Polowaniami na czarownice zajmowali się inkwizytorzy i władze świeckie. Wielu sędziów, wydając wyroki skazujące, sugerowało się katolickim traktatem na temat czarownictwa, spisanym przez dominikańskiego inkwizytora Heinricha Kramera, zatytułowanym Młot na czarownice, który stanowił kompendium ówczesnej wiedzy z dziedziny demonologii i czarownictwa.
W średniowieczu i wczesnym okresie nowożytnym strach przed czarną magią wpisywał się w bolączki życia codziennego. Za głód, choroby oraz wiele innych nieszczęść obwiniano osoby, które podejrzewano o uprawianie czarów i konszachty z diabłem.
Dieter Breuers zaprasza na fascynującą podróż przez stulecia zabobonu, histerycznego lęku i wiary we władzę szatana, kiedy oskarżyć o czary można było każdego – kobiety, dzieci i mężczyzn, żebraków i szlachetnie urodzonych, uczonych i niepiśmiennych. Przeważnie odbywało się to w wyniku nieszczęśliwych zbiegów okoliczności lub pomówień ze strony nieżyczliwych. Czasem wystarczyło być piękną kobietą, upośledzonym dzieckiem, znachorką czy niewdzięcznym sługą żeby zostać sługą szatana.
Histeryczne prześladowanie domniemanych czarownic – jak żadne inne zagadnienie – aż do naszych czasów obrosło i nadal obrasta w przerażające przesądy i uogólnienia. Wciąż natrafiamy na karykaturę mrocznego Wielkiego Inkwizytora, patrzącego groźnie z góry na półnagą kobietę, podglądaną przez lubieżnych mnichów, po tym jak okrutnie torturowali ją brutalni parobkowie. Takie spekulacyjne opisy czy obrazy nie powinny pojawiać się w książkach, które traktują ten problem poważnie.
Z pewnością istnieli perwersyjni łowcy czarownic, np. cieszący się złą sławą Konrad z Marbuga czy Henryk Kramer, autor Młota na czarownice – stanowili oni jednak wyjątek, a nie regułę. Niestety większość autorów książek historycznych nie postępowała rzetelnie i naginała wydarzenia tak, by pasowały do uwielbianego stereotypu. Błądzenie rozpoczęło się już podczas kulturkampfu w latach siedemdziesiątych XIX w., gdy spora część historyków krytycznie rozprawiła się z Kościołem katolickim; tendencja ta była kontynuowana wraz ze wzrastającą liberalizacją społeczeństwa w XX w., punkt kulminacyjny osiągnęła podczas szaleństw hitlerowskich haseł i na razie zakończyła się nie mniej absurdalnymi teoriami bojowniczych feministek.
Znaczące różnice pomiędzy prześladowaniami heretyków i czarownic były tak samo pomijane jak fakt, że pośród ofiar znajdowały się nie tylko kobiety, ale także mężczyźni czy nawet dzieci. Za ten stan rzeczy obwiniano głównie Kościół katolicki, przy czym nie wzięto pod uwagę tego, że na początku prześladowań Kościół jeszcze nie był podzielony, a później te straszliwe rzeczy działy się również w krajach ewangelickich.
Całkowicie przeoczono – albo naukowo odrzucono – że nie tylko fanatyczni dominikanie, lecz wszyscy, naprawdę wszyscy ludzie bezgranicznie wierzyli w czarownice, czy to Albrecht Dürer, który przedstawił je w swych licznych dziełach, czy Marcin Luter, którzy rzekomo na własne oczy widział dzieło diabła i spłodzone przez szatana dzieci. Pominięto również tak istotny fakt, że polowania na czarownice były zarządzane odgórnie jedynie w niewielu przypadkach; inicjatywa większości prześladowań pochodziła z dołu, czasami się jej wręcz domagano. Z pewnością od jakiegoś czasu powstają poważne książki na poziomie lokalnym i regionalnym – o ile w obecnych archiwach dostępne były odpowiednie dokumenty. Jeśli jednak chodzi o wyczerpanie tematu i właściwe tło, należy zdać się jedynie na najnowszą literaturę. Autorami reprezentacyjnymi i godnymi polecenia są historycy Wolfgang Behringer i Rainer Decker. Z wyżej wymienionych powodów należy zrezygnować z wcześniejszych prac dotyczących tej tematyki.
(188)