany pociąg przewoził grupę polskich dostojników, m.in. wojewodę poleskiego Medarda Downarowicza, biskupa Zygmunta Łozińskiego oraz senatora Bolesława Wysłoucha. Nic im się nie stało, ale zostali przez „powstańców” upokorzeni. To wszystko miało być wyraźnym sygnałem, świadczącym, że państwo polskie nie sprawuje kontroli nad własnym terytorium.
– podkreśla historyk.
Obecne wydarzenia na Ukrainie mają bezpośrednie analogie:
Warto też przypomnieć bezpośredniego antenata współczesnych „republik” Donbasu. Była nim sowiecka Republika Doniecko-Krzyworoska z 1918 r. Generalnie pewne schematy działania strony rosyjskiej się powtarzają. Znacznie istotniejsze jest jednak podobieństwo celów geopolitycznych. […] Dziś Putin postrzega samego siebie – a w każdym razie chce, by tak postrzegali go Rosjanie – jako kolejne wcielenie cara odnowiciela i jednoczyciela, który odbudowuje imperium po okresie smuty.
– mówi historyk.
Takie myślenie ma swoje uzasadnienie historyczne.
Państwo rosyjskie wydaje się wierne temu samemu przekazowi ideowemu, praktycznie od czasów Wielkiego Księstwa Moskiewskiego. To wtedy narodziła się koncepcja zakładająca, że Moskwa jest trzecim Rzymem. Rzym i drugi Rzym, czyli Konstantynopol, upadły, ale trzeci – Moskwa, będzie trwał wiecznie. Zmieniają się rekwizyty i zewnętrzne okoliczności, ale idea wschodniego imperium, odrzucającego wartości „zgniłego Zachodu”, ożywia nadal umysły Rosjan.
– podkreśla historyk.
(167)