– Sam jesteś najtwardszym swoim przeciwnikiem i pokonanie samego siebie to najtrudniejsza walka. Zawsze bowiem jest w Tobie jeszcze więcej tego, na co cie stać i możesz z siebie wydobyć – mówi premier Węgier Viktor Orbán.
Redakcja: Czy Fidesz1 będzie istniał zawsze?
Viktor Orbán: Fidesz to jest prawdziwa, niezakłamana historia, której sukces jest pochodną własnej pracy. Historia tej partii zaczyna się od dziesięciu, dwudziestu, trzydziestu chłopaków, którzy nagle się pojawiają, buntują się mając dosyć otaczającego ich świata, podwijają rękawy i tworzą własną historię. Nie tylko byli nikim w sensie politycznym, ale także geograficznym – pochodziliśmy wszyscy z prowincji. Byłem pierwszą osobą w naszej rodzinie, dla której w wyborze między pracą w ogródku, a odrabianiem lekcji priorytet stanowiły lekcje. Zacząłem studia w 1982 r. i mieszkałem w akademiku w pobliskim miasteczku Budaörs; nie odważyłem się wtedy wsiąść do autobusu innego niż linii 40, bo myślałem, że tylko w czterdziestce będę bezpieczny. Potem oczywiście spostrzegłem, że nie ma takich rzeczy, których człowiek nie mógłby się nauczyć. Jeżeli koledzy ze studiów okazują ci swoją wyższość w dziedzinie kultury, to aby ich dogonić musisz przeczytać te dziesięć książek albo obejrzeć te dwadzieścia filmów, których wcześniej nie znałeś. To nie są prawdziwe problemy, bo wszystkiego można się nauczyć. Nie można tylko „nauczyć się” charakteru. Wtedy w Fideszu odnalazło się w jednym miejscu kilka osób o silnych charakterach, które mogły liczyć tylko na siebie i kolegów z tej właśnie grupy. Dlatego Fidesz jest bardziej nowoczesną partią niż wielu jej rywali. Kiedy spostrzegamy, że partia staje się sztywna i nieelastyczna, jesteśmy w stanie potrząsnąć sami sobą, rozejrzeć się i zobaczyć, co dzieje się w świecie, poczytać, aby dowiedzieć się, jakimi nowościami żyje świat. To powoduje u nas pewien stan nieprzemijającego napięcia intelektualnego, co wynika raczej z charakteru niż z wykształcenia. To zbliża nas na przykład do nowego prezydenta USA, który również ma mentalność człowieka, który doszedł do czegoś własną pracą.
Czy USA przed Trumpem były wrogiem?
Mieliśmy dobre i przyjazne stosunki z narodem amerykańskim i dobrze nam się współpracowało z amerykańskim biznesem. Ale niektórzy politycy amerykańscy faktycznie byli nastawieni wrogo, zresztą nie tylko do nas, ale do całej Europy Środkowej. Byli niewiarygodnie wrogo nastawieni. Gdybyśmy sobie to wzięli do serca, poczulibyśmy się urażeni. Dawali nam świstek papieru i oczekiwali, że go podpiszemy, niezależnie od tego, co na nim napisali. Wychodzili z założenia, że w Europie Środkowej są tylko dwa rodzaje przywódców: skorumpowani albo będący ludźmi Putina, mogli ewentualnie być jednym i drugim. Dlatego politycy amerykańscy uważali, że ich obowiązkiem jest powstrzymanie takich przywódców. Innymi słowy, całkowicie ignorowali zasadę suwerenności państw i wybrali drogę interwencji. Chcieli wypromować ludzi mówiących zawsze „tak”. Wtedy oni przyszliby, przedstawili swoje warunki, a wyszkoleni przez nich przywódcy odpowiedzieliby jedynie: „Yes, Sir!” To był aspekt osobisty tej wrogiej relacji, ale kryła się za tym również ideologia, którą eufemistycznie nazwali soft power, czyli tzw. miękka siła. To nie tylko teoria, ale również podstępny plan. Chcą przeforsować swoje własne interesy poprzez organizacje pozarządowe, fundacje, stowarzyszenia i media. To było ich celem, a narzędziem miał być George Soros. Proszę spojrzeć na przykład Rumunii: z wyjątkiem jednego czy dwóch głupich wybryków nie było tam głosów antywęgierskich. Rumuni nie widzieli głównego zagrożenia ze strony Węgrów, ale widzieli je w Sorosu. Zwycięzcy wyborów prowadzili kampanię wyborczą przeciwko systemowi Sorosa. Podkreślali, że prawdziwym wrogiem nie są partie mniejszości etnicznych, lecz NGO-sy i fundacje finansowane przez Sorosa.
Według prestiżowego portalu politycznego Politico ten rok będzie rokiem Sorosa.
Nie będzie to rok Sorosa, ale wiele w tym roku będzie o Sorosu – to jednak nie to samo. Jaka jest logiczna odpowiedź na zaistniałą sytuację? W każdym kraju zostaną podjęte wysiłki, aby wyprzeć Sorosa. Widać to już w tej chwili w Europie. Zostaną ujawnione źródła finansowania różnych organizacji pozarządowych, ich tajemniczych powiązań i zobaczymy, który NGO reprezentuje czyje interesy. Ten rok będzie czasem, kiedy Soros i siły, które on reprezentuje, zostaną wyrzucone. Więc w tym sensie prognoza Politico się sprawdzi.
(…)
Co Pana motywuje i powoduje, że czuje się Pan młodo?
Czyli czuje się najbardziej głodny? Dzień po zwycięstwie. Wtedy dociera do mnie, że zwycięstwo nie jest celem samym w sobie. W dwunastej rundzie walki co prawda wszystko inne blednie i chce się po prostu wygrać, ale już na następny dzień człowiek spostrzega, ze zwycięstwo nie było celem. Zwycięstwo jest jedynie sposobem do osiągnięcia celu. Jeżeli człowiek urodził się Węgrem, prędzej czy później nauczy się, że to dziedzictwo oznacza zadanie oraz misję. Łatwo było przełożyć na politykę. W tym się wychowałem. Bycie Węgrem to misja, zadanie i praca. Należy podtrzymać, wzmocnić i poprowadzić naprzód tysiącletnią cywilizację zbudowaną na węgierskim języku i węgierskiej mentalności, otoczoną przez niepodobne do niej narody. Po to pracuję i to mnie napędza, ale w sposób spokojny, bez stresu czy emocji, z pozytywnym spojrzeniem na świat z miłością.
Kto jest Pana najtwardszym przeciwnikiem?
Ja sam zawsze. Trzeba pokonać tendencję do robienia złych rzeczy, która drzemie w każdym z nas i objawia się tym, że wygodniej rano zostać w łóżku niż wstać. Tego się w życiu nauczyłem. Sam jesteś najtwardszym swoim przeciwnikiem i pokonanie samego siebie to najtrudniejsza walka. Zawsze bowiem jest w Tobie jeszcze więcej tego, na co cie stać i możesz z siebie wydobyć.
Cały wywiad ukazał się w najnowszym numerze miesięcznika WPIS.
FIDESZ – Węgierska Unia Obywatelska, wcześniej Węgierska Partia Obywatelska – partia narodowo-konserwatywna założona 30 marca 1988 r. przez grupę studentów i intelektualistów jako niezależna organizacja młodzieżowa; po łacinie fides oznacza pewność, wiarygodność (przyp. red.).
(1911)