Generał Stanisław Tatar przedstawiany jest na ogół jako ofiara komunizmu. W 1951 roku na procesie pokazowym komunistyczny sąd skazał go bowiem na dożywocie (wypuszczono go po kilku latach). Wcześniej przeszedł na UB ciężkie śledztwo. W rzeczywistości jednak Tatar był zdrajcą, który wypowiedział posłuszeństwo legalnym władzom Rzeczypospolitej i po wojnie oficjalnie przeszedł na żołd komunistów.
[…] Otóż dopóki dowódcą AK był Grot-Rowecki, Tatar się nie wychylał. Jak mówił Zbigniew Siemaszko, „Tatar potrzebował, żeby go trzymać za mordę”. Gdy zabrakło silnej ręki Grota i nastał czas chwiejnego „Bora”, Tatar – który nowego dowódcę nazywał pajacem – rozpuścił się jak dziadowski bicz. Nagle ten człowiek o mocno ograniczonych horyzontach odkrył, że jest wielkim politykiem. I wbrew przełożonym oraz racji stanu swojego państwa zaczął nachalnie forsować koncepcję kapitulacji przed Związkiem Sowieckim. Do tej akcji pozyskał szereg oficerów na czele z podpułkownikiem Marianem Drobikiem i pułkownikiem Jerzym Kirchmayerem. Ten pierwszy jesienią – na polecenie Tatara – przygotował specjalny memoriał skierowany do Komendy Głównej, w którym postulował ugodę ze Stalinem.
Swoją koncepcję Tatar propagował również w referatach wygłaszanych w Komendzie Głównej i w licznych rozmowach z oficerami. Przekonywał, że Polacy powinni porzucić Anglików i przesiąść się na zwycięskiego, czyli sowieckiego, konia. Porozumienie to planował zawrzeć kosztem połowy Polski.
[quote]„Ziemie Wschodnie – pisał Pobóg-Malinowski – uważał za «raka» od wieków toczącego Polskę. Głosił konieczność wyrzeczenia się ich. Jeden powiat oderwany od Niemiec na zachodzie, mówił, ma większą wartość niż województwo na wschodzie”. „Wydaje się nie ulegać wątpliwości – pisał Pobóg-Malinowski – że ludzie w kraju, tacy jak Tatar czy płk Kirchmayer, kierowali się w skrytości ducha rachubami, by przez swój pozytywny stosunek do «współdziałania bojowego» z armią najeźdźcy moskiewskiego, także przez powstanie w Warszawie, zaskarbić sobie zawczasu łaskawe względy Kremla i utorować drogę do dygnitarskich stanowisk w czerwono-komunistycznej Polsce”.[/quote]
To właśnie Tatar do spółki z Kirchmayerem opracowali plan operacji „Burza”. To oni przeforsowali koncepcję, w ramach której żołnierze Armii Krajowej mieli się sami zdekonspirować przed NKWD.
[…] Tymczasem Tatar został zabrany przez Mikołajczyka w podróż do Ameryki, gdzie 12 czerwca stanął przed Kolegium Szefów Sztabów (Combined Chiefs of Staff, CCS). Generał mówił tam rzeczy zdumiewające. Ku oburzeniu obecnego na sali pułkownika Leona Mitkiewicza
– który był przedstawicielem Polski przy CCS – zapytany o współpracę między Armią Krajową a wkraczającą do Polski Armią Czerwoną Tatar zapewnił, że układa się ona… harmonijnie i bez żadnych zadrażnień. Było to oczywiste kłamstwo. Amerykańscy, a szczególnie brytyjscy generałowie zareagowali jednak na te słowa wręcz entuzjastycznie. Omal nie klaskali w dłonie, co u chłodnych Anglosasów było rzeczą niebywałą.
Usłyszeli bowiem od Tatara dokładnie to, co chcieli usłyszeć. Przybyły z okupowanej Polski oficer zdementował „obrzydliwe antysowieckie plotki” kolportowane przez „reakcyjnych Polaków”, że Armia Czerwona rozbraja Armię Krajową. Podczas spotkania z alianckimi oficerami Tatar zapewnił również, że polskie podziemie jest gotowe na dalszą współpracę z Armią Czerwoną, także gdy chodzi o wywołanie powstania na tyłach frontu wschodniego. Gdy pułkownik Mitkiewicz próbował Tatara powstrzymać przed wygadywaniem takich rzeczy, generał ostro go osadził. „Ja tu jestem wyłącznie odpowiedzialny za to, co ja tutaj powiem!” – syknął.
W nagrodę Tatar dostał od Roosevelta do swojej dyspozycji 10 milionów dolarów. Formalnie pieniądze te miały iść na ruch oporu w okupowanej Polsce, w praktyce – co ujawnił po latach Marian Utnik – był to fundusz przeznaczony na „sfinansowanie celów politycznych
Mikołajczyka – kompromisowego dogadania się z Kremlem i objęcia przez stronnictwa ugodowe władzy w Polsce na Wschód od Bugu”.
[…] Najważniejsze w całej sprawie nie były jednak odznaczenia i nawet nie te 10 milionów dolarów, ale kontrola, jaką Tatar sprawował nad łącznością z krajem. To właśnie ona pozwoliła mu bowiem przeprowadzić zdumiewającą intrygę.
[…] Jak spisek wyglądał w praktyce? Otóż wysłanie najważniejszych depesz naczelnego wodza opóźniano, nadając im niski status ważności. Zgodnie z procedurami były więc one uznawane za drugorzędne. Leżały długo na biurkach w sztabie, zanim je zaszyfrowano i przesłano do kraju.
Działało to także w drugą stronę: Tatar i jego ludzie opóźniali depesze „Bora” do naczelnego wodza. Tych najważniejszych zaś generał Sosnkowski nie otrzymał w ogóle lub dotarły do niego poważnie okrojone. Tak było choćby z depeszą o czujności do powstania z 21 lipca czy depeszą o gotowości do walki o Warszawę z 25 lipca. Naczelny wódz został więc odcięty od informacji z Polski i całkowicie stracił kontrolę nad sytuacją. Z kolei z depesz generała Sosnkowskiego za sprawą machinacji Tatara usunięte zostały między innymi stwierdzenia: „trzeba dążyć do zaoszczędzenia substancji biologicznej narodu w obliczu podwójnej eksterminacji”, „wycofywać oddziały na zachód”, „ujawnianie się nie ma sensu wobec utworzenia tak zwanego Komitetu Wyzwolenia Narodowego i perspektywy aresztowania ujawnionych przez Sowiety”. Z depesz naczelnego wodza wycinane więc było wszystko, co mogło odwieść Komendę Główną AK od wydania rozkazu o wywołaniu powstania.
[…] Podejrzenia, że generał Stanisław Tatar „Tabor” to agent sowieckich służb specjalnych, pojawiły się już podczas drugiej wojny światowej. „Znam tylko opinie, które są w stosunku do generała Tatara bardzo krytyczne – mówił Adam Ciołkosz historykowi Januszowi Kazimierzowi Zawodnemu. – Generał Tatar był podejrzewany o grę na dwie strony”. Podejrzewany, dodajmy, zarówno przez Polaków, jak i Brytyjczyków.
[…] Do hipotezy, że Tatar działał na zlecenie Sowietów, przychyla się jego biograf Zbigniew Siemaszko. Przytacza on w swojej książce między innymi relację majora Sabina Popkiewicza, szefa polskiej Kompanii Radiotelegraficznej odpowiedzialnej za łączność Londynu z krajem. Otóż Popkiewicz ujawnił, że Tatar wiosną 1944 roku nawiązał kontakt z jakąś nieznaną radiostacją nie należącą do sieci Armii Krajowej. Wymieniane z nią depesze były szyfrowane specjalnym, znanym tylko Tatarowi szyfrem, ale zaniepokojony Popkiewicz po częstotliwości nadawania bez trudu ustalił, że radiostacja znajduje się na terytorium sowieckim, na wschód od linii frontu. Korespondencja była regularna i punktualna. Odebrane depesze Popkiewicz musiał przekazywać specjalnym kurierem Utnikowi, prawej ręce Tatara.
[…] Niezwykle obciążające dla generała „Tabora” są także działania, jakie podjął po Powstaniu Warszawskim. A więc przede wszystkim sprawa złota Funduszu Obrony Narodowej. Czyli około 350 kilogramów bezcennego kruszcu, które w przededniu drugiej wojny światowej patriotycznie nastawieni Polacy przekazali na dozbrojenie swojej armii. II Rzeczpospolita nie zdążyła spożytkować tych darów i zostały one wywiezione na Zachód przez grupę dzielnych oficerów.
Piotr Zychowicz, fragmenty książki Obłęd 44
Najnowsza książka Piotra Zychowicza „Opcja Niemiecka” do nabycia TUTAJ!
(1899)