Z dwóch ładunków, podłożonych w nocy z 18 na 19 kwietnia 1979 r. pod nogami pomnika Lenina w Nowej Hucie, wybuchł tylko jeden – pod prawą stopą, która była lekko uniesiona i nie podtrzymywała ciężaru postaci z metalu. Odpadło kilka fragmentów obcasa.
Sprawa do dzisiaj jest owiana tajemnicą – wciąż nie wiadomo na pewno, kto targnął się na pomnik wodza komunizmu. Szeroko zakrojone śledztwo nie dało efektów. Władze próbowały znaleźć kozła ofiarnego i chciały przypisać zamach przestępcy oskarżonemu o zamordowanie milicjanta. Postać z punktu widzenia propagandy była dobra, ale brakowało jakichkolwiek dowodów. Gdy sprawa uległa przedawnieniu, do podłożenia ładunków przyznał się Andrzej Szewczuwaniec, działacz NSZZ „Solidarność ’80”. Nie wszyscy jednak uznają jego relacje za wiarygodne. Niektórzy, tak jak ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, przypuszczają, że cała ta sprawa była albo prowokacją, albo epizodem w wewnętrznych rozgrywkach partyjnych. Przemawiać za tym może fakt, że pomnikowi nic się nie stało.
Ostatecznie Lenin, mimo że był interesującym dziełem sztuki, został usunięty w grudniu 1989 roku, by po pewnym czasie stanąć w miasteczku osobliwości pod Sztokholmem, którego właścicielem jest szwedzki milioner Big Bengt Erlandsson.
źródło: Muzeum Historii Polski
opublikowane na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska.
(347)
śledztwo owiane tajemnicą? wciąż nie wiadomo kto podłożył ładunek…- hah – znam faceta, który odsiedział za to 11 lat XD