Stefan Starba Bałuk, „Byłem cichociemnym…”
Wyd. Askon, Warszawa 2008, s. 258-259:
„Minęło już wiele lat od chwalebnych, a czasem mniej chwalebnych, czynów mego pokolenia. Zrzeszeni w różnych związkach i stowarzyszeniach kombatanckich podtrzymujemy więzi naszej przyjaźni. Świętujemy rocznice, odsłaniamy tablice i budujemy pomniki. To jacy byliśmy kiedyś, stało się częścią historii naszego narodu. Co myślimy dzisiaj, może powiedzą strofy pięknego wiersza wygłoszonego na jednym z naszych zebrań przez mego przyjaciela.
Władysław Matkowski
Powracam myślą w tamte czasy,
W ponury mrok dziejowych burz,
Kiedy płonęły wokół lasy
I nikt nie trwonił łez dla róż,
Gdy śmierć krążyła ulicami,
Przez każdy dom przebiegał front,
Arbitrem w sporach był karabin
I krwią płaciło się za błąd.
Ciągle nie mogę się nadziwić,
Jak to się mogło stać,
Że jednak byliśmy szczęśliwi,
Że potrafiliśmy się śmiać,
Że miłość – pierwsza i nieśmiała –
Jak wiosną polnych kwiatów woń
Tak nas radośnie odurzała
Gdy z dłonią się splatała dłoń.
Młodości, tobie się przydarza
W czeluściach piekieł dostrzec raj
I wbrew logice kalendarza
Wierzyć, że cały rok trwa maj!
Pięćdziesiąt lat jak z bicza strzelił
Nie da się ukryć, przez ten czas
Okrutnie żeśmy spoważnieli –
Przynajmniej poniektórzy z nas.
Świat dziś przyspiesza na zakrętach
W dwudziesty pierwszy pędząc wiek
I nikt już dzisiaj nie pamięta
Ni „Hande hoch”, ni „raus”, ni „weg”.
Nie płynie sztandar ponad trony,
Nie straszy widmo KGB.
Starość ma także dobre strony
I tak na ogół – nie jest źle.
Więc chciałbym tylko jak najprościej
Rówieśnym moim rzec dziś tak:
PRZEKAŻMY SOBIE SMAK MŁODOŚCI!
Niezapomniany smak.
(178)