Tak opisywał Rajmunda Kaczyńskiego syn – Lech, prezydent RP, który zginął w katastrofie pod Smoleńskiem: – Mój świętej pamięci ojciec walczył na Mokotowie. Już w pierwszym dniu Powstania, podczas szturmu na Tor Wyścigów Konnych na Służewcu, został poważnie ranny w rękę. Kontynuował jednak walkę – najpierw był dowódcą drużyny, potem plutonu. Został odznaczony krzyżem orderu Virtuti Militari.
Już choćby przez to, przez jego losy, tradycja Powstania była w moim rodzinnym domu szczególnie pielęgnowana. W dzieciństwie w naszym domu wiele mówiło się o Armii Krajowej i o Powstaniu Warszawskim – zarówno wojna, jak i Powstanie były dla mnie oczywistym elementem najnowszej historii Polski. Jak pamiętam, zupełnie inaczej przedstawiano okupację i Powstanie w szkole. W tamtych czasach, czasach „głębokiego PRL-u”, gloryfikowano Gwardię Ludową i Armię Ludową, szkalowano AK, natomiast samo Powstanie Warszawskie prezentowano jako tragiczny błąd, inicjatywę służącą niskim celom polityków rządu londyńskiego – mówił w rozmowie z dziennikiem „Fakt”.
Rannego Rajmunda Kaczyńskiego zapamiętała także sanitariuszka Halina Wołłowicz. – Moim pierwszym rannym był kolega z konspiracji Rajmund Kaczyński „Irka”. To były pierwsze godziny powstania. Był ciężko ranny w rękę. Miał urwany kciuk, trzymał się tylko na jednej żyłce. Nie wiedziałam co robić, bo kazał mi obciąć ten palec. Nie zrobiłam tego. Po opatrzeniu rany, wysłałam go do punktu sanitarnego –
wspomina w rozmowie z „Wirtualną Polską”.
Przypomina, że to ona uratowała mu życie:
To była już całkiem inna sytuacja. Po naszej klęsce, pierwszego dnia powstania, wycofaliśmy się do Chojnowa. Rajmund, jako ranny, nie został zabrany. Podobnie jak inni ranni, którzy musieli pozostać w Warszawie. Wielu z nich spotkał straszliwy los. Po dwóch tygodniach partyzantki gen. Tadeusz Bór-Komorowski wydał rozkaz, żeby wszystkie oddziały, które się wycofały, obowiązkowo wróciły do Warszawy. Przed wymarszem wzięliśmy jeszcze udział w uroczystej mszy, licznie przystępując do komunii. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że wielu tego powrotu nie przeżyje. Warszawa była wtedy otoczona przez Niemców tzw. pierścieniem śmierci.
– Za pierwszym razem rozbito nas potwornie. Mieliśmy zły wywiad. Myśleliśmy, że tam są małe jednostki niemieckie. Okazało się, że to były znakomicie uzbrojone oddziały z artylerią. Rozbili nas pod Wolicą. Podczas drugiego podejścia dotarliśmy niemal do pozycji niemieckich. Słyszałam, jak wydawali rozkazy po niemiecku: „Feuer!” To była nasza kolejna klęska. Wielu zabitych i rannych. Za trzecim razem dostaliśmy się bez jednego wystrzału do Warszawy. Pomogli nam węgierscy żołnierze, których napotkaliśmy po drodze. Doradzili, jak przecisnąć się niezauważenie przez niemieckie posterunki.
Kiedy byliśmy w Chojnowie i patrzyliśmy w stronę Warszawy, widzieliśmy czerwoną łunę nad miastem. Wiedzieliśmy dokąd i do czego wracamy. Warszawa wtedy walczyła. Nie była jeszcze zrujnowana, bo minęły zaledwie dwa tygodnie od rozpoczęcia powstania. To była Warszawa walcząca i Warszawa płonąca. I myśmy już do końca powstania w tej Warszawie byli. Dużo nas zginęło, wielu było rannych, niektórzy zrezygnowali. Pierwszego dnia powstania było nas około 320 osób. Ostatniego dnia – dwudziestu.
Po powrocie dostaliśmy się do naszej kwatery na ul. Puławskiej 132. Kiedy Rajmund Kaczyński dowiedział się, że wróciliśmy i że ja także jestem, przyszedł nas odwiedzić. Byliśmy wyczerpani po przeprawie i po nieudanych pierwszych powrotach do Warszawy. Siedzieliśmy w pokoju na podłodze przy oknie. W pewnym momencie poczułam, że muszę jak najszybciej stamtąd wyjść. Trudno mi to dzisiaj wytłumaczyć. Zaproponowałam Rajmundowi, by poszedł ze mną na grób naszego kolegi. Pamiętam, że Rajmund się bardzo obruszył i powiedział, że on tu przyszedł, żeby porozmawiać, a ja już chcę gdzieś iść. Wtedy powiedziałam mu, że bardzo go proszę, żeby ze mną wyszedł. Zeszliśmy na dół, pokonaliśmy jakieś 50 metrów i dokładnie w tym miejscu, gdzie wcześniej siedzieliśmy, padł pocisk. Wszyscy, którzy tam byli, zginęli. W ten sposób jemu i sobie uratowałam życie.
Biogram powstańczy Rajmunda Kaczyńskiego:
W konspiracji od 1941 roku, żołnierz Związku Walki Zbrojnej, następnie Armii Krajowej. W 1943 r. ukończył Szkołę Podchorążych Rezerwy Piechoty uzyskując stopień plutonowego podchorążego. Przydział w lipcu 1944 r. – Komenda Główna Armii Krajowej – pułk „Baszta” – batalion „Karpaty” – kompania K-1 – II pluton – dowódca drużyny
Oddział:
Komenda Główna Armii Krajowej – pułk „Baszta” – batalion „Karpaty” – kompania K-1 – II pluton
Odznaczenia:
Krzyż Virtuti Militari V klasy (rozkaz Dowódcy AK nr. 512 z 2.10.1944), Krzyż Walecznych.
(1685)