Przeprawa przez Ren po moście pontonowym, 29 marca 1945. U.S. Army, Zdjęcie ze zbiorów Cercle d’Histoire de Bastogne. Wyd. Replika

Unikalne wspomnienia żołnierza gen. Pattona: „Z czasem człowiek stał się nieczuły na straszne widoki”. [WIDEO]

w Bez kategorii/Historia


Zachęcamy do obserwowania strony na Twitterze

„Na froncie załoga czołgu nie tylko przez cały dzień toczyła walki, ale musiała też czuwać w nocy. Zazdrościliśmy lotnikom, którzy pod koniec dnia wracali do bazy i mieli święty spokój. O zmierzchu Niemcy przypuścili kontratak, który jednak odparliśmy bez trudu” – wspomina J. Ted Hartman.

Rozdzieliwszy między siebie dwugodzinne warty, zagrzebaliśmy się w śpiworach i „poszliśmy spać”, siedząc na swoich stanowiskach w czołgu. Pełniący wartę stał w otwartym włazie dowódcy. W nocy szkopska artyleria dała nam popalić, ale zdołaliśmy utrzymać pozycję.

Przeprawa przez Ren po moście pontonowym, 29 marca 1945. U.S. Army, Zdjęcie ze zbiorów Cercle d’Histoire de Bastogne. Wyd. Replika

Nazajutrz, 31 grudnia, znów rozgorzała zacięta bitwa, podczas której dochodziło nawet do walki wręcz. Nasza piechota, przy wsparciu czołgów, dwukrotnie zajęła wieś Chenogne i dwa razy musiała się z niej wycofać. Drugiego dnia działań bojowych pierwszy raz zobaczyłem poległego żołnierza amerykańskiego. Leżał w pobliżu naszego czołgu, zamarznięty. Patrzyłem na niego zdjęty grozą. Jak ludzie mogą zabijać się z zimną krwią? Jak mogą patrzeć na coś takiego? Oczywiście pytania te przychodziły mi do głowy, ale z czasem człowiek stał się nieczuły na straszne widoki. Pięć miesięcy później przez cały ranek siedzieliśmy przy ognisku, a kilka metrów dalej leżały dwa szkopskie trupy. Dziwne, prawda?

W noc sylwestrową 1944 roku zajmowaliśmy wzniesienie z widokiem na Chenogne. Co wieczór ciężarówki przywoziły nam benzynę w dwudziestolitrowych bańkach. Nawet w dniu, w którym przebywaliśmy tylko 10 kilometrów, silnik chodził przez dwanaście godzin, musieliśmy więc stale uzupełniać paliwo. Wymagało to około 150 litrów benzyny dziennie. Zbiorniki znajdowały się z tyłu czołgu, a benzynę nalewało się, stojąc na tylnej części kadłuba, nad silnikiem. Czynność ta należała do kierowcy i jego pomocnika. Kiedy staliśmy na kadłubie i nalewaliśmy paliwo do zbiorników, nasze sylwetki były wyraźnie widoczne na jasnym tle nieba. Szkopy dowiedziały się skądś, kiedy przyjeżdżają do nas ciężarówki, a co za tym idzie, kiedy będziemy napełniać zbiorniki. Zmasowanymi fajerwerkami artyleryjskimi zgotowali nam głośne powitanie Nowego Roku. Wszędzie wokoło wybuchały pociski. Jakimś cudem nikt z nas nie został ranny, ale strachu najedliśmy się co niemiara!

W Nowy Rok 1945 grupa bojowa złożona z piechoty i czołgów, wspierana przez artylerię i lotnictwo, przebiła się do bardzo zniszczonego Chenogne i lasu na północ od wsi. W czasie walk o Chenogne legło w gruzach dwadzieścia dziewięć z trzydziestu jeden domów oraz kościół. Zdołaliśmy utrzymać wieś i okoliczny las i posunąć się 15 kilometrów w kierunku następnego celu, Mande-Saint-Étienne. W nocy z 1 na 2 stycznia nasze pozycje znajdowały się na skraju lasu, około pięciu kilometrów od Mande.

Bercheux w Belgii, styczeń 1945 [w oryg. błąd: 1944]. Malowanie pancerza czołgu na biało, żeby był mniej widoczny na tle śniegu. Zdjęcie ze zbiorów Cercle d’Histoire de Bastogne. Wyd. Replika
Tej nocy znów utrzymaliśmy swoje zdobycze terenowe. Nazajutrz rano, 2 stycznia, było spokojnie i mogliśmy trochę odpocząć. Zapominając o wcześniejszych przestrogach, kilku z nas wyszło z czołgów i rozmawiało o tym i owym. Nagle w miejscu, w którym staliśmy, spadło kilka małych pocisków. A więc widzieli nas i wstrzeliwali się. Słysząc przenikliwy dźwięk nadlatujących pocisków, dałem nura do przedziału kierowcy. W samą porę – rakieta kalibru 240 mm zawadziła o bok naszego czołgu i eksplodowała.

W wybuchu zginęło dwóch żołnierzy. Przez peryskop widziałem, jak silny podmuch unosi w górę, w pozycji stojącej, jednego z ludzi, z którymi właśnie rozmawiałem, i rzuca go o ziemię. Upadł na plecy, bez życia, jak szmaciana lalka. Był to przerażający widok. W Camp Cooke mogłem nie cierpieć naszych czołgów, ale od tej pory nie raz i nie dwa dziękowałem losowi za tę starą „metalową trumnę”.

Nieco później Brygada B wszystkimi siłami przypuściła atak na Mande-Saint-Étienne. Po potężnym przygotowaniu artyleryjskim ruszyliśmy do natarcia przez polanę w gęstym lesie. Polana była szeroka na początku i na podobieństwo lejka zwężała się w kierunku Mande. Pierwszy czołg wjechał w zasypane śniegiem grzęzawisko – tą drogą czołgi nie mogły przejechać. Zwiadowcy szybko znaleźli dogodniejsze przejście po obu stronach i natarcie zostało wznowione.

Niemcy ustawili działa przeciwpancerne w kształt podkowy na skraju Mande i wycelowali je w polanę. Pierwszych kilka czołgów zostało trafi onych i unieszkodliwionych. Przez prawie godzinę trwała zacięta bitwa pancerna, lecz nasze czołgi posuwały się naprzód. W czasie tej bitwy wiele domów w Mande stanęło w płomieniach. Kiedy Niemcy zrozumieli, że mamy nad nimi ogromną przewagę w ludziach i sprzęcie, stopniowo wycofali się z Mande-Saint-Étienne, w którym szalało piekło. Mimo że domy płonęły i zawalały się, sporo żołnierzy niemieckich zostało, aby strzelać zza węgła i opóźniać nasze natarcie. O zmroku amerykańskie czołgi i piechota weszły do Mande, wypierając resztki nieprzyjaciela. Zburzona wieś, rozświetlona łuną pożarów, wyglądała upiornie.

Podczas bitwy o Mande-Saint-Étienne pełniący obowiązki dowódcy kompanii porucznik Williamson został ranny w głowę odłamkiem. Ewakuowano go do batalionowego punktu medycznego, a potem do Anglii na dalsze leczenie.

Strata drugiego dowódcy była jeszcze dotkliwsza, bo większość z nas uważała, że następny w hierarchii oficer nie nadaje się na dowódcę kompanii toczącej bitwę.

Fragment rozdziału Wchodzimy do walki z książki J. Teda Hartmana, CZOŁGISTA. Z 11 Dywizją Pancerną od bitwy w Ardenach po dzień zwycięstwa, Wyd. Replika, Zakrzewo 2018. Książkę można nabyć TUTAJ. 

Kiedy 18 maja 1943 roku J. Ted Hartman wstępował do armii amerykańskiej, z pewnością nie przypuszczał, że półtora roku później będzie kierował czołgiem w czasie jednej z największych bitew II wojny światowej.

J. Ted Hartman został wysłany na toczącą się daleko za morzem wojnę jako nastolatek. Miał kierować czołgiem M4 Sherman 11 Dywizji Pancernej, walcząc ze zdesperowanymi Niemcami podczas ofensywy w Ardenach.

W swych wspomnieniach przedstawia poruszający obraz tamtych zdarzeń. Opisuje zmienne koleje bitw aż y po ostateczne przełamanie niemieckiej kontrofensywy przez wojska alianckie.

Opowiada też o codziennych zmaganiach, o wyzwalanych obozach koncentracyjnych i o triumfach odnoszonych nad Niemcami. Wspomina dramatyczne okoliczności spotkania z żołnierzami sowieckimi na terenie Austrii – moment, który oznaczał dla niego koniec wojny.
To historia bojowej inicjacji młodego człowieka rzuconego w wir walki. Bazując na własnych listach słanych do domu, Hartman relacjonuje przebieg wydarzeń na gorąco. Szkicuje obraz wojennej rzeczywistości bez zmian, które w pamięci zwykle rodzi czas. Przekazuje żywe i bardzo osobiste spojrzenie na dramat wojny oglądanej spod pancerza – z unikatowej perspektywy amerykańskiego czołgisty.

J. Ted Hartman urodził się 13 czerwca 1925 roku w Luizjanie. Mając dziesięć lat, przeprowadził się wraz z rodziną do Iowa. Po ukończeniu szkoły średniej w 1943 roku trafił do wojska, gdzie jako mechanik czołgu Sherman walczył w 11 Dywizji Pancernej pod rozkazami gen. Pattona.

Po zakończeniu wojny wszedł w skład sił okupacyjnych w Niemczech, a następnie we Francji. Służbę w armii zakończył w 1946 roku.
Po powrocie do USA kontynuował rozpoczęte we Francji studia. W 1952 roku otrzymał tytuł lekarza medycyny. Praktykował w wielu miastach. W latach 80. przeniósł się do Teksasu. Od roku 1981 przez dziewięć lat zajmował także stanowisko dyrektora ogólnokrajowej Amerykańskiej Rady Chirurgów Ortopedycznych.

J. Ted Hartman zmarł 2 lutego 2018 roku.

(914)

Chcesz podzielić się z Czytelnikami portalu swoim tekstem? Wyślij go nam lub dowiedz się, jak założyć bloga na stronie.
Kontakt: niezlomni.com(at)gmail.com. W sierpniu czytało nas blisko milion osób!
Dołącz, porozmawiaj, wyraź swoją opinię. Grupa sympatyków strony Niezlomni.com

Redakcja serwisu Niezłomni.com nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zawartych w komentarzach użytkowników. Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu.
Jednocześnie informujemy, że komentarze wulgarne oraz wyrażające groźby będą usuwane.
Ładowanie komentarzy Facebooka ...

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

*

Korzystając z formularza, zgadzam się z polityką prywatności portalu

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.