Mieszkaliśmy w Przemyślu przy ulicy Staszica 3. Gdy wybuchła wojna, miałam trzy lata. Pamiętam dobrze ten dzień. Nie zapomnę go chyba nigdy. Przed wkroczeniem Niemców do Przemyśla bombardowano miasto, byliśmy więc w piwnicy, a tam było pełno wody.
W pierwszych dniach po wkroczeniu Niemców do miasta była szalona akcja. Niemcy wyciągnęli z domów całą inteligencję żydowską i wyprowadzili ich na cmentarz na rozstrzelanie. W tej akcji zabrali nas także, staliśmy już pod ścianą wraz z tymi, których potem rozstrzelano i w ostatniej chwili udało nam się uciec i tak ocaleliśmy. Byłam małym dzieckiem i nie rozumiałam wielu rzeczy, które się wtedy działy.
Stworzono ghetto dla Żydów, więc musieliśmy się tam przenieść do ciasnego i małego mieszkania. Daty nie pamiętam. Ojciec mój pracował, a mnie i matkę ukrywał w różnych miejscach przed Niemcami i żydowską policją. Był to okropny okres ustawicznego wałęsania się i bezdomności. Żyliśmy w szalonym strachu, bo ciągle się powtarzały inne akcje, na dzieci, raz na bezrobotnych, raz na starych itd.
W akcji w 1943 r. (dnia nie pamiętam) wyznaczono mojego ojca na wysyłkę do Trzebna, więc mama poszła wraz z nim dobrowolnie, a mnie zostawili sama w getcie u znajomych, a ci oddali mnie w tym samym dniu do klasztoru w Przemyślu. Tam czułam się bardzo swobodnie. Chodziłam do przedszkola, uczyłam się religii i bardzo przywiązałam się do niektórych zakonnic.
Odzyskałam dom, w którym spałam i jadłam, żyjąc unormowanym życiem. Jakkolwiek nie rozumiałam tego dobrze, co to jest być Żydówką, ale wiedziałam, że nią jestem. Nie cierpiałam z tego powodu, bo mnie zakonnice lubiały i odnosiły się do mnie dobrze. Tam więc żyłam do końca 1944 roku. Po zakończeniu wojny przyszła przedstawicielka Komitetu Żydowskiego, żądając aby mnie oddano do Żydowskiego Domu Dziecka. Płakałam i nie chciałam iść. Nie chciałam się rozstać z zakonnicami, do których się przyzwyczaiłam i czułam się tam jak w swoim domu. Bałam się zmian.
Zofia Horn
YV O.3/1872 [ID: 3555588]
(175)