W PRL gadzinówki grzmiały: Opluł wszystko co polskie. Poeta przesiąknięty polskością. Od kandydatów do Nobla „dwakroć lepszy”. „Jesteśmy agentami wolności” [wideo]

w Pisarze przemilczani/Poezja


Zachęcamy do obserwowania strony na Twitterze
Kazimierz Wierzyński
Kazimierz Wierzyński

„Casimirus rex & sex Poloniae”. Obok serce przebite strzałą. Tak podpisywał się pod listami wysyłanymi z Nowego Jorku, Rzymu czy Londynu. Kazimierz Wierzyński „opluł wszystko co polskie” — grzmiał tymczasem w PRL „Żołnierz Wolności”. Najpopularniejszy poeta niepodległej II Rzeczypospolitej, przedwojenny redaktor naczelny „Przeglądu Sportowego”, jest dziś znany większości Polaków wybiórczo. Trochę tak, jak chciała komunistyczna cenzura.

Ledwo czytelne, pełne szarych plam ksero – w takiej formie w 2006 r. dostępny jest w polskich bibliotekach jeden z najważniejszych emigracyjnych tomików Kazimierza Wierzyńskiego Krzyże i miecze. „Nie znamy Wierzyńskiego” – alarmował w 1995 r. Paweł Wyszkowski na łamach pisma „Polonistyka”.

Jak to nie znamy? Znamy przecież kipiące życiem, optymizmem i energią wiersze z pierwszego tomiku poety Wiosna i wino. „Zielono mam w głowie i fiołki w niej kwitną” – te słowa przeszły do mowy potocznej.A na internetowych blogach nastolatków spotkać dziś można cytat:

„Niech żyją bzdurstwa, bujdy, banialuki/ Dosyć rozsądku! Wiwat trans wariata!/ Życie jest wszystkim! Nie ma żadnej sztuki!”.

Pamiętamy też Wierzyńskiego z wierszy o tematyce sportowej, nawet w PRL przypominanych przy okazji olimpiad. Na czele z tym, który sławił hiszpańskiego bramkarza:

„Zamora wsparty o szczyt Pirenejów/ Piękniejszy niż Don Juan – obciśnięty w swetrze,/ Jak dumny król w chaosie center i wolejów/ Śledzi kulę świetlistą, prującą powietrze”.

To za tom Laur olimpijski Wierzyński, późniejszy redaktor naczelny „Przeglądu Sportowego”, zdobył dla Polski poetycki złoty medal na olimpiadzie w 1928 r.

A jednak Wierzyńskiego nie znamy – bo wciąż w naszej świadomości tkwi jego obraz wyniesiony z peerelowskich podręczników. Pomijający jego powojenne losy i twórczość. Jak bardzo to niepełny obraz podkreślał Tadeusz Nowakowski, wieloletni dziennikarz Radia Wolna Europa, w eseju Wielkie Xięstwo Wierzyńskie, wysuwając tezę, że twórczość żadnego innego z dwudziestowiecznych poetów „nie stanowi tak pełnego zapisu losów polskich”.

Pomyłka polityczna i artystyczna

Mimo że od 1989 r. minęło już 17 lat, wydaje się, że wciąż pokutuje postulat Jarosława Iwaszkiewicza, przedwojennego współpracownika Wierzyńskiego ze Skamandra, a po wojnie peerelowskiego budowniczego światowego pokoju, który napisał o najbardziej antykomunistycznym powojennym tomie Wierzyńskiego: „Zupełna pomyłka polityczna i artystyczna «Czarnego poloneza» powinna być pomijana przy omawianiu jego twórczości”.

[quote]Czarny polonez został wydany w 1968 r. Ocena sytuacji panującej w kraju, zawarta w tomie 74-letniego już poety, nie bez powodu wywołała wściekłość partyjnych notabli. „Nie dajcie długo czekać/ Suchym gałęziom/ Na zasłużonych” – to jedno z najostrzejszych sformułowań z wiersza Suche gałęzie. „Obywatele,/ Nie samym chlewem człowiek żyje” – to z kolei apel z Moralitetu o korycie.[/quote]

Najbardziej wściekłą reakcję wywołał wiersz dedykowany Wiesławowi Gomułce, zakończony słowami: „Rzeczpospolita pańska,/ Dziwka stargana,/ Przeklina to wszystko i pana,/ Towarzyszu Wniesławie”. Zarzuty „opluwania wszystkiego, co polskie” wzbudził też wiersz Izrael: „Gdzie tu schodzą się Żydzi/ Ja chcę tam pójść,/ Stanąć między nimi,/ Pochylić głowę,/ Polak który się wstydzi”. Bodaj najbardziej aktualnym dziś, w dobie lustracyjnych sporów, wydaje się dziś Moralitet o czystej grze, który definiował różnicę pomiędzy czasami stalinowskimi, a późniejszą „małą stabilizacją”, szczególnie gdy chodzi o podejście władzy do inteligencji:

Dawniej nocne pukanie do drzwi, Teraz czekamy w południe, najlepiej prywatnie, Dawniej godzinami twarzą do ściany, Teraz prosimy siadać, pomówmy poufnie, Dawniej piwnica, karetka i przepadł, Teraz niech pan się zastanowi, bo jakże inaczej, Czasy unormowane, nie jest tak źle, Mieszkanie z puli premiera, Paszport konsularny na lata, Stypendia, kongresy, Pan widzi, wszystko się zmienia, Żadna deprawacja, denuncjacja, Żaden Orwell, to informacja, Nasze prywatne okno na świat, Kto i z kim, tak czy nie.

[quote]Czarny polonez spotkał się z ostrymi atakami w kraju, do którego został tomik został przemycony. Tom powstał na „ścisłe zamówienie ośrodka dywersji ideologicznej” – grzmiał w „Żołnierzu Wolności” Ryszard Pietrzak. Według recenzenta, poeta „opluł wszystko, co polskie”, bo „to już nie gniew – ale nienawiść do narodu, który wybrał inną drogę”.[/quote]

W tym samym tonie o tomiku napisał Witold Filler w Literaturze małej emigracji: „Wierzyński zszedł z cokołu. Zszedł, aby uczestniczyć w ataku na własny naród. Ogłosił tom poetycki «Czarny polonez» (Paryż 1968), w którym wypowiedział się jednoznacznie i do końca po stronie obskurantyzmu i politycznego awanturnictwa”.

Kazimierz Wierzyński o emigracji:

„Nie pieprz, Pietrzak, wieszcza pieprzem” – tak zarzuty recenzenta „Żołnierza Wolności” skomentował Nowakowski. A bodaj najbardziej zdecydowanie odpowiedział na nie poeta Wacław Iwaniuk:

[quote]W dzisiejszym zakłamaniu, gdzie byle tępak rości sobie pretensje do Skargi, byle szarlatan przybiera patriotyczne pozy i byle dziwka, po wieczorowym kursie UB, poucza nas o obowiązkach Polaka, dobrze jest posłuchać, co mówi Wierzyński, poeta, który zna wartość słowa na dzisiejszym sprzedajnym rynku”.[/quote]

Kazimierz Wierzyński
Kazimierz Wierzyński

Wirstlein, po niemiecku kiełbaska

Kazimierz Wirstlein przyszedł na świat w 1894 r. w Drohobyczu. Był synem kolejarza Andrzeja Wirlstleina i Felicji z Dunin-Wąsowiczów. Dworzec w Stryju, gdzie uczęszczał do gimnazjum, stanie się jego pierwszą poetycką inspiracją:

„Są takie miasta, o których nie można,/ Choćby się nawet i chciało coś orzec:/ Uliczki, rynek, plebania pobożna-/ I tylko jedno zdarzenie: dworzec”.

Ojciec Wierzyńskiego był synem spolonizowanego Austriaka. Zmianę nazwiska tak tłumaczył szkolnemu koledze. „Wirstlein to po niemiecku «kiełbaska». Niechże jakiemu Niemcowi spodobają się moje wiersze…”.

„Był silnie piegowaty. Koledzy przezywali go z tego powodu «piegowata Zośka» – wspominał młodego Kazika szkolny kolega Tadeusz Fabiański. Należał do tajnego kółka samokształceniowego oraz młodzieżowych niepodległościowych organizacji. Zanim trafił do Warszawy, studiował na wydziale filozoficznym Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, a także w Wiedniu.

Gdy wybuchła wojna, Wierzyński zgłosił się na ochotnika do Legionu Wschodniego Józefa Hallera. Legion został rozwiązany za odmowę złożenia przysięgi na wierność Austro-Węgrom i Wierzyńskiego wcielono do armii austriackiej. Jego oddział dostał się do rosyjskiej niewoli i poeta trafił na ponad dwa lata do obozu jenieckiego w Riazaniu.

Beatlesi polskiej poezji

Niewielu czytelników zdaje sobie sprawę, że spora część kipiących radością życia wierszy powstała… w niewoli, gdy Wierzyński nie znał jeszcze Lechonia, Tuwima czy Słonimskiego, z którymi stworzył grupę Skamander. Do Warszawy trafił latem 1918 r. „Przywiozłem ze sobą kilka kilogramów wierszy” – zapisał. Zaniósł je Leopoldowi Staffowi, a ten skontaktował go z pozostałymi. I tak się zaczęło.

[quote]Wiersze Wierzyńskiego szokowały nienawykłych do podobnego stylu polskich czytelników: „Jestem, jak szampan lekki, doskonały,/ Jak koniak mocny, jak likier soczysty,/ Jak miód w szaleństwie słonecznym dostały/ I wyskokowy, jak spirytus czysty” – pisał. Satyryk Marian Hemar nazwał Skamandrytów w swych wspomnieniach czterema beatlesami nowej polskiej poezji. „Wyglądał najdokładniej tak, jak młoda dziewczyna wyobrażać sobie może poetę” – zapamiętała Wierzyńskiego krytyk Maria Danilewicz-Zielińska.[/quote]

Podczas wojny polsko-bolszewickiej Wierzyński wrócił do munduru. Pracował w biurze prasowym Naczelnego Dowództwa – redagował „Ukraińskie Słowo” w Równem i „Dziennik Kijowski”.

Kazimierz Wierzyński
Kazimierz Wierzyński

Mimo wielkiej popularności Wiosny i wina nie pozwolił się zaklasyfikować jako poeta epatujący „witalizmem”. Trzeci tom Wierzyńskiego Wielka Niedźwiedzica wywołał zaskoczenie. Jak pisał poeta Józef Łobodowski, ukazywał „inne oblicze złotowłosego młodzieńca: skupione, ze zmarszczoną brwią”.

W 1923 r. Wierzyński po raz pierwszy ożenił się. Z Bronisławą Kołłajowiczówną, przez Skamandrytów nazywaną Brysią. Małżeństwo to rozpadło się po kilku latach.

Precz z teatrem! Niech żyje sport!

W 1927 r. Wierzyński udzielił wywiadu pismu „Commedia”, który opatrzył prowokacyjnym tytułem: „Precz z teatrem! Niech żyje sport!”: „Gdy słyszę moich dobrych znajomych zdobnych w wąsy lub brody królewskie, wymawiających z emfazą patetycznie nudne zdania, to przyznam, że mnie to bardzo śmieszy. Trudno, wolę w takich razach pójść na boisko” – mówił. Swoje sportowe wiersze zebrał w tomiku Laur olimpijski i wysłał je na konkurs literacki odbywający się przy okazji olimpiady w Amsterdamie w 1928 r. Jury konkursu przyznało mu złoty medal.

Polski sport nie miał się wtedy zbyt dobrze, więc poetycki medal odbił się potężnym echem. Jak wspominał krytyk Jan Bielatowicz: „Nazwisko Wierzyńskiego wypłynęło na usta mas. I tych, co go czytali, i tych, co nigdy przedtem o nim nie słyszeli”.

Zaproponowano mu, by został redaktorem naczelnym „Przeglądu Sportowego”. Wybór okazał się strzałem w dziesiątkę. W krótkim czasie Wierzyński sprawił, że „Przegląd” stał się jednym z najlepszych pism sportowych w Europie.

Skamandryci, których talenty eksplodowały wraz z niepodległą Polską, stali się niemal jej instytucjami. Piłsudczyk Wierzyński nierzadko wyciągał z więzienia znajomych pisarzy-komunistów. Wyglądało to tak, że rano „Kazio” dzwonił do „Bolka”, czyli generała Bolesława Wieniawy-Długoszowskiego, w sprawie wypuszczenia z aresztu „Władka”, czyli Broniewskiego. Po interwencji Wieniawy Broniewskiego wypuszczano, po czym Kazik, Bolek i Włodek szli uczcić ten fakt do Adrii. W 1936 r., w rok po śmierci Marszałka, Wierzyński wydał tomik Wolność tragiczna. W PRL cenzura umieściła go na indeksie. Wyjątek stanowił tylko jeden utwór zatytułowany Ojczyzna chochołów, uznano go bowiem za krytyczny wobec sanacji. Było to o tyle zabawne, że była to krytyka inspirowana… słowami Piłsudskiego. W 1931 r. Wierzyński założył pismo „Kultura”. Przekonał się też w końcu do teatru i został recenzentem teatralnym „Gazety Polskiej”.

W roku 1938 poeta ożenił się po raz drugi, tym razem szczęśliwie. „Jest to Mickiewicz, który ożenił się z Marylą, Słowacki, ożeniony z Ludwiką Śniadecką, i Krasiński, połączony legalnym węzłem z Delfiną Potocką” – pisał o przyjacielu i jego żonie poeta Jan Lechoń. Jak twierdził, Halina Wierzyńska była żywym dowodem na to, że „muza może znakomicie pisać na maszynie, robić poszukiwania w bibliotekach, gotować wspaniale bigos”.

[quote]U progu II wojny światowej, gdy większość Polaków nie wierzyła jeszcze, że ona wybuchnie, Wierzyński napisał proroczy i zarazem jeden z najbardziej dramatycznych wierszy w swoim życiu: „Powstaje dramat – żywy. Okopcie kurhany/ I żywi na kurhanach, na okopach stańcie./ Naprawdę dokonywa się świat rymowany,/ Biją polskie zegary kurant po kurancie”.[/quote]

Pociąć sztandar w kawałki

We wrześniu 1939 r. Wierzyński wraz z zespołem „Gazety Polskiej” ewakuują się do Lwowa. Stamtąd ucieka wraz z żoną przez granicę rumuńską. Z kraju wywozi ich własnym samochodem pierwsza żona poety – Brysia.

Wojna nie szczędzi Wierzyńskiemu osobistych tragedii. Giną jego bracia, rodzice oraz pierwsza żona. Wierzyński mieszka kolejno we Francji, Portugalii, Brazylii i Stanach Zjednoczonych. Wojenne wiersze Wierzyńskiego wypełnią aż pięć tomików. Poeta objeżdża obozy wojskowe i wygłasza odczyty.

W 1946 r. ukazuje się jeden z ważniejszych tomów Wierzyńskiego – Krzyże i miecze. W utworze Na proces moskiewski Wierzyński pisze:

Oskarżajcie nas wszystkich, nie tylko szesnastu,/ Sądźcie poległych w grobie, to też winowajcy,/ Sądźcie szkielet, co z wojny pozostał się miastu,/ Gdy wyście jeszcze z diabłem kumali się, zdrajcy”. Do najważniejszych należy też wiersz Na rozwiązanie Armii Krajowej: „Pociąć sztandar w kawałki/ Rozdać śród żołnierzy/ Na drogę niech go wezmą/ Na sercu niech leży”.

[quote]Jak pisał ksiądz Jan Twardowski, Wierzyński „jako poeta – nigdy kraju nie opuścił”. Ale po objęciu rządów przez komunistów nie ma wątpliwości, że powinien zostać na Zachodzie. Jak trudna była to decyzja, napisze w wierszu Ktokolwiek jesteś bez ojczyzny. Padają w nim znów jedne z częściej cytowanych słów w poezji Wierzyńskiego: „Bo nie ma ziemi wybieranej,/ Jest tylko ziemia przeznaczona”.[/quote]

Kazimierz Wierzyński
Kazimierz Wierzyński

Poeta współpracował z Wolną Europą i pilnie obserwował to, co działo się w kraju. Należał do tych, którzy szybko poznali się na poezji Zbigniewa Herberta. „Był z samej istoty swego temperamentu zaprzeczeniem stereotypu emigranta” – wspominał Herbert.

W wierszach pisanych w Ameryce nie brak słów tragicznych: „Mówi się – double talk,/ Śni się – double dreams,/ Żyje się – double life,/ Ale skacze się z okna tylko raz”. W 1956 r. z dachu wieżowca skacze bliski przyjaciel Wierzyńskiego Jan Lechoń.

Na czele własnej awangardy

Zamieszkał w niemal 200-letnim domu w Sag Harbor, małej osadzie rybackiej na północnym wybrzeżu wyspy Long Island. Poloniści nie mogą wyjść z podziwu, że nienajmłodszy już poeta potrafił zmienić styl pisania. Jak podkreśla Bielatowicz, Wierzyński „nie stanął w miejscu, nie utonął na mieliźnie upodobań czy konwencji”.

Swoje amerykańskie wrażenia opisał w zbiorku Moja prywatna Ameryka. Pisał w nim o malarzach, pisarzach i… ptakach, którymi zawsze się interesował. Bronił też Ameryki przed jej krytykami. „Kapelusze turystów z Teksasu pokrzykujących w Luwrze przysłoniły plan Marshalla i odbudowę Europy” – kpił. Do najważniejszych osiągnięć prozatorskich Wierzyńskiego należy książka o życiu Chopina.

Poeta broni swojej niezależności. Gdy w kraju chwaleni są poeci awangardowi, pisze: „Ja jestem z lotu ptaka/ Doświadczony i hardy,/ W skrzydłach mam przeszłość i przyszłość/ Na czele własnej awangardy/ Odnawiam własną mą niezawisłość”.

[quote]Do kraju próbował przyjechać tylko raz – na pogrzeb Marii Dąbrowskiej. Ale odmówiono mu wizy. Do przyjazdu do Polski namawiała go propagująca jego twórczość Maria Dłuska. „Do swojego kraju nie przyjeżdża się w odwiedziny” – odpowiadał.[/quote]

Wierzyński nie pojechał do PRL, ale wrócił w połowie lat 60. do Europy. Letnie miesiące spędzał często w Londynie, a resztę roku w Rzymie.

Nie do zaszufladkowania

Juliusz Mieroszewski z paryskiej „Kultury” zastrzegał, by Wierzyńskiego nie zaliczać do tzw. emigracji „reakcyjnej”, londyńskiej. Wydaje się to być słuszne o tyle, że choć Wierzyńskiemu było najbliżej do „Londynu”, to stanowił na tyle silną indywidualność, że trudno kwalifikować go gdziekolwiek.

Przed próbami szufladkowania Wierzyńskiego przestrzegał krytyk Jan Fryling: „Historycy literatury przypominają nieraz gospodynie, które ułatwiają sobie porządek w kuchni, posługując się słoikami, na których napisano: «sól», «pieprz», «cynamon» itd. Próby wpakowania Wierzyńskiego do jakiegoś, opatrzonego napisem słoika muszą zawieść”. Także dziś artykuły o Wierzyńskim można znaleźć w tak różnych pismach, jak katolicki tygodnik „Niedziela” i ekologiczne „Zielone Brygady”.

[quote]O Wierzyńskim mówiło się jako o kandydacie do nagrody Nobla. Jak pisał Nowakowski, był od niektórych konkurentów dwakroć lepszy. Ale nie uważał nagrody za coś, bez czego nie mógłby się obyć. Gdy usłyszał, że w Sztokholmie pojawił się pomysł, by Nobla przyznać Herbertowi, powiedział przyjaciołom: „Upijemy się z radości”.[/quote]

Kazimierz Wierzyński, lata 1960.
Kazimierz Wierzyński, lata 1960.

Do ostatnich wierszy Wierzyńskiego należy napisany w 1969 r. utwór Na śmierć Jana Palacha: „Tu pali się ktoś/ Za siebie i za nas”. W dniu, w którym Wierzyński umarł w Londynie, pracował jeszcze nad korektą swego ostatniego tomiku Sen mara. Jak podkreślał Mieroszewski, Wierzyński umarł jako człowiek spełniony: „Tragicznie umarli Lechoń i Broniewski, ale nie Kazimierz”. W 1978 r. ciało Wierzyńskiego sprowadzono do kraju. Spoczął na Powązkach.

Pieśń autorowi Wiosny i wina poświęcił bard Jacek Kaczmarski:

Zaświat to przecież – Kresy naszych marzeń/ – Rajów utraconych w dzieciństwie rubieże/ Gdzie z kapeluszem w ręku mówią Twarze/ – Miło znów Pana ujrzeć Panie Kazimierzu!/ Gdzie uroczyście trwa najświętsza z gal/ W ostatnim skoku w nieskończoną dal…”.

Piotr Lisiewicz, artykuł opublikowany w miesięczniku „Nowe Państwo”

(853)


Dołącz, porozmawiaj, wyraź swoją opinię. Grupa sympatyków strony Niezlomni.com

Redakcja serwisu Niezłomni.com nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zawartych w komentarzach użytkowników. Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu.
Jednocześnie informujemy, że komentarze wulgarne oraz wyrażające groźby będą usuwane.
Ładowanie komentarzy Facebooka ...

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

*

Korzystając z formularza, zgadzam się z polityką prywatności portalu

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.