TYLKO U NAS fragmenty najnowszej książki Witolda Gadowskiego „Szlag trafił”. Smoleńsk, prawdziwi szpiedzy i zdrajcy… [WIDEO]

w Bez kategorii/Książki


Zachęcamy do obserwowania strony na Twitterze

Los sprawia, że Andrzej Brenner 10 kwietnia 2010 roku ląduje w Smoleńsku. Z bliska zagląda w oczy złu. Co się wtedy naprawdę wydarzyło? Czego do dziś boją się najważniejsi ludzie w państwie? Trzecia – po „Smaku wojny” i „Wieży komunistów” – część trylogii o Brennerze. Mój Czytelniku nie będę owijał w bawełnę: wolałbym tego wszystkiego nie napisać, ale życie zdecydowało za mnie… „Szlag trafił!” – to mocna i bezkompromisowa powieść o Andrzeju Brennerze, niezależnym awanturniku, który nieuleczalnie choruje na …Polskę – Witold Gadowski.

 

„Bardzo złe warunki do lądowania – wtrącił się do rozmowy mechanik Muś. Szum nadlatującej „tutki” słychać było już w kabinie jaka. Wszyscy wyszli przed samolot. Chcieli zobaczyć, jak prezydencki poradzi sobie z mgłą i wyląduje. Jeszcze nie widzieli maszyny, chociaż słyszeli już obroty potężnego silnika…

(…)

Nagle niedaleko rozległ się potężny trzask, potem następne, coraz dłuższe pauzy i znów. Huk, dudnienie, aż naraz spadła na nich cała lawina ostrych dźwięków… Rozległa się ogłuszająca detonacja i chwilę później na twarzach poczuli uderzenie powietrza. Sina mgła warczała do nich przeraźliwym szumem i dzwonieniem… aż nagle wszystko ucichło.

Pierwszy z odrętwienia wyrwał się pilot Wosztyl. Złapał za komórkę i zadzwonił do jakiegoś pułkownika.
– Pułkowniku, co się dzieje?! – wrzeszczał do telefonu. – Raczyński. Proszę… Przepraszam, panie pułkowniku, tu jest tragedia! Brenner znów spojrzał w kierunku „wieży”. Tam jednak nie widać było żadnego ruchu. Ostatni z mężczyzn spokojnie dopalał papierosa. Kilka minut stali w osłupieniu. Brennerowi wydawało się, że to cała wieczność. W końcu z budynku wyszedł młody mężczyzna. Spojrzał w kierunku polskiego samolotu i jakby się zawahał, ale jednak podszedł do Polaków.– Czto s naszoj tutkoj? – wrzasnął do niego Wosztyl.
– Spokojno – mruknął Rosjanin.

– Czto spokojno? Czto spokojno?! Czto słucziłos’? – dopytywał się nerwowo chorąży Muś.

– Spokojno, ona uletieła – odpowiedział przybysz.


Naraz zobaczyli, jak pod „wieżę” podjeżdżają dwa uazy, karetka pogotowia, pojazd straży pożarnej i kilka terenówek. Nagle cała ta kolumna ostro ruszyła do przodu. Wszyscy trzej musieli uskoczyć, aby nie znaleźć się pod kołami rozpędzonych aut. Samochody jednak po kilku minutach wróciły i wyjechały poza teren lotniska. Dopiero w tym momencie – ze wszystkich stron – rozległ się ogłuszający dźwięk syren. Muś wskoczył do jaka i zaczął wrzeszczeć do mikrofonu:
– Co się stało?! Co się stało?!
– Nie przez radio! – Wosztyl wyjął mu urządzenie z ręki.
Z budynku „wieży” wyszedł rozchełstany mężczyzna.
Trzęsącymi się dłońmi odpalił papierosa.
– Ani mienia ubijut. Ubijut – mamrotał.
Wszyscy odruchowo wyskoczyli z jaka i pobiegli w stronę, z której doleciał odgłos eksplozji. Wosztyl miał ze sobą magnetofon.
– Prędzej, prędzej! – krzyczał do Brennera, który biegł obok niego.
Naraz drogę zastąpiło im dwóch rosłych mężczyzn w wojskowych mundurach. Zdecydowanymi gestami nakazali oddać magnetofon i telefony komórkowe. Brenner szarpnął Rosjanina za poły munduru i w tym samym momencie poczuł, jak coś rozbija mu górną wargę. Twardy przedmiot, może pięść – tego już nie zdążył ustalić. Powoli osunął się w zimne błoto. Słyszał nad sobą podniesione głosy, awanturę… Ale wszystko dochodziło do niego jakby zza mgły, zza zasłony, coraz ciszej, spokojniej, wolniej…

Smoleńsk Szpital

– Przywieziono pana z lotniska.
– Z lotniska?
– Tak, był pan w Smoleńsku, nic pan nie pamięta?
– Zaraz, cholerka, zaraz, coś było… Jezuuu…! – Brenner aż usiadł na parapecie. – Samolot prezydenta!
– Niestety tak. Ale spokojnie. Niech pan odpoczywa. – Lekarz troskliwie ujął go pod rękę.
– Jak to spokojnie! – wrzasnął i natychmiast poczuł, że traci równowagę. Drobny mężczyzna ostatkiem sił zaparł się, aby uchronić Brennera przed osunięciem się na podłogę.
– Siostrooo! – wrzasnął piskliwie.

Następnego ranka Brenner obudził się w porze lekarskiego obchodu. W wianuszku, który nabożnie otaczał łysego jak kolano profesora, dostrzegł drobnego lekarza. Po raz pierwszy zastanowił się nad jego młodą twarzą. Miał nieznośne wrażenie, że gdzieś już ją widział. Nie potrafił odtworzyć sobie w myślach sytuacji, ale był pewien, że kiedyś już miał do czynienia z tym człowiekiem. Nie wytrzymał, kiedy lekarz przechodził obok jego łóżka.
– My się chyba już kiedyś widzieliśmy, prawda? – spytał.
– Tak! – odpowiedział mu pewnie doktor i na jego ustach pojawił się zagadkowy uśmiech. Lekarski tłumek popędził dalej, a Brenner znów został sam na sam ze swoim rebusem. Miał szczególną pamięć do twarzy.

Na szczęście to był już ostatni dzień w szpitalu. Obserwacje i badania nie wykazały w jego organizmie niczego szczególnie niepokojącego. Diagnoza była prozaiczna: silne wzruszenie połączone z utratą przytomności wywołaną nagłym zderzeniem z twardą powierzchnią. Wstrząśnienie mózgu lekkie, bez zauważalnych następstw. Powoli odtwarzał sobie zdarzenia, które wyleciały z jego pamięci. W Smoleńsku wdał się w bijatykę z żołnierzem OMON-u. Ten pchnął go i Brenner, upadając, łupnął głową w duży polny kamień. Ponoć tylko na chwilę stracił przytomność, gdy ją jednak odzyskał, to wygadywał tak niestworzone rzeczy i nie potrafił powiązać ze sobą logiczną nicią najprostszych myśli, że doprowadził załogę jaka do rozpaczy. Nie bardzo wiedzieli, co z nim zrobić. Awanturę z OMON-owcem ułagodziło sto dolarów wsadzone mu do kieszeni, jednak szok po tym, co zobaczyli, i sytuacja z Brennerem sprawiły, że pilot Wosztyl podjął decyzję o jak najszybszym powrocie do Warszawy.

W trakcie lotu Brenner kilka razy stracił przytomność. Prosto z lotniska został więc przywieziony do Wojskowego Instytutu Medycznego przy ulicy Szaserów 128 w Warszawie. Całą sprawę załatwił dowódca jaka.”

 

Skrytka bankowa

Gmach BLOM Banku był taki jak wszystko w zamożnych dzielnicach miasta – szkło, metal i sprężony beton dający się formować w ekskluzywne kształty. „(…)

„W niewielkiej salce od podłogi po sufit mieściły się ponumerowane szufladki i szafki rozmaitej wielkości.– Proszę, dwieście sześćdziesiąt siedem. – Egipcjanin otworzył prostokątny schowek i dyskretnie opuścił pomieszczenie.

Przed Saternusem na dnie dużej szuflady leżały skórzana aktówka i dyktafon. Na urządzeniu przyklejona była karteczka z wykaligrafowanym po polsku napisem: „Pierw słuchej, Gabrielu”.

Saternus był sam, nie spiesząc się więc, usiadł w wygodnym fotelu i włączył dyktafon.

„Pan niech wybaczy, ale mówie dalej po angielski”. Matowy męski głos na pewno nie należał do Josefa Noama Ostrovskiego. Sprawiał wrażenie wygenerowanego przez maszynę. „Tu znajdzie pan uwierzytelnione przez oryginalne stemple CIA zapisy nagrań dwóch satelitów szpiegowskich z dnia dziesiątego kwietnia dwa tysiące dziesiątego roku. Pochodzą dokładnie znad lotniska Siewiernyj w Smoleńsku. Sam pan zrozumie, co one oznaczają i co pokazują. Lotnisko było obserwowane ze względu na fakt, że wcześniej przeładowywał na nim swoje transporty broni rosyjski handlarz

Wiktor But, a potem czynił to jeszcze jeden wielki hurtownik. Nie przekazaliśmy tej wiedzy polskiemu rządowi ani służbom. To byłoby bezcelowe, nikt w Warszawie nie chciał tego wiedzieć. Nikt nie chciał się tym zajmować. Właściwie to było najlepsze wyjście z sytuacji, ale jednak ktoś powinien znać prawdę. To, co jest w teczce, pomoże do prawdy dotrzeć. To, co pan z tym zrobi, to już pańska sprawa. Proszę jednak pamiętać, że w tym świecie żywi nie popełniają błędów. Proszę zapamiętać! Żywi…”.

Saternus natychmiast otworzył teczkę i zaczął czytać…

Po godzinie wyszedł z pomieszczenia i poprosił uczynnego urzędnika o wezwanie taksówki.

– Na pocztę – zakomenderował krótko, gdy znalazł się już w samochodzie.

Witold Gadowski, Szlag trafił, Wyd. Witold Gadowski Think Force, Kraków 2018. KSIĄŻKĘ MOŻNA NABYĆ TUTAJ

Mój Czytelniku nie będę owijał w bawełnę: wolałbym tego wszystkiego nie napisać, ale życie zdecydowało za mnie… „Szlag trafił!” – to mocna i bezkompromisowa powieść o Andrzeju Brennerze, niezależnym awanturniku, który nieuleczalnie choruje na …Polskę – Witold Gadowski.

Los sprawia, że Andrzej Brenner 10 kwietnia 2010 roku ląduje w Smoleńsku. Z bliska zagląda w oczy złu. Co się wtedy naprawdę wydarzyło? Czego do dziś boją się najważniejsi ludzie w państwie? Trzecia – po „Smaku wojny” i „Wieży komunistów” – część trylogii o Brennerze. Mój Czytelniku nie będę owijał w bawełnę: wolałbym tego wszystkiego nie napisać, ale życie zdecydowało za mnie… „Szlag trafił!” – to mocna i bezkompromisowa powieść o Andrzeju Brennerze, niezależnym awanturniku, który nieuleczalnie choruje na …Polskę.

Śmierć podąża tropem tych, którzy odważyli się szukać prawdy…czy dopadnie też Andrzeja Brennera?
Prawdziwe akcje, świat zdrajców i agentów to wszystko ukryte w powieściowych realiach.
Tą powieść napisały całe lata tragicznych doświadczeń. Tak się teraz nie pisze, tak teraz nie wolno myśleć!
Zacznij czytać a zobaczysz jak szlag trafił, kogo i gdzie?… i jak teraz szlag trafiał będzie tych wszystkich ważniaków, gdy powieść zacznie zataczać coraz szersze kręgi…
„Szlag trafił!” – powieść autora, który z nikim się nie układa, z nikim nie patyczkuje. Po tej lekturze inaczej spojrzysz na otaczającą cię rzeczywistość.
Smoleńsk, prawdziwi szpiedzy i zdrajcy…przeczytaj o tym co się z nami stało i dlaczego jest tak jak jest.
Czeka Cię zarwana noc! To pewne.

(5182)


Dołącz, porozmawiaj, wyraź swoją opinię. Grupa sympatyków strony Niezlomni.com

Redakcja serwisu Niezłomni.com nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zawartych w komentarzach użytkowników. Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu.
Jednocześnie informujemy, że komentarze wulgarne oraz wyrażające groźby będą usuwane.
Ładowanie komentarzy Facebooka ...

1 komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

*

Korzystając z formularza, zgadzam się z polityką prywatności portalu

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.