Zafascynowała mnie ta niesamowita postać – z Marią Weber, autorką biograficznej książki „Emilia Malessa, „Marcysia” 1909-1949”, rozmawia Mateusz Rawicz.
MATEUSZ RAWICZ: – Dlaczego zainteresowała się Pani „Marcysią”?
MARIA WEBER: – Na postać „Marcysi” trafiłam przez przypadek, zafascynowała mnie jej postawa, ogromne poczucie odpowiedzialności i tragiczny koniec jej życia.
– Były w jej życiu również szczęśliwe chwile, małżeństwo z Janem Piwnikiem…
MARIA WEBER: – Ale to szczęście trwało krótko. Dłużej się znali, niż byli małżeństwem, „Marcysia” odwiedzała „Ponurego” na Wykusie w Górach Świętokrzyskich, on bywał w Warszawie. Wzięli ślub w listopadzie 1943 r. w kościele ewangelickim w Warszawie, przy dzisiejszej Al. Solidarności, a już na początku 1944 r. Piwnik został przeniesiony na Nowogródczyznę, gdzie zginął w czerwcu 1944 r.
– Jak się poznali?
MARIA WEBER: – Najbardziej znana wersja pochodzi z książki Cezarego Chlebowskiego „Pozdrówcie Góry Świętokrzyskie” i mówi, że poznali się podczas zrzutu „Ponurego” i jego kolegów, ale ta historia nie ma odzwierciedlenia w dokumentach. Prawdopodobnie poznali się dopiero w Warszawie, gdy „Ponury” dotarł wraz z kolegami cichociemnymi po zrzucie i dostał się w „opiekuńcze” ręce „Marcysi”. Możliwe też, że poznali się później, ponieważ „Ponury” przez jakiś czas pracował w komórce AK, która przejęła zrzuty i opiekę nad cichociemnymi. Te zadania należały przez krótki czas do wydziału Malessy „Zagrody” i zapewne spotkali się, aby omówić sprawy organizacyjne.
– Na czym polegała praca w komórce łączności zagranicznej?
MARIA WEBER: – Najpierw była to komórka łączności zagranicznej w Służbie Zwycięstwu Polski, później w Związku Walki Zbrojnie, a następnie Dział Łączności Zagranicznej w AK. Podstawowe zadanie polegało na zorganizowaniu przez „Marcysię” łączności kurierskiej ze Sztabem Naczelnego Wodza. Komórka miała różne kryptonimy, najważniejsze to „Zagroda” i „Załoga”. Przesyłano kurierów z mapami, raportami i większymi informacjami, bo krótkie przekazywano drogą radiową. „Marcysia” wymyśliła skuteczny sposób umieszczenia dużej ilości informacji na mikrofilmach, które były przechowywane np. w szczotce do włosów, brzytwie, puderniczce, czy w bateriach. Zorganizowała pracownię fotograficzną, pracownię legalizacyjną wytwarzającą fałszywe dokumenty, organizowała „przechowalnie” dla kurierów.
– Była nie tylko świetną organizatorką, ale i prawdziwym dowódcą, jak o niej mówiła jej zastępczyni, cichociemna Elżbieta Zawacka „Zo”…
MARIA WEBER: – Przeszła do historii jako cichociemna, ale nią nie była, wykorzystała lot cichociemnych i wylądowała z nimi w Polsce. Obie panie walczyły w powstaniu, ale w różnych miejscach, ponieważ po wsypie „Jarachy” w marcu 1944 r., która prawie zniszczyła „Zagrodę” musiały się ukrywać.
– Kim był „Jarach”?
MARIA WEBER: – Wtyczką gestapo, nie wiadomo dokładnie jak się nazywał, używał kilku nazwisk, np. Mazurkiewicz czy Zazdel. Najprawdopodobniej to ostatnie było prawdziwe. Zatrudniony w komórce w 1943 r., był zastępcą „Marcysi”, zajmował się łącznością na trasie „Zachód”. Znał pseudonimy i adresy kurierów, zdradził i zniknął, niszcząc prawie cały wydział – aresztowano wtedy ponad 100 osób. Wydano na niego wyrok śmierci, poszukiwano go również po wojnie, ale nigdy nie udało się trafić na jego ślad. Malessa nie została przez niego wydana, ale zmieniła mieszkanie, zeszła do głębszej konspiracji i dalej kierowała działalnością nadwątlonej wsypą komórki. Zawacka ujawniła się dopiero w czasie powstania, walczyła w Wojskowej Służbie Kobiet pod dowództwem Marii Wittek. Z Warszawy wyszła z ludnością cywilną, jako pierwsza z pracowników Wydziału Łączności Zagranicznej dostała się do Krakowa. Kilka dni później dotarła do niej Malessa ze swoją łączniczką „Kropką” i przysposobionym synkiem Michałkiem „Siunią”. Zaczęły odbudowywać wydział, choć nie udało się go przywrócić do świetności sprzed wsypy z 1944 r. Udało im się wysłać kurierskim szlakiem, opracowanym i sprawdzonym przez Elżbietę Zawacką Jana Nowaka- Jeziorańskiego, który z narzeczoną dotarł do Londynu.
– Dlaczego w październiku 1945 r. E. Malessa zrezygnowała z działalności konspiracyjnej?
MARIA WEBER: – Po rozwiązaniu AK w styczniu 1945 r. „Marcysia” przeszła ze swoją komórką do organizacji NIE – Niepodległość. Zmienił się skład personalny, większość pracownic ujawniła się i odeszła do normalnego życia, tylko część została. Następnie była w Delegaturze Sił Zbrojnych na Kraj, a potem nie wiedząc o tym, znalazła się w Zrzeszeniu „Wolność i Niezawisłość”. Nikt jej nie pytał o zgodę, w pewnym momencie jej szefowa, Zofia Popławska, „Maria”, powiedziała jej, że działa w WiN. Od chwili powstania zrzeszenia do momentu, w którym się o tym dowiedziała upłynął prawie miesiąc. Jeszcze będąc w Delegaturze zaczęła mieć wątpliwości co do sensu dalszej pracy; uważała, że łączność zagraniczna przestała być potrzebna, rząd w kraju został uznany przez aliantów. W ostatnim etapie swojej pracy wysyłała kurierów, już tylko po to, aby wyprowadzać ludzi na Zachód. Jej szlaki były wykorzystywane również przez inne organizacje, prawie pozbawione konspiracji i łatwo je było inwigilować, co NKWD i UB zresztą czyniły, poznając wiele szczegółów jeszcze przed jej aresztowaniem. W połowie października 1945 r. zrezygnowała z pracy konspiracyjnej, ale nie namawiała płk Rzepeckiego, żeby rozwiązał komórkę łączności. Przygotowała ją dla następców. Nie zdążyła jej przekazać, kilka godzin wcześniej została aresztowana.
– Kapitan UB, Józef Różański, namawiając ją na ujawnienie komórki i pracowników, zaświadczył „słowem honoru”, że nikomu z nich nic się nie stanie. Po zeznaniach mieli zostać zwolnieni. „Marcysia” ujawniła adresy i kontakty konspiracyjne. Dlaczego zdecydowała się na taki krok?
MARIA WEBER: – Nie znamy protokołu z tej rozmowy, z 2 XI 1945 r., kiedy Różański dał jej słowo honoru, a ona zobowiązała się do czegoś. Do czego się zobowiązała, tego nie wiemy. Powołała się później na tę umowę w piśmie do ministra Stanisława Radkiewicza. Zdecydowała się opowiedzieć o swojej działalności konspiracyjnej z kilku powodów. Po pierwsze, równolegle z nią aresztowano kurierów, którzy od razu zeznawali. Po drugie, na jej postawę wpłynął zapewne szantaż ze strony Różańskiego – jak zeznasz to damy Ci urlop i pojedziesz do synka. Były jeszcze inne powody, dla których zeznawała.
– Różański często obiecywał albo groził – ujawnisz to np. spotkać się z kimś z rodziny, nie ujawnisz to aresztujemy kogoś z Twoich bliskich…
MARIA WEBER: – Tak stało się w przypadku Witolda Waligórskiego, niedoszłego następcy Malessy. Kiedy MBP dowiedziało się, że to przedwojenny pracownik polskiego wywiadu, żeby go zmusić do zeznawania, aresztowano jego córkę. Takie metody, łącznie z aresztowaniem ludzi starych i schorowanych stosowano wielokrotnie. Kolejna przyczyna to konfrontacja między aresztowanym kilka dni po „Marcysi” Rzepeckim a „Marcysią”, podczas której pułkownik wydał jej rozkaz ujawnienia komórki. Różański na przesłuchaniu pytał ją o jej komórkę „Załogę”, ale również o WiN. Powiedziała, że Rzepeckiego nie zna, raz go spotkała, Sanojcę poznała wcześniej, wymieniła jeszcze nazwisko Zofii Popławskiej. Nie podała nazwiska ani pseudonimu podpułkownika Jachimka, powiedziała tylko, że istnieje osoba do zadań specjalnych.
– Czy można powiedzieć, że jej zeznania były zdradą i doprowadziły do aresztowania praktycznie całego I Zarządu WiN?
MARIA WEBER: – Dane te były znane Różańskiemu. „Marcysia” zeznawała pod wpływem groźby i przymusu. Nie przyczyniła się do aresztowania władz WiN. Podała jedynie kilka nazwisk, bez adresów, bo ich nie znała. Czy zresztą można mówić o zdradzie w jej przypadku? Raczej o ujawnieniu w sytuacji beznadziejnej.
– Kto zdradził?
MARIA WEBER: – Nie wiadomo, są różne przypuszczenia.
– Jakie?
MARIA WEBER: – W książce przedstawiam kilka możliwości.
– Wiedziała o tym, że informacje przekazane Różańskiemu mogą być mu znane?
MARIA WEBER: – Mogła tak przypuszczać, wiedziała o aresztowaniach przeprowadzonych latem 1945 r. Kiedy Różański dał jej słowo honoru ujawniła wyłącznie swoja komórkę, podała część nazwisk i adresów, wszystkich nie znała, bo to była konspiracja. W więzieniu zorientowała się, że Różański nie ma zamiaru wypuszczać jej pracowników, zaczęła głodówki, pisała pisma do niego i do władz.
– Różańskim dał „słowo honoru” także zarządowi WiN. Powiedział, że ujawnieni przez nich współpracownicy będą wypuszczeni po złożeniu zeznań…
MARIA WEBER: – Najpierw Sanojca, a później Rzepecki zaczęli opowiadać o WiN. W pierwszym zeznaniu Rzepecki przyznał się tylko, że zrzeszenie istnieje i on nim kieruje. Podczas kolejnych, ujawnili dodatkowe informacje, robili to jeszcze przed ich ujawnieniem przez Malessę, Ona zaczęła zeznawać 10 XI 1945 r. Po wezwaniu na przesłuchanie poprosiła o papier i maszynę do pisania. Przez kilka tygodni spisywała wiedzę o swojej komórce. Podczas procesu zachowała się najbardziej godnie ze wszystkich AKowców.
– Podczas procesu nikt z pracowników jej komórki już nie siedział…
MARIA WEBER: – Wszystkich zwolniono, ale w więzieniu zostali kurierzy i grupa wywiadowcza „Liceum”, ujawniona przez zdrajcę znajdującego się wewnątrz niej. Walczyła o nich do końca, niestety nie udało się. Płk Rzepecki, szef WiN nic nie zrobił w ich sprawie.
– Dlaczego popełniła samobójstwo?
MARIA WEBER:
[quote]– W 1947 r. w liście do ciotki przysposobionego synka „Siuni” napisała, że jeśli jej się nie uda doprowadzić do ich uwolnienia, popełni samobójstwo. Jednak mimo, że napisała te słowa, uważam, że jeszcze wtedy miała nadzieję na pozytywne załatwienie sprawy. Do 1949 r. podejmowała wiele starań w sprawie uwolnienia więźniów, głodowała na Rakowieckiej. Była schorowana i zrezygnowana, środowisko AK od niej się odwróciło. Jednak głównym powodem była utrata nadziei na uwolnienie kolegów z WiN, o których tak konsekwentnie walczyła.[/quote]
Książka otrzymała nagrodę Klio w kategorii varsaviana. Nagroda jest przyznawana przez wydawców książki historycznej za wybitny wkład w popularyzację historii.
źródło: tygodnik Nasza Polska
(2293)