Takiej interwencji policjanci z Częstochowy się nie spodziewali. Funkcjonariusze długo wykazywali się cierpliwością wobec mężczyzny i kobiety, którzy chwilę wcześniej poważnie narazili bezpieczeństwo swoje, dzieci, które były z nimi, oraz uczestników ruchu drogowego. W końcu doszło do użycia siły. Strony całą sprawę widzą inaczej, chociaż z zajścia jest nagranie.
7 maja Robert i Joanna wraz z 5- i 7-letnimi dziećmi przebiegli przez ulicę Okulickiego w Częstochowie tuż za radiowozem. Kobieta i mężczyzna tłumaczą się tym, że po ich stronie kończył się chodnik. Policja wskazuje na fakt, że para spowodowała ogromne zagrożenie, bowiem ul. Okulickiego to ,,to droga krajowa, dwujezdniowa, przedzielona pasem zieleni, a każda z jezdni posiada po dwa pasy ruchu w obu kierunkach.”.
Funkcjonariusze, którzy widzieli zachowanie rodziny, postanowili interweniować, więc ruszyli radiowozem w głąb osiedla, by odnaleźć winowajców. Nie spodziewali się tego, że gdy już ich spotkają, dojdzie do takiej sytuacji.
Mężczyzna i kobieta od początku nagrywali interwencję. Nie chcieli dać się wylegitymować i byli agresywni oraz zamierzali odejść bez zgody funkcjonariuszy. W pewnym momencie wywiązała się szarpanina, a mężczyzna został powalony na ziemię. Wówczas w pierwszoplanową rolę wcieliła się partnerka pana Roberta, która podniosła czapkę policjanta i zagroziła, że ,,wypier*** ją do kosza”.
Policjanci zwrócili uwagę i zostali pomówieni o agresję. UWAGA! FILM ZAWIERA SŁOWA NIECENZURALNE!
więcej> https://t.co/hrwEEF9Jq0 pic.twitter.com/dTfjFsZHYz— Polska Policja 🇵🇱 (@PolskaPolicja) 24 maja 2017
@PolskaPolicja Duze uznanie dla cierpliwości tych funkcjonariuszy na aroganckiego typa i rechoczącą kretynkę
— Wojciech Wybranowski (@wybranowski) 25 maja 2017
W wyniku interwencji mężczyzna i kobieta zostali zatrzymani i zostaną postawione im zarzuty. Nie przyznają się do winy i skarżą się na funkcjonariuszy.
Wszystko działo się szybko. Robert schylił się po telefon i nagle leżał na ziemi, a policjanci na nim. Podduszali go, wciągnęli do radiowozu. Mnie kopnęli, skuli i przenieśli w górze do radiowozu. I zadzwonili po wsparcie
– relacjonowała w rozmowie z TVN pani Joanna.
To był dramat, widziałem, jak szarpią Joasię. Dzieci płakały. Zostały same na ulicy. Ktoś do nich podszedł. Dopiero młoda policjantka zapytała nas, po kogo ma zadzwonić, żeby się nimi zajął. Nie zdążyłem zobaczyć, czy moja mama do nich przyjechała. Nie miałem sił. Czułem, że umieram. To miał być zwykły spacer! Dzieci będą go pamiętać do końca życia
– dodał mężczyzna.
Swoją wersją całego zajścia ma też policja.
7 maja br. około godz. 16.50 policjanci z Wydziału Ruchu Drogowego KMP w Częstochowie, jadąc ulicą Okulickiego zauważyli stojącą na poboczu parę z dwojgiem małych dzieci. Gdy policjanci przejechali, kobieta i mężczyzna wraz z dziećmi, pomimo dużego ruchu pojazdów i nie zważając na bezpieczeństwo swoje, dzieci oraz innych uczestników ruchu drogowego, przebiegli na drugą stronę jezdni w miejscu niedozwolonym. Warto nadmienić, że miejsce, w którym doszło do wykroczenia to droga krajowa, dwujezdniowa, przedzielona pasem zieleni, a każda z jezdni posiada po dwa pasy ruchu w obu kierunkach. W związku z popełnionym przez mężczyznę i kobietę wykroczeniem policjanci pojechali w ich kierunku z zamiarem zwrócenia uwagi. Już od samego początku interwencji m.in. podczas legitymowania kobieta i mężczyzna nie wykonywali poleceń funkcjonariuszy i byli agresywni wobec policjantów. Między innymi oboje straszyli interweniujących wobec nich mundurowych, żądając odstąpienia od czynności. W związku z naruszeniem nietykalności cielesnej funkcjonariuszy, zmuszaniem ich przy pomocy groźby i stosowania przemocy do zaniechania prawnej czynności służbowej oraz znieważenia interweniujących policjantów wulgaryzmami, mężczyzna i kobieta zostali zatrzymani
– taki komunikat w tej głośnej sprawie wystosowała Komenda Główna Policji.
Wszystko mogło skończyć się na pouczeniu lub maksymalnie 50 złotych mandatu. Teraz parze, która przebiegła przez ulicę grożą nawet 3 lata więzienia.
(7890)