Ppłk Grzegorz Kaliciak – konsultant filmu „Karbala” i dowódca obrony City Hall.
Mentalnie bardzo różnimy się od armii amerykańskiej, na której wszyscy się dziś wzorują. Amerykanie mają bardzo drobiazgowe procedury i bardzo dobry sprzęt. A jednak zastanawiałem się czasem, jak to się działo, że gdy walczyliśmy ramię w ramię, ginęło paru Amerykanów, a my pozostawaliśmy nietknięci.
[Więc jak to się działo?] Myślę, że chodzi tu o kilka czynników. Zdarzało się, że podczas obrony meczetów czy City Hall tworzyliśmy tzw. stanowiska pozorne – ustawialiśmy w oknie worki z piaskiem, udając, że to stamtąd będziemy strzelać, po czym wybijaliśmy szybę w oknie poniżej, dzięki czemu moi żołnierze mieli największy procent wykrywalności stanowisk ogniowych snajperów. Amerykanie pytali: „Nie macie sprzętu, ale wygrywacie – jak to robicie?”. To były owoce naszego dobrego wyszkolenia, ale też polskiej mentalności: gdy nie mieliśmy sprzętu, musieliśmy to nadrabiać kombinowaniem i pomysłowością.
[..] Takich wspomnień nie da się wymazać. Zresztą nawet bym nie chciał. Wydarzenia z Karbali zmieniły moje spojrzenie na świat, życie i ludzi. Zmieniły zarówno moje życie osobiste, jak i zawodowe. Miałem wówczas 31 lat. Pewne rzeczy postrzegałem zupełnie inaczej niż obecnie. Nie powiem, że podchodziłem do życia lekkomyślnie czy dziecinnie, ale po prostu inaczej. I nagle zetknąłem się z prawdziwą wojną. Na drogach Iraku mijałem wraki wozów bojowych, czołgów czy transporterów. Wszędzie było widać ślady zniszczenia i wojny. Zobaczyłem biedę i cierpienie ludzi. Po pierwszych starciach zrozumiałem, że misja nie będzie zabawą w wojsko, że to nie zajęcia na poligonie. To przewartościowało moje życie. Zacząłem doceniać to, co miałem w domu. Innego znaczenia nabrała woda w kranie, prąd w gniazdkach, dobrze zaopatrzone sklepy, czyste ubrania i wiele innych prozaicznych spraw.
źródło: Gazeta Wyborcza / Polska Zbrojna
(39079)