Jak informuje miesięcznik „Bez cenzury”, anarchiści, którzy usiłowali dokonać zamachu na posterunek w Warszawie, byli powiązani z niemieckimi organizacjami lewackimi.
Jeździli za Odrę na specjalne szkolenia, podczas których przekonywano ich, że mają być polską filią reaktywowanej anarchistyczno-lewackiej organizacji terrorystycznej Frakcja Czerwonej Armii (RAF).
Grupa była rozpracowywana przez ABW.
Miesięcznik podaje kulisy uniemożliwienia zamachu. Zapobiegła nim nie, jak podawano, policja:
Dzielni funkcjonariusze, którzy operacyjnie zdobyli informacje. Ich operacyjne działanie polegało na tym, że odebrali telefon od Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Gdyby nie oni, cały ten komisariat wyleciałby w powietrze
– powiedział wysoki rangą policjant z Komendy Stołecznej Policji.
Służby zainteresowały się lewackimi bojówkarzami po kolejnych Marszach Niepodległości, gdzie chuligani przyjechali na zaproszenie Krytyki Politycznej i urządzali zadymy.
Jak podaje miesięcznik, na przełomie 2014 i 2015 roku podjęto decyzję o rozpracowaniu anarchistów skupionych wokół skłotu „Przychodnia”. Sprawdzano telefony i bilingi, a także wprowadzano do organizacji swoich oficerów. Wykorzystywano także wcześniej zwerbowanych anarchistów.
Zaangażowano do tego wszystkie możliwe środki. Od inwigilacji miękkiej, takiej jak sprawdzenia logowania telefonów czy bilingów poprzez wprowadzenie do środowiska oficerów pod przykryciem. ABW użyła też agentury, którą pozyskała wśród anarchistów.
Polacy uczestniczyli w szkoleniach na terenie Niemiec. Brali w nich udział również Austriacy, Czesi i Francuzi. W roli nauczycieli występowali Niemcy. Spotkania miały się odbywać 2-3 razy w roku.
Więcej w miesięczniku Bez Cenzury
(4021)