Wydarzenia bardziej i mniej znane. Niekiedy przyjmujące zaskakujący obrót, zawsze kontrowersyjne. „Czarownicom żyć nie dopuścisz” to książka, która w pasjonujący sposób przybliża procesy o czary w Polsce w czasach, gdy były najbardziej powszechne.
Profesor Jacek Wijaczka, autorytet w dziedzinie historii polowań na czarownice, ukazuje osiem przypadków poświęconych procesom o czary w XVI-XVIII wieku. Zrelacjonowane na podstawie źródeł archiwalnych, dostarczają nowych informacji o prześladowaniach czarownic w naszym kraju. W książce poznajemy dosyć burzliwe, a dotychczas nieznane, koleje życia Doroty Paluszki, mieszkanki Gniezna, oskarżonej o czary i spalonej na stosie w 1619 roku. Dowiadujemy się także, jakie lęki i obawy związane z wiarą w diabła i czarownice dręczyły mieszkańców Kaszub w końcu XVIII wieku. Co ciekawe, autor obala również rozpowszechniony mit, że ostatni stos w Europie, na którym spłonęła rzekoma czarownica, został rozpalony w Reszlu na początku XIX wieku.
WSTĘP
Polowanie na czarownice i czarowników we wczesnonowożytnej Europie i Nowym Świecie wzbudza od wielu lat duże zainteresowanie czytelników. Zaowocowało to wieloma opracowaniami naukowymi, lecz jeszcze liczniejszymi publikacjami prasowymi, a ostatnio również internetowymi, opartymi na mitach i stereotypach związanych z procesami o czary. Na dodatek większość społeczeństwa europejskiego jest przekonana, że palenie czarownic na stosach to odległa przeszłość. Nic bardziej mylnego. W 2020 r. co najmniej w 36 krajach oskarżono ludzi, ponownie najczęściej kobiety, o zajmowanie się czarami, torturowano ich, a nawet mordowano. Tak się stało np. 10 sierpnia 2012 r., kiedy to Christina, mieszkanka Papui-Nowej Gwinei, została oskarżona o czary i była torturowana. Dlatego też ten dzień został ogłoszony Międzynarodowym Dniem Walki z Szaleństwem Czarostwa. Stało się tak z inicjatywy funkcjonującego w Akwizgranie (Niemcy) Międzynarodowego Katolickiego Towarzystwa Misyjnego missio, które nie tylko dokumentuje wszystkie podobne przypadki, lecz przede wszystkim pomaga kobietom oskarżanym o to, że są czarownicami i za pomocą magicznych praktyk czynią szkody na zdrowiu ludzi lub uszczerbek w ich dobytku. Ze wspomnianych 36 krajów większość to kraje afrykańskie, lecz do polowania na czarownice dochodzi również w Meksyku, Boliwii, Indiach i Indonezji.
W historiografii zachodnioeuropejskiej zainteresowanie procesami o czary i polowaniami na czarownice (wówczas sądzono, że to głównie kobiety zawierały pakt z diabłem i to one powodowały szkody) pojawiło się w końcu XVIII w. Z biegiem lat, w XIX w., zaczęło się ukazywać coraz więcej – mniej lub bardziej naukowych – prac poświęconych tej tematyce. Na początku XX w. ukazało się drukiem monumentalne, i nadal nietracące na wartości, dzieło klasyka badań nad kwestią prześladowań rzekomych czarownic i czarowników Josepha Hansena (1862–1943), Zauberwahn, Inquisition und Hexenprozess im Mittelalter und die Entstehung der grossen Hexenverfolgung (München 1901). Praca ta odegrała ogromną rolę w dalszych badaniach nad procesami o czary w Europie w XVI–XVIII w.
Pierwsze dziesięciolecia po II wojnie światowej przyniosły zahamowanie badań nad procesami o czary w Europie, gdyż w trakcie wojny badania te próbowali wykorzystać do swych celów hitlerowcy. Zainteresowanie kwestią prześladowań rzekomych czarownic i czarowników oraz skalą procesów o czary we wczesnonowożytnej Europie odżyło w większości krajów europejskich dopiero na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX w. i do dzisiaj jest istotnym elementem w badaniach historii społecznej. W Anglii np. od początku lat siedemdziesiątych XX w. oskarżenia i procesy o czary uznaje się za istotny element życia codziennego społeczeństwa angielskiego w czasach wczesnonowożytnych.
Polscy historycy w badania nad procesami czarownic i czarowników włączyli się wprawdzie już w ostatnich dziesięcioleciach drugiej połowy XIX w., kiedy to ukazał się pierwszy syntetyczny artykuł poświęcony kwestii czarostwa w Polsce, jednak liczba publikacji na ten temat nie była zbyt imponująca. Podsumowaniem polskich badań historycznych i etnograficznych prowadzonych w XIX w. na temat czarów i czarownic było hasło zamieszczone przez Zygmunta Glogera w jego Encyklopedii staropolskiej wydanej w 1900 r.
W kolejnych latach badania nad czarostwem w Polsce utknęły w miejscu. Dopiero w 1925 r. na łamach „Ludu”, czasopisma będącego organem Polskiego Towarzystwa Etnologicznego, nauczyciel, archiwista i historyk Kazimierz Sochaniewicz (1892–1930) opublikował referat wygłoszony na XII Zjeździe Lekarzy i Przyrodników w Warszawie, w którym próbował zachęcić liczniejsze grono polskich historyków i etnografów do podjęcia badań nad kwestią polowania na czarownice i czarowników. Przede wszystkim starał się nakłonić historyków do systematycznego wydawania materiałów źródłowych związanych z procesami o czary, które toczyły się w państwie polsko-litewskim w XVI–XVIII w., w celu „umożliwienia systematycznej i zorganizowanej pracy na polu zagadnień związanych z demonologią, czarodziejstwem, czarami, zaklinaniem itp.”.
Apel Kazimierza Sochaniewicza spotkał się z bardzo umiarkowanym odzewem wśród historyków i etnografów. Wymienić można właściwie tylko artykuły Karola Koranyiego i niezbyt obszerną książkę Tadeusza Łopalewskiego poświęconą procesom o czary na Litwie.
Sytuacja nie poprawiła się także po II wojnie światowej, gdyż badaniami procesów czarownic i czarowników od końca lat czterdziestych XX w. zajmował się praktycznie jedynie pracujący na uniwersytecie w Łodzi Bohdan Baranowski (1915–1993). W 1952 r. opublikował on syntezę poświęconą dziejom polowania na czarownice i czarowników w Polsce w XVII–XVIII w. Przez dziesięciolecia przyjmowano fakty i interpretacje zawarte w tej pracy za uzasadnione i oparte na stanie faktycznym. Dopiero po wielu latach książka Baranowskiego i jego ustalenia doczekały się bardzo krytycznej recenzji pióra Małgorzaty Pilaszek.
W drugiej połowie XX w., oprócz prac Baranowskiego, ukazały się nieliczne artykuły poświęcone problematyce czarów i związanych z nimi procesów. Taki stan badań nad procesami o czary w Polsce spowodował, że w 1996 r. Edward Potkowski napisał:
Tematyka czarownictwa w Polsce jest jednak ciągle jeszcze obszarem mało zbadanym. Brak jeszcze u nas prac opartych na solidnych studiach źródłowych, które nawiązywałyby do współczesnych badań obcych, stosujących do opisu i analizy zjawiska czarów i czarownic modele antropologii, socjologii, religioznawstwa porównawczego, nawet psychoanalizy. Brak zatem studiów, które w wypowiedziach źródeł historycznych starałyby się odkryć bardzo złożoną rzeczywistość historyczną, a nie jak dotąd – uproszczoną, charakteryzowaną jednym lub kilkoma elementami.
W końcu XX, a przede wszystkim na początku XXI w. liczba artykułów, a także książek poświęconych problematyce magii, czarostwa i procesów o czary zaczęła stopniowo wzrastać. Problematyką tą zainteresowali się też historycy literatury i literaturoznawcy. Można na marginesie zauważyć, że być może procesom o czary w polskiej historiografii poświęcano tak mało uwagi, gdyż dopiero wówczas zaczęto się interesować dziejami kobiet. Mimo zauważalnego wzrostu liczby publikacji poświęconych historii kobiet stwierdzić trzeba, że zdecydowana większość z nich poświęcona jest przedstawicielkom stanu szlacheckiego, których w procesach o czary nie sądzono, gdyż nie można ich było, jako należących do stanu uprzywilejowanego, torturować. Sporadycznie ukazują się prace poświęcone mieszczankom oraz chłopkom. Brak większego zainteresowania procesami o czary i dziejami niższych warstw społecznych wynika m.in. z faktu, że historiografia polska w ciągu ostatnich dziesięcioleci XX i pierwszych XXI stulecia skupiona jest na dziejach „narodu szlacheckiego”.
Mimo braku dokładniejszego rozpoznania przebiegu procesów o czary we wszystkich prowincjach Rzeczypospolitej w XVI–XVIII w. ostatnio ukazały się trzy syntezy poświęcone procesom o czary we wczesnonowożytnej Polsce. Ich autorami są Małgorzata Pilaszek oraz dwoje zagranicznych badaczy, Michael Oestling i Wanda Wyporska. Stwierdzić jednak trzeba, że mimo ukazania się ich prac nadal istnieje potrzeba przeprowadzenia szeroko zakrojonych badań źródłowych w archiwach polskich i napisania na ich podstawie nowej syntezy procesów o czary w Polsce we wspomnianym okresie.
Zauważyć trzeba, że oprócz prac naukowych ostatnio zaczęły się również ukazywać książki poświęcone polowaniom na czarownice i czarowników w Polsce. W pracach tych, mimo pozorów naukowości, najczęściej sugerowanych zamieszczoną na końcu pracy bibliografią, ich autorzy mieszają rzeczywistość, w której toczyły się procesy o czary, z mitami i stereotypami na ten temat.
Problematyka związana z prześladowaniem rzekomych czarownic i czarowników oraz z procesami o czary przeprowadzonymi w XVI–XVIII w. w Europie obejmuje szereg aspektów związanych z dniem codziennym. Wynika to choćby z faktu, że we wczesnonowożytnej Europie, w tym także w Polsce, wyimaginowany świat czarownic i czarowników okazał się bardzo skuteczny w rozwiązywaniu trudno wytłumaczalnych codziennych trudności i niezrozumiałych wydarzeń, a ludzie, wierząc w diabła i czarownice, radzili sobie w ten sposób m.in. z różnymi lękami.
Oddawany do rąk Czytelników tom składa się z ośmiu artykułów poświęconych różnym aspektom polowania na czarownice i czarowników oraz procesom o czary w Polsce w XVI–XVIII w. (nie zajmuję się w nich drugim członem państwa polsko-litewskiego, mianowicie Litwą). Są one publikowane po raz pierwszy.
W piśmiennictwie dotyczącym procesów o czary we wczesnonowożytnej Europie powszechnie przyjmuje się, że ponad 80% osób skazanych na spalenie na stosie stanowiły kobiety. W Polsce ten procent, jak się wydaje, był jeszcze wyższy, na co wskazuje porównanie liczby kobiet i mężczyzn sądzonych i skazanych w procesach prowadzonych przez sądy wójtowskie (lub radzieckie) w różnych polskich miastach i miasteczkach. Bardzo często akta procesu są jedynym rękopiśmiennym źródłem, w których kobieta sądzona jako rzekoma czarownica w ogóle się pojawia. Wprawdzie w tragicznych okolicznościach, lecz poznajemy imiona i nazwiska tych kobiet, czasami wiek (w źródłach polskich, w przeciwieństwie do zachodnioeuropejskich, informacja ta pojawia się niezbyt często), stan cywilny, a także członków rodziny. Dlatego też pierwszy artykuł w niniejszym tomie poświęcony jest Dorocie Paluszce, mieszkance Gniezna (Zły los Doroty Paluszki, czyli o gnieźnieńskiej czarownicy), o której dzięki zachowanym aktom z jej procesu dowiadujemy się dużo więcej niż o przeciętnej mieszkance ówczesnego Gniezna. Poznajemy historię jej niełatwego życia.
Do dzisiaj nieznana jest nawet przybliżona liczba osób sądzonych w trakcie procesów o czary w Polsce w XVI–XVIII w. Nie wiemy, ile wysłano na stos, a ile uniewinniono lub ukarano w inny sposób (np. chłosta lub kara finansowa). W 1952 r. ukazała się, jak już wspomniałem, praca Baranowskiego na temat procesów czarownic w Polsce w XVII i XVIII w. Została ona oparta na materiale źródłowym dotyczącym tak naprawdę tylko tzw. Wielkopolski właściwej, obejmującej województwa poznańskie i kaliskie. Opierając się na źródłach dotyczących procesów przeprowadzonych przed sądami miejskimi z tych dwóch województw, Baranowski wyciągnął wnioski w odniesieniu do całego państwa. W bardzo krótkim „Zakończeniu” swej pracy skonstatował ogólnikowo, że: „Kilka lub kilkanaście tysięcy ofiar ponurego zabobonu to jednak żniwo dość obfite, szczególnie jeśli się weźmie pod uwagę, że nasilenie jego przypadło znacznie później niż gdzie indziej, a mianowicie na przełom siedemnastego i osiemnastego wieku”. Natomiast kilka stron dalej, we francuskojęzycznym streszczeniu zamieszczonym na końcu książki, stwierdził, że „[…] około 10 000 osób oskarżonych o czary, legalnie skazanych, zostało spalonych lub zmarło torturowanych”. Ponieważ język polski był i jest mało popularny w zachodniej Europie, to świat nauki korzystał głównie z francuskiego streszczenia. To sprawiło, że do obiegu międzynarodowego na wiele dziesięcioleci trafiła błędna informacja, że w Polsce na stosach spłonęło jako rzekome czarownice około 10 000 osób. Dopiero na początku XXI w. dokonano korekty liczby osób straconych w wyniku procesów o czary w Polsce.
Oczywiście ustalenie dokładnych liczb nigdy nie będzie możliwe, jako że akta wielu procesów w ogóle się nie zachowały, inne zaś są znane jedynie we fragmentach lub we wzmiankach, że jakiś proces się odbył. Dlatego też istotne jest przebadanie ksiąg wójtowskich lub miejskich, w których najczęściej przebieg procesu był dokumentowany. Przebadanie jak największej liczby ksiąg miejskich miast i miasteczek w poszczególnych dzielnicach państwa polsko-litewskiego pozwoli na ustalenie liczby, choć nadal jedynie przybliżonej, procesów o czary oraz sądzonych i skazanych w nich osób. Przykład takich badań przedstawiony jest w drugim artykule niniejszego tomu (Oskarżenia i procesy o czary w Jędrzejewie (Cierpięgach) w XVII wieku), który przybliża przebieg procesów o czary w ówczesnym miasteczku Jędrzejewo (Cierpięgi), dzisiaj dzielnicy Gniezna.
Na Mazowszu wiara w diabła i czarownice była zapewne równie silna jak w pozostałych regionach wczesnonowożytnej Rzeczypospolitej. Niestety, o liczbie przeprowadzonych tam procesów i ich przebiegu wiemy bardzo mało w porównaniu do innych prowincji. Wynika to z faktu, że większość ksiąg miejskich z tego obszaru się nie zachowała; zaginęła w połowie XX w. w wojennej zawierusze. Przed II wojną światową jedynie Zygmunt Lasocki przedstawił, opierając się na materiale źródłowym, stosunek szlachty zamieszkałej w okolicach Płońska do kwestii czarostwa oraz czarownic i czarowników. Dlatego też jedynie przypadkowe znaleziska materiału źródłowego mogą uzupełnić naszą wiedzę na temat polowania na osoby parające się czarami na Mazowszu. Tak stało się w przypadku procesu o czary przeprowadzonego w 1724 r. w jednej z mazowieckich wsi (Proces w Kiełbowie w 1724 roku. Przyczynek do dziejów procesów o czary na Mazowszu).
W powszechnej świadomości historycznej ostatni proces o czary przeprowadzony w Polsce odbył się w wielkopolskiej wsi Doruchów w 1775 r., chociaż już kilkadziesiąt lat temu fakt przeprowadzenia tego procesu został zakwestionowany przez Janusza Tazbira, który opublikowaną z niego relację uznał za falsyfikat. Pozostawiając kwestię autorstwa owego falsyfikatu i tego, czy rzeczywiście w 1775 r. sądzono w tej wsi jakiekolwiek rzekome czarownice, stwierdzić trzeba, że w Doruchowie z całą pewnością procesy o czary były prowadzone. Ile i kiedy, to trzeba pozostawić dalszym poszukiwaniom archiwalnym. Obecnie możemy jedynie z całą pewnością stwierdzić, że jeden z tych procesów odbył się w 1762 r., a życie na stosie straciły trzy kobiety skazane jako czarownice. Część akt tego procesu przetrwała w odpisie, gdyż księgi wójtowskie sądu z Ostrzeszowa także nie są dzisiaj znane. Przyczyny i przebieg tego procesu przedstawiłem w czwartym artykule tomu (Proces o czary w Doruchowie w 1762 roku).
W literaturze przedmiotu powstałej w XX w., a dotyczącej polowania na osoby parające się czarami we wczesnonowożytnej Europie, utrzymywał się generalnie pogląd, że procesy z tym związane ustały w końcu XVII w. Historykom bowiem wydawało się, że w wieku Oświecenia, Wieku Światła, oskarżeń o zajmowanie się czarami już nie mogło być. Dopiero początek XXI w. przyniósł zmianę stanowiska w tej kwestii. Udokumentowane źródłowo artykuły dotyczące większości krajów europejskich ukazały, że procesów o czary w XVIII w. było całkiem sporo, a wiara w diabła i czarownice nie zanikła w Oświeceniu. Przykład oskarżeń i związanych z nimi procesów o czary w owym stuleciu przedstawiam w piątym artykule („Inwazja czarownic” w okolicach Bytowa w końcu XVIII wieku. Czy Oświecenie było oświecone?).
(210)