Te wydarzenia przeszły do historii jako powód do wstydu dla całego świata. Mniej niż 50 lat po II wojnie światowej, w sercu Europy doszło do kolejnej niewyobrażalnej tragedii. Tortury, gwałty i masowe ludobójstwa były na porządku dziennym. Konflikt na Bałkanach szybko oceniono, a w opiniach utarło się, że Serbowie byli „złymi”, a Chorwaci „dobrymi”. Mordowali jednak wszyscy. O tym, dlaczego jednych ocenia się inaczej niż drugich, od lat się nie mówi.
Wojna na Bałkanach odbiła się szerokim echem na całym świecie z różnych powodów. Sprawę komentowano w największych mediach, a w mediację między stronami konfliktu zaangażowały się największe światowe mocarstwa. Przekaz wydawał się być prosty – za największe zło, jakie wyrządzono podczas wojny, odpowiadają Serbowie, reszta to ofiary ich działań.
Dowodów podtrzymujących tę tezę było wiele – masakra w Srebrenicy, obozy „gwałtów” i historie o brutalnych morderstwach dokonywanych przez serbskich żołnierzy. Najważniejsi serbscy politycy, Slobodan Milošević, Ratko Mladić i Radovan Karadżić, zostali oskarżeni przez haski trybunał o zbrodnie przeciwko ludzkości. Miloševicia w mediach szybko zaczęto porównywać z Hitlerem, a amerykańska sekretarz stanu Madeleine Albright mówiła nawet, że dopuścił się „horroru w biblijnym wymiarze”.
Wydawać by się mogło, że sprawa konfliktu na Bałkanach jest prosta – w wojnę zaangażowały się narody mające dość wielokulturowej Jugosławii i zdecydowały się walczyć, głównie militarnie, o własną niepodległość. Zaczęło się od Słowenii, której secesja przebiegła pokojowo. Z pozostałymi narodami było inaczej.
Tylko do połowy 1993 roku, a więc przez niewiele ponad dwa lata od rozpoczęcia walk, na terenie Chorwacji zginęło ponad sześć tysięcy jej obywateli. Dziesiątki tysięcy cywilów raniono. W tym samym czasie, kiedy Serbowie i Chorwaci mordowali się nawzajem w Krajinie, do podobnych wydarzeń dochodziło w Bośni i Hercegowinie. Starły się tam trzy grupy – Chorwaci, Serbowie i Muzułmanie. W czystkach etnicznych i brutalnych walkach mogło zginąć nawet 130 tysięcy ludzi, z czego połowę stanowili cywile. Dokładna liczba nie jest jeszcze znana, bo na terenie Bośni wciąż znajduje się masowe mogiły.
Wojnę zakończył traktat pokojowy w Dayton, na mocy którego powstała niepodległa Bośnia i Hercegowina – federacyjny kraj podzielony między Serbów, Chorwatów i Boszniaków (bośniackich Muzułmanów). Koniec walk w Chorwacji i w Bośni nie oznaczał jednak końca wojny na Bałkanach – wróciła tam po kilku latach, tym razem na terenie Kosowa.
[quote]Liczne zbrodnie dokonywane przez Serbów w Bośni i Kosowie są niepodważalne. Czym innym jest jednak czarno-białe przedstawienie tej sprawy w mediach na całym świecie i demonizowanie całego serbskiego narodu, a czym innym milczenie na temat zbrodni popełnianych przez inne strony konfliktu. Okazuje się, że takie działanie to nie niewinna pomyłka. Narracja i odbiór tego konfliktu w świecie był jasno określonym celem.[/quote]
Ciemna strona wojennej rzeczywistości
Pod koniec XX wieku Bałkany nie były tylko areną brutalnych walk. W tym miejscu rozgrywała się również polityczna wojna o wpływy, w którą poważnie zaangażowały się największe mocarstwa świata. Szczególną rolę odegrały jednak Niemcy i Stany Zjednoczone. RFN dołożyła swoją „cegiełkę” do konfliktu, kiedy w 1991 roku nieoczekiwanie szybko zdecydowała się uznać niepodległość Chorwacji. Zdecydowano się na to bez uprzednich negocjacji na arenie międzynarodowej, a ten krok wywołał efekt „kuli śniegowej” – za przykładem Niemców poszły też inne kraje.
Oprócz Amerykanów i Niemców w konflikt zaangażowano jeszcze jednego „partnera”. Chodzi o amerykańską firmę pijarową zatrudnioną przez Chorwatów. Choć ten fakt nie jest tajemnicą, o całej sprawie prawie wcale się nie mówi.
[quote]– Ruder Finn została zaangażowana na początku konfliktu jugosłowiańskiego ze strony Chorwacji i chorwackiego lobby w USA. Widząc skuteczność jej działań, z jej usług skorzystali również Muzułmanie bośniaccy, a w późniejszym czasie władze podziemne tzw. Republiki Kosowa[/quote]
– mówi nam dr Marko Babić z Uniwersytetu Warszawskiego.
Na czym polegała jej praca? Jak czytamy w oficjalnych oświadczeniach, na „reprezentowaniu Chorwacji, Bośni i Kosowa podczas wojny na Bałkanach”. „Naszym celem było ostrzeżenie świata przed czystkami etnicznymi, które miały miejsce w tych regionach. Niestety niektóre serbskie organizacje podawały fałszywe i szkodliwe informacje na temat naszych działań” – wyjaśniają władze Ruder Finn.
Okazuje się jednak, że nie tylko Serbowie wpłynęli na wzrost kontrowersji wokół jej działalności. O zasadach, jakimi kierowali się pracownicy firmy, opowiedział w głośnym wywiadzie dla francuskiej telewizji TV2 jeden z jej dyrektorów, James Harff.
[quote]- Przez 18 miesięcy pracowaliśmy na rzecz Chorwacji oraz Bośni i Hercegowiny. Przez ten okres mieliśmy wiele sukcesów i zdobyliśmy rangę na międzynarodowej arenie[/quote]
– mówił w 1992 roku. Dziennikarzom zdradził też główne przesłanie firmy: najważniejsza jest prędkość i pierwsza podana informacja, reakcje nie przynoszą efektów.
– Jej działania i metody często stały w otwartej sprzeczności ze zdrowym rozsądkiem, logiką i prawdą – ocenia z kolei dr Babić. – Kluczową sprawą w działalności tej i innych agencji jest to, że zaprzeczanie prawdziwości pierwszej podanej informacji nie ma najmniejszego sensu, ponieważ jest nieskuteczne. Kto pierwszy, ten lepszy – wyjaśnia. O przykłady nietrudno.
[quote]Rok 1992. Nowojorska gazeta „Newsday” publikuje artykuł o „serbskich obozach koncentracyjnych”. To pierwsza wzmianka na ten temat w USA, jednak wiadomość roznosi się bardzo szybko. – My skorzystaliśmy z tej możliwości natychmiast. Skontaktowaliśmy się z trzema organizacjami żydowskimi (…) i zaproponowaliśmy, aby opublikować ogłoszenie w „New York Times” i zorganizować demonstrację – zdradził Harff.[/quote]
– To było ogromne przedsięwzięcie. Kiedy żydowskie organizacje weszły do gry po stronie Boszniaków, mogliśmy szybko zrównać w opinii publicznej Serbów z nazistami. Nikt nie rozumiał, co się dzieje w Jugosławii. Zdecydowana większość Amerykanów zapewne zadaje sobie pytanie, w którym z afrykańskich krajów jest położona Bośnia. My w jednym ruchu mogliśmy łatwo opowiedzieć historię o dobrym i złym policjancie, która dalej rozegrała się sama. Wygraliśmy to, celując w żydowskiego odbiorcę
– wyjaśnił.
Dzięki wzmożonym działaniom pijarowym doniesienia „Newsday” odbiły się szerokim echem na całym świecie. Tak samo jak protesty amerykańskiej diaspory Żydów przed ambasadą Republiki Jugosławii.
[quote]Efekty przyszły bardzo szybko. W amerykańskiej prasie doszło do zmiany narracji, a w artykułach zaczęły się pojawiać liczne zwroty odnoszące się do Holokaustu. Pisano m.in. o „czystkach etnicznych”, a obozy dla jeńców nazywano „koncentracyjnymi”. Relacje z Bałkanów niejednokrotnie ilustrowano też zdjęciami nazistowskich Niemiec i komorami gazowymi z Auschwitz.[/quote]
– Ładunek emocjonalny był tak potężny, że nikt nie mógł przejść wobec niego obojętnie – przyznał Harff.
Serbia = Hitler? „Zrobiliśmy to po mistrzowsku”
Do legendy przeszła też publikacja w magazynie „Time”, który na okładce umieścił zdjęcie wychudzonego bośniackiego Muzułmanina w jednym z serbskich obozów. Skojarzenie było proste – Serbowie, tak samo jak Hitler, tworzą obozy koncentracyjne. – W tym wszystkim chodziło o to, żeby wyglądało, że na Bałkanach trwają zbrodnie serbskich wojsk – mówi nam z kolei Witold Gadowski, polski dziennikarz i korespondent wojenny na Bałkanach. – Oni chcieli zestawić to, co dzieje się na Bałkanach z Holokaustem – ocenia.
Swojego planu nie krył sam Harff, który w wywiadzie, jeszcze w latach 90., przyznał, co było jego największym sukcesem.
[quote]– Jestem najbardziej dumny z tego, że udało nam się zdobyć przychylność Żydów. To była bardzo wrażliwa kwestia[/quote]
– stwierdził w rozmowie z francuską telewizją. Rzeczywiście, plan był o tyle trudny do zrealizowania, bo to przeciwko Chorwatom i Boszniakom dużo łatwiej było wytoczyć oskarżenia o antysemityzm.
Pod szczególnym ostrzałem byli dowódcy obu narodów – Franjo Tudjman i Alija Izetbegović. Obaj w swoich książkach nie kryli nacjonalistycznych poglądów, a Izetbegović w przeszłości zdecydowanie popierał utworzenie fundamentalistycznego państwa opartego na zasadach islamu. Dodatkowo, w obozach koncentracyjnych na terenie Chorwacji podczas II Wojny Światowej zginęły dziesiątki tysięcy Żydów. – Dlatego więc intelektualiści i organizacje żydowskie miały prawo być wrogo nastawione do Chorwatów i Boszniaków. Naszym zadaniem było odwrócić tę postawę. Zrobiliśmy to po mistrzowsku – stwierdził Harff.
Na niesprawiedliwość w ocenie tych wydarzeń zwraca uwagę Witold Gadowski. Jak mówi Onetowi, sprawa jest szczególnie bolesna dla Serbów, bo to oni nie kolaborowali z hitlerowcami. – Serbię rozbito całkowicie, a do tego, że nie miała żadnego głosu na arenie międzynarodowej, doprowadziły działania Tygrysów Arkana – twierdzi.
Masakra w Raczaku
Po działaniach na rzecz Chorwacji oraz Bośni i Hercegowiny z usług firmy pijarowskiej skorzystali również Albańczycy. – Widziałem na własne oczy, jak ta firma działała w Kosowie – mówi nam Gadowski. Jak dodaje, pijar „ustawił narrację Albańczykom”, a głównym przykładem może być niewyjaśniona dotąd sprawa tzw. masakry w Raczaku.
Przypomnijmy. W styczniu 1999 roku we wsi Raczak na południe od Prisztiny odkryto masowy grób z 45 zwłokami osób narodowości albańskiej. W tym samym dniu szef misji OBWE William Walker poinformował, że za masakrą stoją Serbowie, którzy mieli dokonać egzekucji na miejscowych cywilach. Światowe media szybko podchwyciły tę wersję. – W rzeczywistości byli to polegli żołnierze UCK (Armii Wyzwolenia Kosowa – red.), których ciała zwieziono do tej miejscowości. Wszystko przedstawiono jednak tak, że winni byli Serbowie – twierdzi Witold Gadowski.
Masakra w Raczaku do dzisiaj budzi kontrowersje, a żadna z wersji nie została ostatecznie potwierdzona. Prof. Marek Waldenberg, wybitny polski znawca historii Bałkanów, wskazuje, że scenariusz przedstawiony przez Walkera był tylko jednym z możliwych, a przedstawiciel OBWE zdobył takie informacje po rozmowie z kilkoma okolicznymi mieszkańcami. Podobne wątpliwości zgłosiły też francuskie media. Dziennik „Le Figaro” napisał nawet, że nie należy wykluczyć, że to UCK zwiozła zwłoki poległych żołnierzy i upozorowała masową egzekucję. Tę samą kwestię podniósł również niemiecki „Berliner Zeitung”.
Co ciekawe, do dziś nie opublikowano wyników badań, przeprowadzonych w tej sprawie przez fińskich lekarzy. Ich raportu nigdy nie ujawniono publicznie, a kierująca zespołem Helena Ranta w licznych wywiadach przekonywała, że Walker i fińscy politycy próbowali wpłynąć na jego treść. Ostatecznie świat obiegła wersja Williama Walkera.
Serbię rozbito całkowicie
Ciekawy jest również wątek rozpoczęcia działalności firm pijarowskich na Bałkanach. Wśród serbskich polityków pojawiły się informacje, że szefowie Ruder Finn swoją ofertę przedstawili najpierw Slobodanowi Miloševiciowi. – Wydają się prawdziwe przypuszczenia, że Milošević odrzucił tę propozycję nie ufając skuteczności mediów. Kiedy zrozumiał swój błąd, zatrudnił londyńską agencję Lowe-Bell dbającą m.in. o wizerunek Margaret Thatcher. Było jednak za późno, by cokolwiek zmienić. Machina medialna już działała na pełnych obrotach – ocenia dr Babić.
Jak dodaje, Serbowie podczas wojny również korzystali z narzędzi marketingowych, ale te działania służyły innym celom. – Serbska propaganda służyła zapewnieniu poparcia polityce Miloševicia wśród samych Serbów. Chorwacka natomiast za cel miała zdobycie poparcia międzynarodowego – tłumaczy dr Babić. – Z pomocą firm pijarowskich Chorwacja manipulowała opinią publiczną przede wszystkim w RFN i w USA. Widać to bardzo dobrze na przykładzie Dubrownika, kiedy to chorwackie media przekonały opinię publiczną, że armia jugosłowiańska niszczy to stare miasto. Nie było to zgodne z prawdą, o czym później wszyscy reporterzy mogli się przekonać na własne oczy – tłumaczy.
Na podobny aspekt wskazuje Witold Gadowski. – Związek Komunistów Jugosławii to była jedna z najbardziej otwartych wśród komunistów partii, ale miała swoje rytuały. Oni zlekceważyli pijar jako narzędzie wojny. A informacja i właśnie pijar to jego podstawa. Wojny bałkańskie rozgrywały się w świadomości, a Serbowie nie przegrali ich militarnie, ale pijarowo – ocenia.
[quote]- Nigdy nie byłem zwolennikiem Miloševicia. Ale jak dzisiaj na to patrzę, to widzę wielką niesprawiedliwość, jaka spotkała Serbię. Ten kraj rozbito całkowicie[/quote]
– dodaje dziennikarz.
Kwestia marketingu politycznego i działań propagandowych podczas wojen na całym świecie nie jest tajemnicą. Sekretem pozostaje jednak, jak do tego dochodzi. O niektórych sprawach wciąż się nie mówi, a firmy pijarowe dzięki temu łatwo rozgrywają opinię publiczną. Niewyjaśnioną sprawą jest również finansowanie tych działań. – O tym nikt nie mówi chętnie. Cele, o które walczono na Bałkanach, były jednak warte wszystkich pieniędzy – twierdzi dr Babić.
Jak się okazuje, były również warte wszystkich działań. Nawet tych niemoralnych i niezgodnych z dziennikarskimi zasadami. Najlepiej podsumowują to słowa wspomnianego już Jamesa Harffa, który w wywiadzie dla francuskiej telewizji powiedział bez ogródek:
[quote]Jesteśmy profesjonalistami. Mieliśmy zadanie do wykonania i to zrobiliśmy. Nikt nam nie płacił za to, żeby być moralnymi”.[/quote]
Grzegorz Krawczyk, artykuł ukazał się na portalu Onet.pl
(786)