– Po 48 sekundach, na wysokości 350 metrów, nastąpiła eksplozja. Był potworny błysk, zatrzęsła się ziemia, rozległ się huk, od którego pękały bębenki w uszach. A następnie po ziemi poszła potworna fala uderzeniowa, stapiając i paląc wszystko, co napotkała na swojej drodze – mówi Wiktor Suworow, pisarz i były oficer sowieckiego wywiadu wojskowego GRU, w rozmowie z Piotrem Zychowiczem dla miesięcznika Historia Do Rzeczy. 30 minut po wybuchu bomby atomowej, w radioaktywną chmurę wpędzono pierwszych żołnierzy, w sumie na poligon atomowy weszło 45 tys. ludzi, w żaden sposób nie zabezpieczonych przed promienioaniem radioaktywnym. Tak wyglądały ćwiczenia wojskowe przeprowadzone przez marszałka Gieorgija Żukowa w ZSRS w 1954 r.
PIOTR ZYCHOWICZ: – Pańska książka nosi tytuł „Tatiana”. Czyżby zmienił pan branżę i zaczął pisać o kobietach?
WIKTOR SUWOROW: – W pewnym sensie tak. Po rosyjsku, podobnie zresztą jak po polsku, słowo „bomba” jest rodzaju żeńskiego. A moja książka jest właśnie o bombie. O pocisku nuklearnym RDS-4 Tatiana o mocy 38 kiloton. Czyli mniej więcej tyle, ile bomby zrzucone na Hiroszimę i Nagasaki razem wzięte.
– Kiedy ta bomba została zrzucona?
WIKTOR SUWOROW: – 14 września 1954 r. Stało się to w ramach ćwiczeń pod kryptonimem Snieżok, zorganizowanych przez marszałka Gieorgija Żukowa, tego samego, który 10 lat wcześniej zdobył Berlin.
– Co to były za ćwiczenia?
WIKTOR SUWOROW: – Była to symulacja przełamania frontu. Doświadczenia II wojny światowej pokazały bowiem, że sprowadza się ona właściwie tylko do jednego: trzeba uderzyć na przeciwka, rozedrzeć jego linie i wedrzeć się w głąb jego terytorium. Należy w to jednak włożyć olbrzymi wysiłek. Na odcinek przełamania trzeba było sprowadzić po 300-350 dział na jeden kilometr (w sumie 7-8 tys.) i zalać nieprzyjaciela lawiną ognia. Po godzinie, dwóch do akcji wkraczały czołgi i tyraliery piechoty poprzedzane potężnym wałem ogniowym. Wszystko to wymagało milionów sztuk pocisków, olbrzymich nakładów. Bomba atomowa miała rozwiązać ten problem.
– Jak?
WIKTOR SUWOROW: – Jedna eksplozja i po sprawie. Sowieci rozumowali tak: zrzucamy bombę atomową na wrogie pozycje, obrona przeciwnika przestaje istnieć i przed naszą armią otwiera się prosta droga do wrogiej stolicy. Nikt nie będzie Armii Czerwonej przeszkadzał podczas „wyzwoleńczego marszu”. Właśnie taki wariant miał zostać przećwiczony w trakcie manewrów „Snieżok”.
– Gdzie je przeprowadzono?
– Na poligonie Tockoje nad rzeką Samarą na żyznym południu Rosji.
– Na terenie odludnym?
WIKTOR SUWOROW: – Gdzieżby tam! Na terenie gęsto zaludnionym. W zasięgu 5 km od epicentrum eksplozji znajdowały się wsie Machówka, Orłowka, Iwanowka i Jełszanka. 6,6 tys. metrów od epicentrum stała szkoła podstawowa. We wszystkich tych miejscowościach były otwarte studnie. Mnóstwo trzody chlewnej, uprawy. Ludzie…
Jak to się odbyło?
WIKTOR SUWOROW: – Przed godz. 6 rano z lotniska we Władimirowce wystartował bombowiec Tu-4 dowodzony przez mjr. Wasyla Kutyrczewa. Na osobisty rozkaz Żukowa, który miał kontakt radiowy z majorem, o godz. 9.33 Tatiana została wypuszczona z luku bombowego. Po 48 sekundach, na wysokości 350 metrów, nastąpiła eksplozja. Był potworny błysk, zatrzęsła się ziemia, rozległ się huk, od którego pękały bębenki w uszach. A następnie po ziemi poszła potworna fala uderzeniowa, stapiając i paląc wszystko, co napotkała na swojej drodze. Apokalipsa!
– Nad czym eksplodowała Tatiana?
WIKTOR SUWOROW: – Nad okopami „zachodnich”. Czyli nad rzekomą linią obrony przeciwnika. Ustawiono tam czołgi, transportery opancerzone, zbudowano zasieki. Do środka zamiast żołnierzy wsadzono żywe zwierzęta. Z tego wszystkiego oczywiście nie zostało nic. Wszystko się stopiło. Krajobraz księżycowy.
– Co dalej?
WIKTOR SUWOROW: – Następnie do akcji weszli „wschodni”, czyli 128. Korpus Strzelecki Armii Czerwonej. Jednostka ta wkroczyła na teren uderzenia atomowego, aby dokonać przełamania.
– Rozumiem, że to było symulowane przełamanie? Zrobiono to na mapie.
WIKTOR SUWOROW: – Skądże! 45 tys. prawdziwych żołnierzy Armii Czerwonej otrzymało rozkaz wejścia w chmurę radioaktywnego pyłu! W samo epicentrum potężnej nuklearnej eksplozji. Pierwsi żołnierze znaleźli się tam pół godziny po wybuchu. Ludzi tych nie uprzedzono o tym, w czym mają wziąć udział. Uderzenie atomowe miało być symulowane. Tymczasem było prawdziwe…
– Co zobaczyli?
WIKTOR SUWOROW: – Oto cytat ze wspomnień jednego z nich:
„Po gęstym lesie dębowym pozostały tylko czarne zgliszcza. Zwęglone kikuty. Sprzęt bojowy – nasz i naszych umownych nieprzyjaciół – stopiony i zgnieciony. Zniknęły okopy i schrony – górna warstwa ziemi jakby się przemieściła. Teren się wyrównał. Widok był upiorny„.
– Jak zabezpieczono żołnierzy przed skutkami promieniowania?
WIKTOR SUWOROW: – Nie zabezpieczono ich w ogóle. Jeden drobny przykład. Wojsko powinno pójść na taką akcję w starych mundurach, które zaraz potem powinny zostać spalone. Tymczasem im wydano nowiutkie mundury w przededniu ćwiczeń… Te nowiutkie mundury zostały napromieniowane i w tych nowiutkich mundurach żołnierze wrócili do swoich koszar oraz dokończyli w nich służbę. Często trwało to kilka lat. To samo z włosami. Żołnierzy powinno się ogolić do gołej skóry po ćwiczeniach, ich ogolono przed ćwiczeniami. Nie odkażono ich, nie umyto. Mało tego, trzymano ich jeszcze przez kilka miesięcy w obozie w pobliżu miejsca eksplozji. Jednym słowem – zgroza!
– Jakie były tego skutki?
WIKTOR SUWOROW:
[quote]– Straszliwe. Ci ludzie mieli zrujnowane zdrowie. Zaraz po ćwiczeniach niemal wszyscy dostali krwawej biegunki. Potem padli ofiarą chorób popromiennych, straszliwych nowotworów. Wielu zostało wysterylizowanych. Pamiętam, jak już po upadku komunizmu pojechałem na Łotwę i spotkałem się z grupą weteranów, którzy brali udział w operacji „Snieżok”. Oni byli akurat zdrowi, ale ich dzieci urodziły się zdeformowane, poważnie chore.[/quote]
– Czy Związek Sowiecki zapewnił tym ludziom specjalistyczną opiekę medyczną?
WIKTOR SUWOROW: – Związek Sowiecki się na tych ludzi wypiął. Każdy z nich musiał podpisać zobowiązanie, że przez 25 lat od ćwiczeń nie piśnie o całej sprawie ani słowa. Konsekwencje złamania tego zobowiązania byłyby straszne. Takim śmiałkiem zajęłoby się KGB. Ludzie ci zgłaszali się więc do lekarzy, a ci byli bezradni. Pacjenci nie mogli im bowiem powiedzieć, jakie są przyczyny tych chorób.
– A po 25 latach? W roku 1980?
WIKTOR SUWOROW: – Po 25 latach wielu już nie żyło. A reszcie po prostu nie uwierzono. Okazało się bowiem, że do dokumentów żołnierzy powpisywano fikcyjne miejsca koszarowania. W szpitalach miały więc miejsce następujące rozmowy:
– Skąd ma pan tę chorobę?
– We wrześniu 1954 r. zostałem napromieniowany na poligonie Tockoje podczas eksplozji nuklearnej.
– Pan kłamie! W pańskich papierach jest wyraźnie napisane, że we wrześniu 1954 r. był pan w koszarach na Syberii. Proszę stąd natychmiast wyjść!
Dla tych ludzi był to prawdziwy dramat. Po prostu im nie wierzono. Zostali potraktowani jak króliki doświadczalne.
– Czy oni byli jedynymi ofiarami operacji „Snieżok”?
WIKTOR SUWOROW: – Nie. Do 45 tys. żołnierzy 128. Korpusu Strzeleckiego należy dodać jeszcze kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy innych formacji. Lotników, wojsk inżynieryjnych, wojsk, które znajdowały się w pobliżu. Oni również zostali napromieniowani, choć oczywiście nie tak mocno. Najbardziej ucierpieli jednak cywile. Skażone zostały bowiem studnie i ziemia. A ci ludzie musieli tam nadal żyć. Pić tę wodę, jeść warzywa i hodować zwierzęta. Wśród nich również szalały rozmaite potworne choroby, oni również rodzili chore dzieci. I oni również przez państwo sowieckie zostali pozostawieni samym sobie…
– Cały komunizm…
WIKTOR SUWOROW: – A przecież na tym nie koniec. Nie pomyślano, że może się zmienić kierunek wiatru. W efekcie radioaktywna chmura spłynęła na pobliskie miasto Czkałow! Bóg raczy wiedzieć, ilu ludzi zostało tam skażonych. Dzisiaj obrońcy Żukowa twierdzą, że ludziom wypłacono odszkodowania, że ich domy odbudowano, że kogoś tam przesiedlono w nowe miejsce. To wszystko nieprawda. Bolszewicy zawsze wykazywali niebywałą wręcz pogardę dla ludzkiego życia. Własnych obywateli traktowali jak śmiecie. Historia Tatiany to tylko jedna z wielu podobnych spraw.
– Jak by pan określił to, co się stało?
WIKTOR SUWOROW: – Była to zbrodnia. Zbrodnia z zimną krwią przeciwko własnemu narodowi.
[…]
– Ćwiczenia te miały być dowodem na to, że Armia Czerwona może opanować Europę?
WIKTOR SUWOROW: – Tak. Nie przez przypadek wybrano akurat Tockoje, które znajduje się w części Rosji najbardziej przypominającej Europę Zachodnią, a konkretnie Niemcy Zachodnie. To miała być symulacja ataku na Stary Kontynent. „Marszu wyzwoleńczego” Armii Czerwonej z Berlina Wschodniego do Lizbony.
– Czyli sam Związek Sowiecki miał być agresorem.
WIKTOR SUWOROW: – Bez wątpienia. Uderzenie bombą atomową we front wroga, aby go przełamać i wedrzeć się na jego terytorium, ma sens tylko wtedy, jeżeli to terytorium się chce podbić. Ćwiczenia „Snieżok” posłużyły więc Żukowowi do przekonania Chruszczowa i innych aparatczyków partyjnych, że reformowanie kraju oraz uwolnienie gospodarki jest niepotrzebne. Komunizm co prawda rzeczywiście nie jest w stanie współistnieć z kapitalizmem, ale nie ma się co tym przejmować. Wkrótce bowiem zaatakujemy oraz podbijemy Zachód i żadnego kapitalizmu nie będzie. Wszędzie wprowadzimy nasze dziadostwo.
Piotr Zychowicz, Historia do Rzeczy, cały wywiad w miesięczniku
(290)
Zadne z mocarstw atomowych nie mialo/ma skrupulow. Amerykanie w 1950-60 nawet wstrzykiwali ludziom w spiaczce i uposledzonym Pluton by sprawdzic reakcje ciala. Kazdy kto sie decyduje na posiadania takiej broni, przestaje byc czlowiekiem i staje sie bestia i tak tez powinien byc spostrzegany i traktowany!