Książę Jeremi Wiśniowiecki (1612 – 1651), wojewoda ruski, postrach Kozaków (Cosacorum terror), bożyszcze żołnierzy, szlachty i Żydów, doczekał się dwóch biografii – autorstwa Władysława Tomkiewicza (1933) oraz Jana Widackiego (1984), lecz dotąd nie wyjaśniono jakiegoś dziwnego i tajemniczego zarazem fatum, ciążącego nad człowiekiem, „który tak wiele znaczył w historii Polski owych burzliwych lat 1648 – 51” (Widacki). Chodzi, krótko mówiąc, o okoliczności jego śmierci oraz pogrzebu, o zaginięcie ciała, o brak wiarygodnej ikonografii i jakichkolwiek po nim pamiątek. Wszystko to stoi w sprzeczności z uwielbieniem, jakim powszechnie darzyli go żołnierze, szlachta i najpoważniejsi mężowie stanu.
Książę Wiśniowiecki, jak pisał Stanisław Oświęcim, rozstał się z tym światem z „wszystkiej Rzeczypospolitej żalem” 20 sierpnia 1651 r., w obozie wojsk koronnych pod Pawołoczą na Ukrainie.
Jak zanotowano w annałach: „… z pragnienia ogórków zjadł, potym miodu się napił, z czego żołądek zepsował i w gorączkę wpadł…”
Zmarł nagle, w wyniku wysokiej gorączki i uporczywej biegunki, licząc zaledwie 39 lat, w związku z czym od razu rozpatrywano trzy wersje: zatrucie pokarmowe, zakaźna choleropodobna biegunka (obie możliwe z uwagi na częste epidemie w obozach wojskowych, wynikłe z braku higieny), wreszcie zbrodnicze otrucie (na co wskazywałyby biegunka, wysoka gorączka, utrata sił i zachowana przytomność – typowe objawy zatrucia arsenem). Przyczyna zgonu, niemożliwa obecnie do ustalenia, dalej pozostaje nieznana.
Równie tajemniczo rysuje się sprawa pogrzebu i pochówku księcia. W testamencie (zaginionym i znanym tylko z odpisu) Wiśniowiecki chciał być pochowany w ufundowanym przez siebie kościele w Wiśniczu. Z niejasnych przyczyn przewieziono ciało do Sokala, a w 1653 r. owdowiała księżna Gryzelda przewiozła trumnę na Święty Krzyż, by złożyć ją – ciągle jedynie tymczasowo, bez oficjalnego pogrzebu (!), w benedyktyńskim kościele. Nie wiadomo też, dlaczego król Michał Korybut Wiśniowiecki, nie sprawił ojcu należnego ceremonialnego pogrzebu, ograniczając się tylko do położenia tablicy z inskrypcją.
Wydawałoby się wszakże, iż przechowywane do dziś w krypcie kościelnej zmumifikowane truchło jest rzeczywistymi szczątkami kniazia ruskiego (i jako takie są one pokazywane turystom). Nic podobnego. Jak wykazały specjalistyczne badania, przeprowadzone w 1980 r. przez profesora Jana Widackiego, zwłoki te nie są autentyczne i należą do innej osoby.
A więc gdzie podziało się ciało Jeremiego? Rację miał chyba profesor Tomkiewicz, przypuszczając, że „ gdy w końcu XVIII wieku pożar zniszczył opactwo świętokrzyskie, ślad po szczątkach Jeremiego zaginął”. Tylko ogólnikowo wiemy, jak wyglądał książę: małego wzrostu, krępej postury, czarnowłosy. Jego zachowane wizerunki malarskie nie ułatwiają sprawy, ponieważ ani jeden z nich nie jest absolutnie pewny. Ponadto zadziwia brak jakiejkolwiek materialnej pamiątki po ubóstwianym wodzu – szabli, buławy, nawet fragmentu odzieży. Dlaczego ?
Tak więc XIX – wieczni artyści w niczym nie byli skrępowani, tworząc własne wizje – jak np. Juliusz Kossak, rysując w 1885 r. efektowną kompozycję Książę Jeremi Wiśniowiecki na Mogile, skopiowaną w drzeworycie przez Józefa Łoskoczyńskiego i zamieszczoną w „Tygodniku Ilustrowanym” 1887 (1. półrocze).
źródło: palac-wilanow.pl
(5442)
Autorka chyba nie czytała testamentu, na który się powołuje… Jarema ufundował kościół Karmelitów Bosych w Wiśniowcu, a nie w Wiśniczu (który należał w tym czasie do spadkobiercy Stanisława Lubomirskiego, Jerzego Sebastiana) i tam właśnie życzył sobie spocząć po śmierci.
Wyglądał jak żyd i był księciem żydów. Nic dodać nic ująć.