W tej przyszłej wojnie, niezależnie od chwili je wybuchu, Polska winna zostać neutralna, nie powinna w niej brać udziału. Możemy się opowiedzieć po stronie Ameryki, ale dopiero wówczas, gdy wojska amerykańskie zajmą Kreml, tak jak dzisiaj zajmują Tokio. Przy całym swoim antysowietyzmie gotów jestem jechać w razie wojny do Warszawy, by tam walczyć z próbami tworzenia nowej Armii Krajowej, nowego rządu podziemnego finansowanego przez Amerykę, nowych powstań Wilna i Warszawy, słuchania radia z Waszyngtonu o „natchnieniu narodów” i nowych spadochroniarzy. Należy się z tym liczyć, że rzesze takich spadochroniarzy będą rzucone i trzeba się temu przeciwstawić. Dosyć tego! Takie heroiczne wybuchy energii narodowej nie tylko osłabiają siłę narodu, lecz w ogóle uniemożliwiają osiągnięcie jakichkolwiek rezultatów politycznych.
Naród nasz wychowany na procesjach, demonstracjach; powstaniach „za naszą wolność i waszą” i patriotycznej poezji nabrał zupełnie opacznego pojęcia o sile propagandy politycznej i zapoznaje zupełnie pojęcie wojny. U nas utożsamia się wciąż wojnę z demonstracją polityczną, podczas gdy te dwie rzeczy nic nie mają wspólnego ze sobą. Demonstracja: idzie tłum jak największy, policja czy wojsko strzela, kilka ofiar, kobieta i dziecko, olbrzymi pogrzeb, prasa wychodzi w czarnych obwódkach, przestraszony gabinet ministrów, który kazał strzelać, podaje się do dymisji, albo też cesarski „tyran” zawstydzony wydaje odpowiedni manifest. Takie demonstracje w dawnych „tyrańskich czasach” mogły być bronią skuteczną, przy dzisiejszym postępie, w „swobodnej” Rosji na przykład, mniej by się już opłacały.
Ale wojna nie jest wcale taką demonstracją i wojna nie jest jakimś dodatkiem do propagandy, jak się nam zdawało. Wojna to jest rzecz poważna, najpoważniejsza z poważnych rzeczy. Wojna to postawienie na jedną kartę wszystkich sił narodu: biologicznych, mechanicznych, materialnych i moralnych; całego narodowego kapitału nie dla żadnej demonstracji, czy propagandy lecz dla… zwycięstwa. I dlatego zbrodniarzem jest ten, kto wszczyna wojnę, nie mając szans na zwycięstwo. U nas urządzano powstanie w Wilnie, by demonstrować, że Wilno jest polskie i powstanie Warszawy, by demonstrować, że chcemy być niepodlegli. Przyczyniło się to tylko do tego, że dziś Wilno jest sowieckie i Warszawa jest sowiecka. Należy wszystko zrobić, aby zapobiec wybiciu po raz drugi w ten sposób sił narodu…
Stanisław Cat-Mackiewicz
(80)