Eduard Limonow dla „Krytyki Politycznej”, która przeprowadziła z nim wywiad jako jedyne polskie medium. Pełen ciepła i zrozumienia. Poniżej fragmenty:
– Pan jakoś nie lubi burżuazji.
EDUARD LIMONOW: Nie znoszę, to prawda.
– Dlaczego?
EDUARD LIMONOW: – Jestem z natury artystą. Całe życie związany byłem ze sztuką. Obracałem się albo wśród ludzi sztuki, albo wśród ludzi polityki. Ale na pewno nie jestem burżujem.
[…] – Słuchając tego, co pan mówi, co pan pisze, mam wrażenie, że wyjątkowo nie lubi pan ludzi, którzy wydają się być pana naturalnymi sprzymierzeńcami.
EDUARD LIMONOW: – A co to, ja mam obowiązek wszystkich kochać? Kogo dokładnie ma pani na myśli?
– Na przykład inteligencję twórczą.
EDUARD LIMONOW: – W Rosji ona jest wstrętna, staromodna i głupia. I tyle. Traktuję ją z góry i nic w niej ciekawego dla siebie nie znajduję. Ludzie starsi, tacy w moim wieku, a nawet czterdziestolatkowie, odnoszą się do mnie bardzo źle. Za to nasza rewolucyjnie nastawiona młodzież darzy mnie ogromnym szacunkiem.
– „Nasza rewolucyjnie nastawiona młodzież”, czyli kto?
EDUARD LIMONOW: – Do naszej narodowo-bolszewickiej partii przyszły dziesiątki tysięcy. Nie wszyscy są z nami do tej pory, ale wyszli z naszego kręgu.
– Emmanuel Carrère w swojej książce „Limonow” pisze, że ciągnęli do pana „sataniści z Irkucka, Hell’s Angels z Wiatki, sandiniści z Magadanu”.
EDUARD LIMONOW: – Nie zajmuję się jakąś psychoanalizą ani rozmyślaniami, kto do nas się zgłasza. Przychodzi, znaczy nas potrzebuje. Ja ich nie uczę, nie mam ambicji przerabiać ich na własną modłę. Zgłosili się do partii, znaczy są już w pełni uformowanymi ludźmi. Nie obchodzi mnie, co ich do nas przywiodło.
– A co pan chce z nimi, jako partia, osiągnąć?
EDUARD LIMONOW: – Jak każda polityczna organizacja chcemy oczywiście władzy. Nie władzy dla samej władzy, a władzy, żeby zmienić kraj. Teraz to jest państwo dzikiego kapitalizmu. Mamy w Rosji dwa tysiące najbogatszych rodzin, z których każda ma kapitał ponad 100 milionów dolarów. W Rosji jest 131 miliarderów. Do pół procenta ludności należy 71 procent majątku. Dla porównania w Indiach taki sam procent najbogatszych ma tylko 49 procent. Proszę sobie wyobrazić, w Indiach, na które zawsze patrzyliśmy z taką wyższością, uważaliśmy je za wyjątkowo dziadowski, niesprawiedliwy kraj, gdzie przepych i luksus garstki sąsiaduje z biedą i poniżeniem mas. A teraz okazuje się, że to u nas jest gorzej.
– Usiłuje mi pan wmówić, że za ZSRR faktycznie wszyscy byli równi?
EDUARD LIMONOW: – Nie, ale obecnej przepaści nie da się porównać. Ja jako młody robotnik zarabiałem koło 300 rubli. A profesor 500.
– To są tylko statystyczne dane. Władza radziecka żyła odseparowana od społeczeństwa. Miała dostęp do luksusów, o jakich zwykłem człowiekowi radzieckiemu nawet się nie śniło.
EDUARD LIMONOW: – Przepaść była, ale nie taka jak teraz. Są ludzie, co zarabiają 20 tysięcy rubli, niech pani to porówna do dochodów oligarchów, takiego na przykład Prochorowa, który ma miliardy.
– Dlaczego pan tak pokłócił się ze wszystkimi swoimi niegdysiejszymi sprzymierzeńcami?
EDUARD LIMONOW: – Co? Ja pokłóciłem się?
– No tak. Kiedyś Inna Rosja byłą szeroką antyputinowską koalicją, byli w niej i nacbole, i liberałowie, i dawni antysowieccy dysydenci.
EDUARD LIMONOW: – To nie my się pokłóciliśmy. To liberałowie zaczęli ciągnąć kołdrę w swoją stronę. Rozpad koalicji to ich wina, nie nasza. Oni w 2011 roku dogadali się z władzą i zdradzili naród.
– Tak, tak, wiem, pana słynna opowieść o tym, jak w czasie protestów po wyborach do Dumy w grudniu 2011 roku Niemcow wywiódł ludzi spod Kremla na izolowany plac Błotny.
EDUARD LIMONOW: – Ja się nie pokłóciłem z ludem, to jest w tym najważniejsze. A to, że pokłóciłem się z moskiewską inteligencją, z moskiewską burżuazją, to nawet lepiej. Nie żałuję, bo czego miałbym żałować. Oni są mniejszością, do niczego mi nie są potrzebni. Przy pierwszych wolnych wyborach przegrają.
– Pan póki co też przegrywa.
EDUARD LIMONOW: – Póki co, póki co! Walka trwa.
[…] – Kogo pan ceni wśród żyjących, ma pan jakiś faworytów wśród polityków, pisarzy?
EDUARD LIMONOW: – Z pisarzami się nie przyjaźnię, nie interesuje mnie to. Poznałem bardzo wielu znanych i sławnych ludzi. Jak mieszkałem w Stanach, znałem wszystkich, od bezdomnych po senatorów. W Serbii poznałem Radovana Karadžicia, tutaj Żyrinowskiego.
– Władimira Żyrinowskiego?
EDUARD LIMONOW: – Tak, interesował mnie. Przyszedłem do niego w 1992 roku z propozycją współpracy. W jego gabinecie cieni byłem szefem biura federalnego, czegoś takiego jak amerykańskie FBI. Potem nasze drogi się rozeszły, bo zobaczyłem, że on nie jest uczciwym politykiem, choć po dziś dzień uważam, że jednym z najbardziej utalentowanych w ostatnim dwudziestoleciu. Niestety poszedł na układ z władzą, przekształcił się w satelitę Kremla. Ale talent miał. Niezaprzeczalnie.
[…] EDUARD LIMONOW: – Moi ludzie za mnie poszliby na śmierć. Za niego nikt na śmierć nie pójdzie, bo tylko dla pieniędzy nikt nie da się zabić.
– Daliby się za pana zabić, ale po co? Co dalej?
EDUARD LIMONOW: – Nic. Może jeszcze trzeba będzie dać się zabić. Jestem dumny, że mnie tak popierają.
– Czego pan jeszcze chce?
EDUARD LIMONOW: – Przenieść stolicę do Azji. To jest niezbędne. Myślę o tym od 1994 roku. Moskwa jest za bardzo na zachodzie. A nasze interesy są na wschodzie. Trzeba ich bronić przed Chinami, które łakomym okiem patrzą na nasze wschodnie rubieże, na jezioro Bajkał, bezcenny zbiornik wody pitnej. Dlatego trzeba przenieść stolicę.
– Gdzie? Do Omska? Krasnojarska? Może do Irkucka?
EDUARD LIMONOW: – Nie, żadne gotowe miasto nie jest tego godne. Trzeba zbudować stolicę od nowa. Różne państwa tak robią. Kazachowie zbudowali sobie wspaniałą Astanę, Brazylia sobie nową stolicę wybudowała i my tak powinniśmy zrobić. To będzie miało też ważne znaczenie psychologiczne. Chiny zrozumieją, że poważnie traktujemy nasze wschodnie ziemie. Na zachodzie nie mamy czego szukać, tam panoszy się NATO. Powinniśmy więcej uwagi poświęcić naszym wschodnim terytoriom. Tak ożywilibyśmy nasz kraj i nasz naród. Powinniśmy zbudować nową infrastrukturę, nowe drogi, autostrady, lotniska, bazy wojskowe…
– Za co?
EDUARD LIMONOW: – A co to, my biedni jesteśmy? Jesteśmy jednym z najbogatszych państwa świata!
– Kto? Rosja?
– Żartuje sobie pani? Ile u nas ropy i gazu.
– To nie wystarczy. Gospodarka oparta na surowcach to wielka słabość Rosji.
EDUARD LIMONOW: – A u was i tego nie ma! Co wy macie, oprócz produktów rolniczych i pełnej klęsk historii? Nic. No, może piękne kobiety. Ale tych i u nas w Rosji nie brakuje. No dobra, dość się nagadałem. Wystarczy.
TO WŁAŚNIE PARTIA NARODOWO-BOLSZEWICKA ZAATAKOWAŁA POLSKĄ AMBASADĘ
(210)