Najsłynniejszy żyjący polski socjolog. Wnikliwy filozof” – czytaliśmy we wstępie do wywiadu z prof. Zygmuntem Baumanem w „Gazecie Wyborczej”. Jakże podobnie brzmiały nekrologi po zmarłym w 2007 r. koledze Baumana – prof. Włodzimierzu Brusie:
„Odszedł wybitny, zasłużony profesor, prawy człowiek w latach próby”.
Brus nie był co prawda „światowej sławy socjologiem”, ale „światowej sławy ekonomistą”. Tak jak Bauman został oddelegowany na front stalinowskiej nauki z LWP, gdzie „służył” jako oficer polityczno-wychowawczy. Od politruka do profesora – taka kariera połączyła obu „myślicieli”. Kariera, którą robili po trupie przedwojennej Polski, jako przedstawiciele nowych „elit” – sowieckich.
Pamięci Włodzimierza Brusa tekst pod znamiennym tytułem: „Ucieczka od końca świata” napisał w „Gazecie Wyborczej” sam Adam Michnik. Uczeń Brusa, ale także Baumana. Dwustronicowy artykuł Michnika nie był biografią Brusa, ale kolejnym politycznym manifestem:
„To, co obserwuję w polskiej polityce, nie przypomina końca świata. To raczej sceny z filmu amerykańskiego – najpierw jest pożar w burdelu, a potem akcja nabiera tempa. Nie mam umiejętności strażaka, by gasić ten pożar. Chciałbym spojrzeć nań z pewnej perspektywy – ileż to już było takich pożarów”
– stwierdza Michnik i konstatuje:
„nasze życie nie sprowadza się do walk z „układem”, „wykształciuchami”, „partią białej flagi” i innymi tego rodzaju fantomami”.
Co z tym wszystkim miał wspólnego Włodzimierz Brus? Michnik chciał najpewniej powiedzieć: odpie… się od profesora, tak jak wcześniej kazał to samo uczynić względem towarzysza generała.
W tej samej „GW” sylwetkę zmarłego („Profesor Brus – mój mistrz”) przedstawił Waldemar Kuczyński, magistrant Brusa z 1965 r. na Wydziale Ekonomii Politycznej Uniwersytetu Warszawskiego (w III RP doradca premierów Mazowieckiego i Buzka):
„Największy popłoch budził profesor Włodzimierz Brus. Egzamin u niego uważano za kataraktę śmierci, kto ją przebył, miał magisterkę w kieszeni”.
Ja mam inne, oczywiście nieprawomyślne skojarzenie. Jeśli już o śmierci mowa, to może tak: Podpis Heleny Wolińskiej nie był kataraktą śmierci, tylko jej przedsionkiem. Wymieniona pani to stalinowska prokurator, żona Brusa, budząca niemniejszy popłoch, ale nie studentó;w, tylko Bogu ducha winnych ludzi, których pod dyktando bezpieki kazała aresztować. Jej podpis to nie zaliczenie w indeksie, ale przepustka na tamten świat.
Po prostu „nie”
Kilka lat wcześniej uczczono – oczywiście w „Gazecie Wyborczej” – 80-lecie Włodzimierza Brusa, wybitnego przedstawiciela środowiska rewizjonistów i „odważnego ekonomisty”. Prezes Fundacji Batorego Aleksander Smolar, wymieniając zasługi profesora, napisał wówczas: „jaka szkoda, że nie ma go tutaj”. Przede wszystkim szkoda, że do Polski nie wróciła przed oblicze Temidy jego żona. Kiedy wybuchła sprawa działalności Wolińskiej w stalinowskim aparacie represji, zadzwoniłem do oksfordzkiego mieszkania państwa Brusów. Był 11 października 1999 r. W słuchawce odezwał się męski głos:
– Czy rozmawiam z panem profesorem Brusem?
– Tak, a o co chodzi?
– O pana żonę, Helenę Wolińską-Brus. Do 15 października powinna się stawić na przesłuchanie w warszawskiej prokuraturze w sprawie bezprawnego aresztowania generała Augusta Emila Fieldorfa „Nila”.
– Żona nie będzie rozmawiała z prasą. Ja też nie.
– Dlaczego?
– Po prostu „nie”.
Gdzie się podziała tak wychwalana odwaga pana profesora?
Do komunizmu przez biedę
W 1921 r. w Płocku w rodzinie Abrama Zylberberga i Heleny z domu Askanas urodził się syn Beniamin.
„Chociaż sytuacja mojej własnej rodziny była relatywnie dobra (mój ojciec – pracownik umysłowy ochotniczej organizacji żydowskiej – zachował pracę w całym okresie międzywojennym), zestawienie nieczynnych fabryk i marnowanych produktów obok armii ludzi desperacko poszukujących pracy i walczących o swe przetrwanie rodziło pytania, których nie można było zlekceważyć” – tak młody Zylberberg zdawał się tłumaczyć swoją drogę do komunizmu (strona Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego, rozdział „Ekonomiści polscy w świecie”, tekst: „Zmora reformowania socjalistycznego systemu ekonomicznego”, bez daty).
Potem przyszły książki – wedle określenia samego Brusa (wówczas jeszcze Zylberberga) – „ojców założycieli”: „Ekonomia polityczna” Bogdanowa, „Nauki ekonomiczne” i „Manifest komunistyczny” Marksa: „Wszystko to wywarło na mnie wielkie wrażenie, jako przekonujące wyjaśnienie procesu historycznego wskazujące obecnie na socjalizm z jego planową gospodarką jako jedyne realistyczne lekarstwo na ewidentnie nieuleczalne choroby kapitalizmu”.
[quote]”Polska przedwojenna była bardzo zacofanym krajem, co okupacja jeszcze bardziej pogłębiła. Jeśli spojrzeć wtedy na ówcześnie istniejące ugrupowania polityczne, partia komunistyczna obiecywała rozwiązania najlepsze. Jej program najbardziej nadawał się do rozwiązania ówczesnych polskich problemów. I byłem całkowicie przekonanym komunistą. Idee komunistyczne były po prostu rozwinięciem idei Oświecenia„.[/quote]
– mówi z kolei Zygmunt Bauman, urodzony w 1925 r. w Poznaniu. Swoje „zaczadzenie” zbrodniczą ideologią tłumaczy podobnie jak Brus: biedą w Polsce, ale też biedą własnej rodziny. Ile w tym prawdy, tylko Bauman to wie, bo znamy relacje, że jego ojciec był żydowskim kupcem, właścicielem kamienicy.
Słaba milicja, porządna Informacja
Waldemar Kuczyński w dalszej części wspomnienia o swoim mistrzu-Brusie pisze:
„Niski, metaliczny baryton, sylwetka energiczna, wojskowa, służył chyba u Berlinga”.
Rzeczywiście, po ukończeniu studiów w Saratowie (ZSRS) w 1944 r. Włodzimierz Brus rozpoczął służbę w aparacie polityczno-wychowawczym LWP. Sam tak to wspominał:
„Moim przydziałem w armii stał się wkrótce wydział publikacji Głównego Zarządu Polityczno-Wychowawczego, gdzie byłem głównie zaangażowany w pisanie i publikację materiałów wykładowych na tematy socjoekonomiczne dla oficerów politycznych, zajmując się zarówno przedwojenną przeszłością (ciemną), jak i perspektywami powojennej odbudowy oraz przyszłym rozwojem Polski w jej nowych – znacznie przesuniętych na zachód – granicach i w warunkach radykalnie zreformowanego systemu ekonomicznego (jasnego)”.
W maju 1945 r. por. Włodzimierz Brus (jeszcze jako Beniamin Zylberberg) alarmował centralę o sytuacji na Opolszczyźnie: „Milicja jest b. słaba, źle uzbrojona i na niesłychanie niskim poziomie moralnym. Milicjanci biorą udział w rabunkach, są często w cichej zmowie z „szabrownikami” Kierownictwo MO i UB odnoszą się z największym pobłażaniem do rabunków i gwałtów„.
Brus: „W kampaniach wyborczych roku 1946 (najpierw referendum, później wybory do parlamentu) wojsko jako całość, a w szczególności jego zarząd polityczno-wychowawczy, były silnie zaangażowane po stronie kierowanej przez komunistów koalicji przeciw siłom opozycji. Na początku 1947 roku zostałem zwolniony z wojska, aby zostać młodszym redaktorem teoretycznego dwumiesięcznika Polskiej Partii Robotniczej – polskiego odpowiednika partii komunistycznej (zostałem członkiem partii jeszcze w wojsku)”.
[quote]Zygmunt Bauman po zakończeniu „służby” politruka w LWP przeszedł do zbrodniczego Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego – to w ramach tej sowieckiej jednostki za walkę z „bandami”, czyli niepodległościowym podziemiem dostał Krzyż Walecznych. „Moja praca to były nudy” – stwierdził cynicznie w jednym z wywiadów.[/quote]
A potem, jako TW „Semjon”, współpracował z niemniej zbrodniczą Informacją Wojskową. Po latach tak bezczelnie to ocenił:
[quote]„Każdy porządny obywatel powinien uczestniczyć w kontrwywiadzie”. A donoszenie na „wrogów ludu” tłumaczył w równie pokrętny sposób: „Tego ode mnie oczekiwano, ale nie pamiętam, żebym cokolwiek takiego robił. Nie miałem nic do roboty – siedziałem w biurze i pisałem – to nie była dziedzina, w której mogłem zebrać cokolwiek ciekawego”. „Ciekawego” może nie, ale szkodliwego dla innych – z pewnością. Każdy donos w każdych czasach przynosi szkodę, a w systemach totalitarnych – szkodę dużo większą. Przypomnijmy również profesorowi opinię jego oficera prowadzącego: „dobrze wyszkolony. Materiały jego są cenne i dają analizę pracy aparatu polityczno-wychowawczego”.[/quote]
„Okrucieństwa bezpodstawnych prześladowań”
Włodzimierz Brus podjął pracę naukową w Instytucie Nauk Społecznych przy KC PZPR, SGPiS i na Wydziale Ekonomii Politycznej UW. Miał przyczynić się do „umocnienia pionu ideologicznego i wziąć udział w obalaniu nauki burżuazyjnej”. Robił to z powodzeniem. Wtedy z uczelni musiały odejść takie tuzy przedwojennej profesury jak Kotarbiński, Tatarkiewicz, Ossowscy.
Jakże podobnie przebiegała kariera Zygmunta Baumana. Będąc jeszcze w KBW uczył się w partyjnej Akademii Nauk Społecznych i Politycznych, a następnie na Uniwersytecie Warszawskim. Promotorem jego pracy magisterskiej był słynny marksistowski ideolog prof. Adam Schaff. Jako asystent innego stalinowca – Juliana Hochfelda – zrobił błyskawiczną karierę naukową – w 1956 r. obronił pracę doktorską, a cztery lata później zrobił habilitację. W latach 60. wykładał także w Wyższej Szkole Nauk Społecznych przy Komitecie Centralnym PZPR – kuźni sowieckich „elit”. To utorowało mu drogę do dalszej kariery, kariery „wybitnego, światowej sławy socjologa”.
Podobnie było z Brusem. W swoich ówczesnych, stalinowskich publikacjach wychwalał „demokrację” w Związku Sowieckim, a w Polsce ekonomię marksistowsko-leninowską (przeciwną kapitalistyczno-obszarniczej) oraz jej mentorów – Bieruta i Minca, równocześnie atakując niepodległą Polskę – zgniłą i umierającą pod rządami „bezwzględnej faszystowskiej dyktatury sanacji”.
W połowie lat 50. Brus zmienił front: ortodoksyjny marksista – jak Bauman i wielu im podobnych – został rewizjonistą. O 1956 r. pisał:
Wkrótce zaczęło się zwalnianie z więzień i obozów koncentracyjnych, początkowo powoli, a następnie szybciej i szerzej, milionów rzekomych „wrogów ludu”, odsłaniając prawdziwą skalę i okrucieństwa bezpodstawnych prześladowań. Wszystko to obnażyło fałsz nie tylko mistyczno-absolutystycznych roszczeń do uniwersalnej ważności tego, co było przedstawiane jako fundamenty teorii marksizmu-leninizmu, lecz również wersji racjonalno-relatywistycznej („konieczne w swoim czasie”)”.
[quote]Jakoś zapomniał prof. Brus, że już wówczas żył pod jednym dachemz osobą odpowiedzialną za „okrucieństwa bezpodstawnych prześladowań” – krwawą stalinowską prokurator Heleną Wolińską.[/quote]
W 1957 r. tak chciał zmieniać socjalizm: „program zmian w modelu gospodarczym powinien zawierać – jako jeden z zasadniczych punktów – zadanie pogłębienia planowania centralnego”.
[quote]Należał m.in. do Klubu Krzywego Koła, razem z Władysławem Bartoszewskim, którego Wolińska przetrzymywała bezprawnie w więzieniu przez 18 miesięcy bez przedstawienia aktu oskarżenia.t[/quote]
Czerezwyczajka i samookreślenie
Dla Włodzimierza Brusa marzec 1968 r. zaczął się w styczniu. W akcie protestu przeciwko zdjęciu „Dziadów” Kazimierza Dejmka w Teatrze Narodowym wystąpił z PZPR. 19 marca, na spotkaniu aktywu partyjnego w Sali Kongresowej Gomułka (towarzysza „Wiesława” przed „odwilżą” Wolińska też chciała wsadzić do więzienia, tak jak to zrobiła z jego najbliższym współpracownikiem – Zenonem Kliszką) zaatakował literatów, m. in. Stefana Kisielewskiego i Pawła Jasienicę, i naukowców – obok Brusa także Bronisława Baczkę, Zygmunta Baumana i Leszka Kołakowskiego: „zwalczając od lat politykę naszej partii z pozycji rewizjonistycznych – świadomie i z premedytacją sączyli wrogie poglądy polityczne w umysły powierzonej ich pieczy młodzieży”.
Rozpowszechniano ulotki:
„Bauman z Brusem i Baczką ta podstępna szajka
Pastwiła się nad Polską jak czerezwyczajka”.
I sekretarz Komitetu Wojewódzkiego w Lublinie, niejaki Kozdra, na wiecu 21 marca 1968 r. przemawiał: „Mamy prawo żądać wyraźnego samookreślenia się tych Żydów, obywateli naszego państwa, którzy jeszcze się nie samookreślili”. Na łamach „Walki Młodych” Brus został postawiony w jednym rzędzie z Bermanem, Różańskim i Światłą. Prowokacja wobec profesora zawierała jednak źdźbło prawdy – komunistyczny politruk Brus przybył razem z nimi z ZSRS, żeby instalować w Polsce nową władzę, a rewizjoniście Brusowi jakoś nigdy nie przeszkadzało, że prywatnie związał się ze stalinowską inkwizytorką.
Jego koledzy-naukowcy – prócz Zygmunta Baumana także Leszek Kołakowski i Bronisław Baczko – marksistowscy ortodoksi i walczący ideologowie stalinizmu – też zostali rewizjonistami.
Bauman – jak twierdzi – słono za to zapłacił: „współpracowałem przez 2-3 lata [z Informacją Wojskową – TMP], a przez 15 lat bezpieka mnie prześladowała. szpiegowano mnie, donoszono na mnie, mój telefon był na podsłuchu itd. Wyrzucili mnie z KBW i w końcu, jak Pani wie, wyrzucili mnie też z uniwersytetu i zakazano publikacji mych prac. Czuję się bardziej ofiarą” – mówił dziennikarce brytyjskiego „Guardiana” w 2007 r.
[quote]A przecież przez te wszystkie lata, kiedy był „prześladowany”, wykładał dalej – na Uniwersytecie Warszawskim i w Wyższej Szkole Nauk Społecznych przy KC. Kształcił kolejnych „homo sovieticus”, najpierw bardziej stalinowskich, potem bardziej rewizjonistycznych. Bo okupacyjna komunistyczna władza z siedzibą w Moskwie wciąż potrzebowała nowych „elit”, które zastępowały te prawdziwe, przedwojenne. A wychowane przez Baumana i Brusa zastępy naukowców „nowego typu” do dziś mają potężny wpływ na polską rzeczywistość – nie tylko akademicką, ale na świat kultury, polityki i gospodarki[/quote].
Kierunek – Wielka Brytania
Włodzimierz Brus został wyrzucony z UW 25 marca 1968 r. To najbardziej znany fakt z jego biografii, często przytaczany w rewizjonistycznych i politycznie poprawnych publikatorach. Ta sama decyzja, którą podpisał minister oświaty i szkolnictwa wyższego Henryk Jabłoński dotyczyła również innych, wspomnianych już akademików: Baumana, Baczki, Kołakowskiego. Przez kolejne lata PRL-u na Brusa istniały „zapisy cenzorskie”.
Brus o marcu 1968 r.:
[quote]Pomimo wysoce niepomyślnych perspektyw, podjąłem decyzję nieopuszczania kraju i przyjąłem jedyną dostępną mi pracę (żadna instytucja nie ośmieliłaby się zatrudnić mnie bez bezpośredniego polecenia z Komitetu Centralnego Partii) w Instytucie Ekonomiki Budownictwa Mieszkaniowego. Panująca tam atmosfera była bardzo pobudzająca intelektualnie, prawdopodobnie również z uwagi na to, że wśród personelu były ofiary wcześniejszych (i często ostrzejszych) fal prześladowań. Pracowałem tam prawie cztery lata.[/quote]
Znów ani słowa o Wolińskiej i jej ofiarach.
Ponieważ jednak – kontynuuje Brus – „nie było żadnych widocznych perspektyw dla podjęcia jakiejkolwiek otwartej pracy akademickiej w Polsce, gdy nadeszło zaproszenie na jednoroczny pobyt na University of Glasgow, zbiegające się z pilną potrzebą rozwiązania za granicą rodzinnych problemów zdrowotnych, wybraliśmy wyjazd na chwilowy odpoczynek. Nie tak rzadki przypadek najdłuższego żywota rzeczy tymczasowych potwierdził się w naszym przypadku: po owocnym roku w Glasgow nadarzyła się sposobność kontynuowania pracy w mojej dziedzinie na długoterminowych zasadach w Oksfordzie”.
Państwo Brusowie, zachowując polskie obywatelstwo, zamieszkali w spokojnej, willowej dzielnicy tego uniwersyteckiego miasteczka. Profesor wykładał ekonomię, ale też filologię rosyjską i środkowoeuropejską w Wolfson i Saint Anthony`s College. Jego żona uczestniczyła w sympozjach naukowych, udzielała się towarzysko, ostentacyjnie manifestując swoje poparcie dla „Solidarności” i potępiając stan wojenny.
[quote]Zygmunt Bauman po wyjeździe z PRL wykładał na uniwersytetach w Tel Awiwie i Hajfie, by w 1971 r. osiąść na stałe – gdzie? W Wielkiej Brytanii – tak jak Włodzimierz Brus. Aż do przejścia na emeryturę w 1990 r. Bauman kierował Katedrą Socjologii na uniwersytecie w Leeds. Tam też mieszka razem z prof. Aleksandrą Jasińska-Kanią, córką agenta NKWD Bolesława Bieruta (wcześniej był promotorem jej pracy doktorskiej „Karol Marks a problemy alienacji we współczesnej socjologii amerykańskiej”). Ostatnio – jak wiemy – często jest zapraszany również do Polski, gdzie jego wykłady o tzw. ponowoczesności (postalinizmie) są „zakłócane” przez miejscowych „faszystów” i „kiboli”. Są „zakłócane” w akcie bezradności, bo Bauman nigdy nie powiedział prawdy o swojej stalinowskiej przeszłości.[/quote]
Wielka Brytania (obok ZSRS, Szwecji i Izraela) to zresztą jeden z głównych kierunków ucieczki stalinistów. Tam, po 1968 r., wraz z mężem schroniła się wiceprokurator Prokuratury Generalnej Paulina Kern. Jako pracownica Departamentu Specjalnego przejęła od Wolińskiej sprawę Augusta Emila Fieldorfa – oskarżała gen. „Nila” przed Sądem Najwyższym. Ona też przyłożyła rękę do haniebnej śmierci przez powieszenie bohatera Polski Podziemnej.
Zmaltretowanym przez bezpiekę więźniom Kernowa potrafiła oświadczyć:
„władze śledcze Polski Ludowej nie biją”.
„Odwilżowa” Komisja Mazura w 1956 r. postanowiła:
„Zwolnić z pracy w Prokuraturze PRL, gdyż stawiane jej zarzuty wskazują na to, iż nie daje ona gwarancji należytego spełniania funkcji prokuratora”.
Paulina Kern zmarła w 1980 r. Dwa lata wcześniej na łono Abrahama przeniósł się jej mąż Karol, który też był prokuratorem, a potem adwokatem. Został nim mimo wytycznych władz, że nie może być małżeństw prokuratorsko-adwokackich. Ale zasłużonym stalinistom trudno było odmówić.
Rentgenowskie prześwietlenia i współpraca ze Stasi
Koleżanka Kernowej ze stalinowskiej prokuratury – Helena Wolińska – zanim wraz z Brusem znalazła spokojną przystań w Oksfordzie, była w latach 1945-1955 jedną z bardziej wpływowych osób na szczytach komunistycznej władzy. Wysokie miejsce w aparacie partyjnym i państwowym zawdzięczała jednak nie Brusowi, ale zażyłej znajomości z Franciszkiem Jóźwiakiem, przedwojennym działaczem WKP(b) i KPP. Jako „Lena” pracowała najpierw w jego sztabie GL i AL, potem w Milicji (Jóźwiak był twórcą i pierwszym komendantem MO), a następnie w Naczelnej Prokuraturze Wojskowej (od marca 1945 do marca 1949 Jóźwiak był wiceministrem bezpieki).
Z Brusem, z którym wzięła ślub jeszcze w 1940 r., zeszła się ponownie w 1956 r., dając kosza Jóźwiakowi. Kiedy trzy lata wcześniej Wolińska aresztowała AK-owca Juliusza Sobolewskiego, jego żona Krystyna wywalczyła u Jóźwiaka złagodzenie wyroku śmierci.
Janusz Kozłowski, podkomendny Sobolewskiego opowiadał: – Nie była to łaskawość czy obudzenie się sumienia Jóźwiaka. Po prostu chciał zrobić na złość kobiecie, która zrobiła dzięki niemu karierę a w końcu go zostawiła.
Wkrótce po wyjściu na wolność Sobolewski zmarł. Rentgenowskie prześwietlenia płuc, jakim go poddano na Rakowieckiej, były w praktyce wielokrotnymi naświetleniami.
Już w wolnej Polsce, kiedy organa sprawiedliwości zaczęły ścigać Helenę Wolińską – wydały nakaz jej tymczasowego aresztowania, a do władz Wielkiej Brytanii skierowały wniosek o jej ekstradycję, Krystyna Sobolewska powiedziała mi:
[quote]– Dziś nie życzę Wolińskiej więzienia, kary śmierci, szubienicy. Marzę tylko o jednym – żeby została uznana za inkwizytorkę, człowieka podłego i przestała żyć w chwale żony profesora Oksfordu.[/quote]
Franciszek Jóźwiak zmarł w 1966 r., porzucony przez Wolińską i odsunięty od stanowisk, kończąc swoją karierę 10 lat wcześniej jako prezes NIK i wicepremier. W połowie lat 70. Włodzimierz Brus został przyłapany z kochanką w hotelu. Aby ukryć ten fakt przed zaborczą żoną, podjął tajną współpracę ze wschodnioniemiecką Stasi.
Odeszli nieukarani
W 2006 r., po ośmiu latach (!!!) od rozpoczęcia przez Polskę procedury ekstradycyjnej, Brytyjczycy odmówili nam wydania Wolińskiej. Nie powiodło się również ściganie tej inkwizytorki na podstawie ENA (Europejski Nakaz Aresztowania). Helena Wolińska-Brus zmarła nieosądzona w 2008 r. w Oksfordzie.
Dziennik „Rzeczpospolita” napisał wówczas:
[quote]Wolińska nie przestała szokować nawet po śmierci. Zgodnie z oficjalnym komunikatem jej pogrzeb miał się odbyć wczoraj w miejscowym kościele. Ludzie, którzy przybyli na uroczystość, dowiedzieli się jednak, że o tej porze odbędzie się ceremonia pochówku kogoś innego. W ten sposób rodzina Wolińskiej zmyliła osoby postronne i dziennikarzy, którzy chcieli wziąć udział w pogrzebie. Wolińską pochowano w tajemnicy dwa dni wcześniej. W ceremonii w obrządku żydowskim wzięło udział ok. dziesięciu osób, między innymi prof. Kołakowski. Uroczystość miała przebiegać w bardzo spokojnej atmosferze. Nic nie zakłóciło pogrzebu komunistycznej prokurator.[/quote]
Kilka miesięcy później prof. Leszek Kołakowski – inny stalinowski ortodoks, a potem rewizjonista – podążył za swoją przyjaciółką.
Helena Wolińska-Brus (Fajga Midla Danielak) została pochowana razem ze zmarłym rok wcześniej mężem Włodzimierzem Brusem (Beniaminem Zylberbergiem) w kwaterze żydowskiej cmentarza Wolvercote. Nigdy nie przyznali się do swojej stalinowskiej działalności, nie przeprosili ofiar.
Tadeusz M. Płużański, artykuł ukazał się w „Warszawskiej Gazecie”
(3350)