Wśród pierwszych Polaków, którzy byli świadkami ekshumacji grobów katyńskich, odkrytych przez Niemców wiosną 1943 roku, znaleźli się także pisarze Ferdynand Goetel i Ja
n Emil Skiwski z Warszawy oraz Józef Mackiewicz z Wilna. Wzięli oni udział w delegacjach, organizowanych przez Niemców w kwietniu i maju 1943 roku dla polskich rzeczoznawców sądowych, medycznych, przedstawicieli Polskiego Czerwonego Krzyża. To wydarzenie nie tylko wstrząsnęło nimi, co będzie widać w ich rozmaitych relacjach i publikacjach, ale także zaważyło na całym przyszłym życiu Goetla i Mackiewicza.
Decydując się na wyjazd do Katynia, nie mogli nawet przewidywać, że odkrywszy prawdę o zbrodni katyńskiej, będą żyli z jej piętnem do końca swoich dni, również na emigracyjnym wygnaniu, na które będą zmuszeni się udać. Ich świadectwo o tym, co widzieli w Katyniu, będzie zwalczane, co było do przewidzenia, przez zwolenników sowieckiego kłamstwa katyńskiego, ale będzie również w pewnym stopniu niewygodne – ze względu na ich osoby – dla tych, którzy głosili tę samą prawdę o zbrodni katyńskiej. Jednym słowem, ich sytuacja wyobrażała także komplikację narastającą w czasie wojny i zaraz po niej wokół prawdy o Katyniu, a także te rozmaite negatywne opinie o tych pisarzach, które trzeba szerzej wyjaśnić, a które pośrednio zaważyły także na opiniach o zbrodni katyńskiej.
Rewizja Nazwyczajna: Kłamstwo katyńskie
Ci właśnie świadkowie Katynia, co było paradoksem polskiej historii wojennej, mieli przez pewien czas po wojnie przeciw sobie służby i sądy powojennego państwa komunistycznego w Polsce, ale też tych, którzy znali i swobodnie głosili prawdę o Katyniu, jak to było na emigracji, ale nie chcieli uznać owych pisarzy za wiarygodnych świadków zbrodni, czy ściślej, posłańców złej nowiny z Katynia. Po latach wyraził to celnie i skrótowo Stefan Kisielewski w pytaniu o losy jednego z tych pisarzy, Ferdynanda Goetla, co można odnieść także do Józefa Mackiewicza:
[quote]Czyżby Ferdynand Goetel, pierwszy świadek grobów katyńskich, nieodwołalnie wyciągnął zły bilet na wielkiej loterii historii.[/quote]
Pod okupacją niemiecką szczególnie ostro reagowano na wszelkie próby współpracy z Niemcami. Wyjazd do Katynia na niemieckie zaproszenie również potraktowano negatywnie, tym bardziej że pisarze ci już wcześniej mieli pewne kontakty z Niemcami, co zaliczano już do swego rodzaju kolaboracji. W wypadku Mackiewicza chodziło o publikację trzech artykułów o zagrożeniu sowieckim w wileńskim dzienniku „Goniec Codzienny”, wydawanym przez Niemców. To właśnie uznano za kolaborację i konspiracyjny sąd AK wydał na Mackiewicza wyrok śmierci, zawieszony, być może, z powodu jego późniejszego wyjazdu do Katynia i czwartego artykułu w tejże gazecie, czy ściślej, wywiadu, jakiego udzielił pisarz, zdając sprawę z tego, co zobaczył w Katyniu.
Ferdynand Goetel był pisarzem bardzo znanym przed wojną, również z powodu burzliwej biografii. Został zesłany jeszcze w czasie I wojny światowej do Turkmenistanu, gdzie zastała go rewolucja bolszewicka, co opisał później w swych książkach. Podjął stamtąd brawurową ucieczkę przez Persję do Indii i okrężną drogą do Europy Zachodniej i Polski. W czasie okupacji niemieckiej w Warszawie podjął jako przedwojenny prezes PEN Clubu próbę tzw. rejestracji literatów w myśl zarządzeń niemieckich, co miało ułatwić praktyczne życie pisarzom pozbawionym często środków do życia, a też stanowić pewne, na co niektórzy liczyli, zabezpieczenie przed represjami. Rejestracji takiej mieli podlegać nie tylko literaci, lecz wszyscy należący do wolnych zawodów. Okoliczności tej sprawy szerzej wyjaśniał pisarz Jerzy Zagórski w powojennym śledztwie w 1945 roku:
[quote]Artysta, który nie rejestrował się w swym zawodzie, a nie ukrywał pod cudzym nazwiskiem lub fałszywymi dokumentami, musiałby w zamian rejestrować się w Arbeitsamcie i podlegał tym samym niebezpieczeństwom zagarnięcia do pracy i współpracy, przy czym każdorazowemu wymigiwaniu się od pracy u Niemców towarzyszyło składanie pewnego haraczu pieniężnego urzędnikom. Nic dziwnego, że niektórzy woleli wybrać tańszą legitymację literacką niż droższą Urzędu Pracy, skoro obie miały takie samo znaczenie przy łapankach, a same przez się nie oznaczały aktu współpracy.[/quote]
Akcja ta spotkała się jednak przeważnie z nieprzychylnym nastawieniem środowiska literackiego i zaważyła na krytycznej opinii o Goetlu. On sam nie prowadził jakiejś zorganizowanej akcji, nie namawiał innych do rejestracji. Prócz niego, zarejestrowali się jednak tacy pisarze jak Leopold Staff, Zofia Nałkowska, Kornel Makuszyński, Karol Irzykowski, Adolf Nowaczyński, Tadeusz Breza, Jerzy Zagórski.
Zupełnie inny był przypadek trzeciego z pisarzy Jana Emila Skiwskiego, który przed wojną był znanym publicystą i krytykiem literackim, związanym z prawicowymi kołami sanacyjnymi, często jednak zmieniał poglądy, koneksje i orientacje. W czasie wojny okazał się jednym z nielicznych literatów, którzy całkiem jawnie i otwarcie podjęli współpracę z Niemcami, popierali ich ideowo i politycznie, wspierali ich propagandę, publikowali w ich gazetach i wydawnictwach. Spotykał się z powszechną i zdecydowaną niechęcią całego środowiska literackiego, a zwłaszcza kręgów konspiracji, jednak nie miało to takich skutków, jak w wypadku Mackiewicza. Pod koniec wojny, wobec zwycięstwa zbliżających się Sowietów, głosił w swej publicystyce, w piśmie „Przełom”, wydawanym z Feliksem Burdeckim na koszt Niemców, konieczność sojuszu polsko-niemieckiego, gdyż tylko zwycięstwo Niemiec może ocalić Polskę przed sowieckim komunizmem.
Razem z Niemcami ewakuował się na Zachód, a stamtąd do Ameryki Południowej, zakończył życie w Wenezueli prawdopodobnie w 1956 roku. Po latach Maria Dąbrowska zanotowała charakterystyczne wspomnienie o Skiwskim w swych Dziennikach powojennych, zapisane w 1946 roku zapewne pod wpływem konfliktów i podjazdów w nowej rzeczywistości wczesnej PRL:
[quote]Nie wiem dlaczego w związku z plugawą napaścią na mnie ‚Kuźnicy’, przypomniała mi się scena, gdy w czasie okupacji w stołówce literackiej na Pierackiego nie podałam publicznie ręki Skiwskiemu. Wzbudziło to konsternację i niemal zgorszenie, gdyż wszyscy literaci, z wyjątkiem zdaje się Millera, nie tylko podawali mu rękę, ale z nim rozmawiali. Ile razy widziałam w tej sytuacji dzisiejszych koryfeuszy reżimu. I Nałkowską, i Brezę, i Kisielewskiego, i Andrzejewskiego, i innych. Skiwski powiedział wówczas do mnie: ‚Pani mi się z tego po wojnie wytłumaczy’. Istotnie – ja dziś jestem oskarżana i przyciskana do muru, abym się tłumaczyła. Zdrajca Skiwski nie powiedział tylko, przed kim to wzywają mnie dziś tłumaczyć się.[/quote]
Niewątpliwie, ani Goetel, ani Mackiewicz nie byli zdrajcami, jednakże cień podejrzeń padał na nich już w czasie wojny, a zaraz po niej zostali oskarżeni o zdradę przez nowe władze – jeszcze nie jawnie komunistyczne – a na śledztwo w ich sprawie wzywana była między innymi także Maria Dąbrowska.
„PROWOKACJA KATYŃSKA”
W czerwcu 1945 roku prokurator Specjalnego Sądu Karnego w Krakowie wydał nakaz aresztowania Ferdynanda Goetla i Jana Emila Skiwskiego oraz kilku innych osób z pierwszej delegacji do Katynia w kwietniu 1943 roku jako podejrzanych o zbrodnię przeciw państwu polskiemu. W ślad za tym poszły listy gończe w prasie krakowskiej z fotografiami Goetla i Skiwskiego. Zarzucano im przestępstwa wojenne w myśl dekretu PKWN z sierpnia 1944 roku, że:
[quote]w okresie okupacji niemieckiej idąc na rękę niemieckiej władzy okupacyjnej dopuści[li] się działań na szkodę Państwa Polskiego.[/quote]
Oskarżenie to nie było wcale błahe. Prokurator wzywał do denucjacji Goetla i innych każdego obywatela, który się z nimi zetknie. A dalej
„Wszystkie władze cywilne i wojskowe powinny zatrzymać i dostawić poszukiwanego do Prokuratury Specjalnego Sądu Karnego w Krakowie”,
jak podają Stanisław M. Jankowski i Ryszard Kotarba w książce „Literaci a sprawa katyńska – 1945”.
Śledztwo w tej sprawie prowadził prokurator Roman Martini pod specjalnym nadzorem prokuratora Jerzego Sawickiego z Ministerstwa Sprawiedliwości, przy szczególnym zainteresowaniu władz państwowych, szczególnie Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Oficjalnie było to śledztwo w sprawie kolaboracji z okupantem niemieckim, ale w jego ramach prowadzono również śledztwo w sprawie zbrodni w Katyniu w celu urobienia jej oficjalnej, politycznej wykładni w nowych warunkach historycznych.
W lecie 1945 roku przesłuchano ponad 30 osób ze środowiska literackiego, które stykały się z Goetlem i Skiwskim, w tym tak znanych pisarzy, jak Iwaszkiewicz, Dąbrowska, Nałkowska, Parandowski, Miłosz, Andrzejewski, Przyboś, Kisielewski. Mieli oni zeznawać jako świadkowie o postawie i poglądach podejrzanych w czasie wojny, o stosunku do okupanta niemieckiego, decyzji wyjazdu na wizję lokalną do Katynia, a także szerzej wyjaśnić stosunek środowiska literackiego do zbrodni katyńskiej i atmosfery, która wokół niej powstała. Opinia pisarzy była zgodna, co do osoby i postawy Skiwskiego, był on traktowany jako jawny, nie ukrywający swej współpracy z Niemcami, kolaborant i z tego powodu bojkotowany przeważnie w środowisku literackim.
Natomiast, co do Goetla, to oceny były różne, ale nikt nie zarzucał mu kolaboracji, co najwyżej pomyłkę polityczną, nierozwagę lub dezorientację, o czym miał świadczyć wyjazd do Katynia. Wypomniano mu również przedwojenną postawę polityczna, broszurę „Pod znakiem faszyzmu”, która była bardziej manifestem publicystycznym niż politycznym, lecz zaważyła na późniejszej ocenie jego postawy. Goetel odżegnał się od niej po wybuchu wojny, zmienił swe poglądy zwłaszcza pod wpływem doświadczeń okupacyjnych. Znalazła się ona zresztą zaraz na indeksie książek zakazanych przez Niemców, podobnie jak to było później z wszystkimi utworami Goetla w PRL.
W dalszych zeznaniach świadkowie podkreślali jednak jednomyślnie, że zasłużył się jako organizator pomocy, głównie materialnej, dla środowiska literackiego, przez co miewał kontakty z władzami niemieckimi, ale nigdy nie posunął się do współpracy z nimi z naruszeniem polskiego interesu.
[quote]Myślę, że udział Goetla w sprawie katyńskiej nie był aktem złej woli – zeznawał Jerzy Andrzejewski. – Był błędem, omyłką człowieka, który będąc znakomitym pisarzem, nigdy nie posiadał sensownego instynktu politycznego. Patriotyzm Goetla jest niewątpliwy„.[/quote]
Szerzej to najważniejsze wydarzenie w wojennej biografii pisarza opisał w swym zeznaniu Jerzy Zagórski:
[quote]W Katyniu, w odkopanych mogiłach rozpoznał niezbicie zwłoki oficerów polskich – więc część niemieckiego oskarżenia opierała się na prawdzie. O tym, że to są rzeczywiście oficerowie polscy, opowiadał potem w Warszawie, gdy chodziły jeszcze rozmaite na ten temat wersje, podtrzymywane zwłaszcza przez rodziny obdukowanych, które nie chciały wierzyć w swą tragedię. Natomiast, co do tego kiedy, a więc przez kogo, zostali zamordowani – Goetel, podkreślając swą niefachowość – zdań wyraźnych nie wypowiadał, ciekawym mówił, że niech biegłych i lekarzy pytają. Jest rzeczą oczywistą, że wówczas pod terrorem okupacji niemieckiej oświadczenie wyraźne, że tego dokonali Niemcy, równałoby się – zwłaszcza dla śledzonego Goetla – wyrokowi śmierci.[/quote]
Trzeba podkreślić, że Zagórski mówił to w 1945 roku, zdradzając niejako, że wersja o niemieckim sprawstwie była wtedy w jego środowisku chętniej przyjmowana. W roku 1943 roku Goetel znalazł się w swego rodzaju pułapce, nie mógł otwarcie powiedzieć o sowieckiej zbrodni, do czego był już bardziej przekonany, bo byłby posądzany o współpracę z niemiecką propagandą. Wybierał uniki lub milczenie.
[quote]Po powrocie z Katynia – mówi dalej Zagórski – Goetel nie dał się wykorzystać przez gadzinową prasę, artykułu nie napisał, wywiadu nie udzielił. Natomiast złożył pisemne oświadczenie w Polskim Czerwonym Krzyżu, z którego to oświadczenia wynikało, że istotnie dane niemieckie co do ilości trupów i tego, kto tam leży, są zbieżne z prawdą. Natomiast w oświadczeniu tym celowo nie sformułował, kogo winniśmy obwiniać o mord, jak również zaznaczył, że więcej żadnych oświadczeń ani w prasie, ani wobec czynników publicznych nie uczyni. Uważał, że tym oświadczeniem należycie odczepi się od dalszych prób niemieckich wykorzystania jego osoby do swej propagandy. (…) Należy zaznaczyć, że godne i oględne zachowanie się Goetla po sprawie katyńskiej, było powodem odzyskania przezeń części popularności w społeczeństwie, które umiało Goetla odróżnić od Skiwskiego, mimo że Niemcy próbowali zaprząc ich jak mogli do wspólnego dyszla. Goetel do współpracy z okupantem wciągnąć się nie dał.[/quote]
Podobnie, choć oględniej z racji ograniczonych kontaktów z Goetlem, zeznawali Dąbrowska, Miłosz, Kisielewski.
W POSZUKIWANIU „KOMPROMATÓW”
Jeszcze w czasie przesłuchań świadków odbył się w końcu sierpnia 1945 roku zjazd Związku Literatów, na którym potępiono Skiwskiego i kilka innych osób ze środowiska literackiego, między innymi niesłusznie Stanisława Wasylewskiego, za kolaborację z okupantem niemieckim, odłożono natomiast sprawę Goetla na później na skutek mylnej informacji Jana Kotta, że będzie miał on osobny proces sądowy i należy poczekać na wyrok.
[quote]Co ważne, bardziej krytyczne sądy o Goetlu wydawali pisarze, którzy jawnie i chętnie współpracowali w zorganizowany sposób z okupantem sowieckim od 1939 do połowy 1941 roku we Lwowie, prócz Kotta tacy, jak Rudnicki, Przyboś, Frühling. Publikowali oni razem z całą grupą pisarzy, takich jak Ważyk, Lec, Pasternak, Jastrun, nazwanych przez ich kolegę Wata „polskimi pisarzami sowieckimi”, w „Czerwonym Sztandarze” i w moskiewskich „Nowych Widnokręgach”, należeli do sowieckiego związku pisarzy Ukrainy, co razem wziąwszy zapewniało im niezłą pozycję i dobre warunki życiowe. Mieli zapatrywania wyraźnie komunistyczne i prosowieckie, z góry byli też skłonni uznać sprawę Katynia za prowokację niemiecką. Często opierali się na plotkach, dezinformacji, przekłamaniu. Adolf Rudnicki podaje w swym zeznaniu wiadomości całkiem nieprawdziwe:[/quote]
Wiem od Łaszowskiego, że Goetel nie był poinformowany co do zasięgu sprawy katyńskiej w momencie wyjazdu do Katynia. Dopiero na miejscu podstawiono mu mikrofon, a jego przemówienie nagrano na płyty.
W Katyniu Goetel powiedział tylko kilka słów, wzywając polską delegację do oddania hołdu pomordowanym. Dalej Rudnicki twierdził, że „społeczeństwo warszawskie uległo całkowicie propagandzie hitlerowskiej. Stopniowo jednak wiele z osób wymienianych na listach ofiar katyńskich dawało znaki życia. Społeczeństwo nabrało przekonania, że zostało wprowadzone w błąd przez propagandę niemiecką”.
Jak pokazują inne zeznania, było często odwrotnie, na początku raczej nie dowierzano propagandzie niemieckiej. Pogłoski takie, bliżej nie potwierdzone, były później wykorzystywane w akcjach dezinformacji o Katyniu, prowadzonych przez UB. Literaci tej orientacji nie wyobrażali sobie, że mógł to zrobić ktoś inny niż Niemcy, nie dopuszczali myśli, że sprawcami zbrodni byli Sowieci. Jacek Frühling stwierdzał w swym zeznaniu:
[quote]Posłuch, który został dany łajdackiej wersji niemieckiej o Katyniu, zarówno przez generała Sikorskiego, jak przez Nowakowskiego i jemu podobnych [chodzi o artykuł Castrum doloris Zygmunta Nowakowskiego w londyńskich „Wiadomościach Polskich”], przyniósł Polsce ogromne szkody na odcinku czysto politycznym przez fakt zerwania paktu Stalin–Sikorski. Setki, tysiące ludzi poniosło z tego powodu śmierć. Ponieważ propaganda niemiecka potrafiła rozdmuchać sprawę katyńską, jako wołającą o pomstę do nieba zbrodnię żydo-komuny. W rezultacie tej propagandy szereg Polaków i Żydów, którzy od czasów enuncjacji Sikorskiego do chwili ogłoszenia sprawozdania polskiej komisji katyńskiej ukrywali się przed Niemcami, został wydany agentom gestapo. Wytworzyli bowiem Niemcy atmosferę, że lewicowcy i Żydzi to bezpośredni sprawcy wymordowania kilkunastu tysięcy oficerów polskich. (…) Niezależnie od żniwa śmierci, które zebrali Niemcy pod wpływem propagandy katyńskiej, stwierdzam z całą stanowczością, że propaganda ta, prowadzona z niesłychanym rozmachem i nakładem kosztów, rozpaliła do białego nastroje antylewicowe i antyradzieckie.[/quote]
Tacy świadkowie wierzyli w 1945 roku całkowicie w propagandę sowiecką, uważając ją za niepodważalną prawdę. Spotykali się na pewno z odmiennymi opiniami o zbrodni katyńskiej, lecz odrzucali je, nie mogąc wyobrazić sobie, że są czymś innym niż propagandą wroga.
W zeznaniach pisarzy z 1945 roku szczególnie ważny i interesujący był opis zachowań i nastrojów polskiego społeczeństwa po ujawnieniu przez Niemców zbrodni katyńskiej. Były one, według świadków, niejednoznaczne, a nawet sprzeczne ze sobą, zmieniały się w czasie trwania wojny, a zwłaszcza po jej zakończeniu. To zrozumiałe. Najpierw nie wierzono na ogół w wersję niemiecką, bo traktowano ją jako propagandę antysowiecką w wojnie przeciw Rosji. Podejrzewano, że odkrycie grobów katyńskich to jeszcze jeden podstęp niemiecki, a Niemcy, jak pokazali, są zdolni do wszelkich zbrodni.
Później takie nastawienie zaczęło się zmieniać, zwłaszcza po komunikatach Rządu w Londynie zaczęto przyjmować wersję niemiecką. Najkrócej ujął to Miłosz w swoim zeznaniu:
[quote]Stosunek polskiego społeczeństwa do ‚sprawy katyńskiej’ da się podzielić na etapy: 1. ogólna nieufność i wietrzenie niemieckiej prowokacji, 2. okres sporów i niepewności, 3. ustalenie się przeważającej opinii, że jest to prawda.[/quote]
Szczególnie znaczące może być zeznanie Leona Kruczkowskiego, pisarza o poglądach zdecydowanie lewicowych, jeśli nie komunistycznych, zasłużonego później pisarza PRL, który całą wojnę przeżył w niemieckim oflagu Gross Born. Trzeba podkreślić, że przeżył, a więc nie zginął jak oficerowie w Katyniu.
[quote]Mogę mówić – zeznawał w śledztwie – jedynie o obserwacjach poczynionych w obozie oficerów-jeńców, w którym przebywałem. Obserwacje te prowadziły do wniosku, że w wymienionym środowisku (około 2000 oficerów) prowokacja ‚katyńska’ w znacznej mierze – niestety – spełniła nadzieje pokładane w niej przez Goebbelsa. Do marca 1943 w środowisku tym wyraźnie rysowały się – w masie – sympatie do Związku Radzieckiego i Armii Czerwonej, punkt szczytowy osiągnęły one w okresie Stalingradu. ‚Katyń’ przyniósł w tym względzie radykalną zmianę. Wersja niemiecka znalazła niemal powszechną wiarę, przyjęto ją bez zastrzeżeń jako prawdziwą. Nieliczni tylko odważyli się wystąpić wobec niej krytycznie, bądź to podnosząc wątpliwości, bądź też zdecydowanie odrzucając tezę propagandy niemieckiej.[/quote]
Kruczkowski potwierdza więc, zapewne miarodajnie, że w zamkniętym środowisku wyższych dowódców wojskowych przyjęto dość szybko wersję niemiecką, mimo uzasadnionych uprzedzeń do Niemców, a wbrew wcześniejszym sympatiom do Sowietów i wbrew krytycznym opiniom nielicznych, do których Kruczkowski sam się niewątpliwie zaliczył.
Uwikłanie opinii publicznej, a też i konspiracyjnej, w czasie wojny między wrogimi propagandami dwóch okupantów było nieuniknione, i zmieniało się z wypadkami wojennymi, a zwłaszcza z zakończeniem wojny. Wcześniej jednak coraz powszechniejsza była już opinia, że propaganda niemiecka nie była fałszywa, że zbliżający właśnie się do Warszawy Sowieci mogli wcześniej, już na początku wojny dokonać tej zbrodni.
Co ciekawe, pisarze zeznający w 1945 roku, kilka miesięcy po wojnie, nie tylko ci o skłonnościach komunistycznych, coraz częściej przyjmują jednak, że była to zbrodnia niemiecka. Trudno podejrzewać, że był to już przejaw późniejszego koniunkturalizmu politycznego tego środowiska, który objawił się najpełniej w czasach socrealizmu końca lat 40. Wtedy nie wiadomo jednak było, jak potoczą się losy kraju, chociaż po moskiewskim procesie porwanych przywódców Polski Podziemnej można było spodziewać się raczej gorszego niż lepszego. W każdym razie z zakończeniem wojny zaczęła przeważać w zorganizowanym środowisku tzw. intelektualnym, w atmosferze niejasności, niedomówień czy przemilczeń, opinia w coraz większym stopniu zgodna z linią sowiecką, w przeciwieństwie do opinii powszechniejszej o sowieckim sprawstwie zbrodni katyńskiej, co było wsparte opiniami z środowisk polskich na Zachodzie, choć nie przez aliantów, przemilczających również tę sprawę.
Gdyby śledztwo i proces odbyły się kilka lat później, Ferdynand Goetel, podobnie jak jego kolega po piórze Józef Mackiewicz z Wilna, zostaliby skazani, jeśli nie straceni jako zdrajcy. W 1945 roku Goetel został jeszcze obroniony przez kolegów pisarzy, a nawet wystawili mu oni dobre świadectwo. Nie znaleziono w śledztwie wystarczających dowodów jego winy, wypowiedzi wprost o sowieckich sprawcach, wywiadów i publikacji w prasie gadzinowej, których rozsądnie unikał. Proces wtedy nie miał więc odpowiednich podstaw, śledztwo przerwano jeszcze z innych powodów. Prokurator Roman Martini został nagle zamordowany na początku 1946 roku. Okoliczności jego śmierci pozostały niejasne do dziś, są poszlaki, że chciał się wycofać ze śledztwa, zapewne nie przekonany co do sprawstwa zbrodni. Historycy skłaniają się do opinii, że zginął raczej z powodu porachunków osobistych, w które była zamieszana młoda kobieta, co nie jest jednak wcale oczywiste.
Całe śledztwo i dalszy proces – który jednak obył się mimo nieobecności Goetla i Skiwskiego, a w którym skazano na wieloletnie więzienia kilka innych osób, które znalazły się dość przypadkowo w Katyniu w 1943 roku – miał zapewne inne jeszcze, bardziej dalekosiężne cele, był obliczony na większe korzyści polityczne. Mógł być częścią większej operacji kompromitującej wszystkich świadków Katynia, forsowania sowieckiej wersji wydarzeń, czyli utrwalania kłamstwa katyńskiego w powszechnej świadomości społecznej, w konsekwencji stworzenie nowej, fałszywej wersji historii wojennej, nowej historii Polski.
Posługiwano się w tym celu metodami fałszerstwa, manipulacji, konfabulacji, plotki, fabrykowania nowych wersji i mylnych tropów wydarzeń. W piśmie MBP z połowy 1945 roku, podpisanym przez dyrektora Departamentu I płk. Romkowskiego, a skierowanym do wszystkich jednostek UB w kraju, można przeczytać:
[quote]W związku z prowokacją Katyńską Niemcy ogłaszali w prasie niemieckiej i polskiej nazwiska rzekomo zamordowanych z rozkazu Władz Radzieckich oficerów polskich. Na liście ofiar znaleźli się ludzie, co do których wiadomo, że zginęli w więzieniach lub obozach koncentracyjnych niemieckich, albo też żyją w kraju lub zagranicą. Wszystkie przebywające na Waszym terenie osoby, mające w tej sprawie jakiekolwiek wiadomości pośrednie i bezpośrednie i mogące złożyć oświadczenie na powyższe okoliczności, proszę odnaleźć i przesłuchać, a uzyskany w ten sposób materiał przesłać nam wraz z dokładnymi adresami (…).[/quote]
Podawano tu jako prawdę fałsz o listach katyńskich, o rzekomo niemieckich ofiarach Katynia, o rzekomo ocalałych z Katynia. Poszukiwano świadków, którzy mieli, może nie bez presji, zaprzeczyć niemieckiej wersji wydarzeń, a poprzeć sowiecką. Wszystko to miało prowadzić do stworzenia całościowej i obowiązującej w PRL wersji wydarzeń w Katyniu, udowodnionej naukowo, procesowo i sądowo jako panująca lex sovietica, a w końcu jako ostateczna prawda historyczna.
Kiedy rozesłano listy gończe za Goetlem i Skiwskim, a także za doktorem Marianem Wodzińskim, specjalistą medycyny sadowej, który był obecny przy ekshumacjach w Katyniu, gdy odbywały się przesłuchania pisarzy w ich sprawie, Goetel ukrywał się w Krakowie, między innymi w jednym z klasztorów, a później w Warszawie.
Myśl o ucieczce z Polski – pisał później we wspomnieniach Czasy wojny – powziąłem w jesieni 1945 roku, tj. już w parę miesięcy po rozpisaniu za mną listu gończego Nr 1. List ów nie spłoszył mnie bynajmniej, powodem zaś tego był pobyt mój w Katyniu i moje stanowisko w sprawie katyńskiej. Pościg na tak zawodnej dla prokuratury podstawie nie powinien był być dokuczliwy. I nie był. Wiadomości żadnych o bezpośrednim poszukiwaniu mnie w Krakowie czy Warszawie nie miałem.
A jednak zdecydował się wyjechać. W końcu 1945 roku przekroczył nie bez perypetii, na fikcyjnych papierach, granicę i wkrótce znalazł się we Włoszech na szlaku emigracyjnym, który prowadził do Francji i Anglii. W kraju toczyło się nadal postępowanie w jego sprawie, w procesie z 1949 roku skazano kolejnych oskarżonych, jeszcze w 1958 roku, jak zaświadczają dokumenty, poszukiwano Skiwskiego i Burdeckiego.
W 1945 roku prokurator Martini nie zdążył przesłuchać nie mniej groźnego niż Goetel podejrzanego, jakim był niewątpliwie Józef Mackiewicz. Przeoczono ważnego świadka, który byłby nawet lepszym oskarżonym niż Goetel. System komunistyczny nie był, mimo wszystko, doskonały. Być może, wiadomości o nim z Wilna docierały wolniej przez wojenne fronty do Warszawy czy Krakowa. Jako mieszkaniec Wileńszczyzny, który przeżył pięć okupacji swojego miasta, doskonale wiedział, co nastąpi po sowieckim zwycięstwie. Nie czekając na wkroczenie Armii Czerwonej, już w połowie 1944 roku ewakuował się do Warszawy, gdzie złożył raporty władzom AK o sowieckim zagrożeniu, z czego w centralnej Polsce pod okupacją tylko niemiecką nie zdawano sobie w pełni sprawy.
Przed wybuchem Powstania wyjechał do Krakowa, gdzie próbował jeszcze przekonywać do akcji antysowieckiej, a na początku 1945 roku, tuż przed wkroczeniem do Krakowa Armii Czerwonej opuszcza ostatecznie kraj. Człowiek z wyrokiem śmierci za kolaborację z Niemcami, świadek z Katynia, wcześniej czy później byłby ścigany i postawiony przed komunistycznym sądem.
[quote]Ale i na emigracji, jak się okazało, jego wiarygodność była, podobnie jak w przypadku Goetla, połowiczna, również ich świadectwo katyńskie przyjmowano nie bez zastrzeżeń, ponieważ ciążył na nich zarzut kolaboracji.[/quote]
ZAMORDOWANI WYMAGAJĄ PRAWDY
Józef Mackiewicz znalazł się w Katyniu w jednej z późniejszych polskich delegacji w maju 1943 roku. Zdał z tego sprawozdanie w wywiadzie pt. Widziałem na własne oczy dla gazety „Goniec Codzienny”, wydawanej przez Niemców. Wskazywał w nim wyraźnie, bez niedomówień i dwuznaczności, że sprawcami zbrodni są Sowieci.
[quote]Na pytanie: „czy istnieje jakakolwiek wątpliwość, że zamordowani zostali nie przez bolszewików?” odpowiedział: „Nie. Ja osobiście nie mam najmniejszej wątpliwości, żadnej absolutnie wątpliwości, że zamordowani zostali właśnie przez bolszewików. Przekonałem się naocznie na miejscu zbrodni z Katyniu”. I dalej szczegółowo opisuje ekshumacje, przy których był, zbiory pamiątek i dokumentów, które zgromadzono. Przy kolejnych zwłokach, które wydobyto, „kartka pocztowa doskonale zachowana. Stempel pocztowy wskazuje datę. Białystok 14 I 1940 r. W bocznej kieszeni ‚Głos Radziecki’ z dnia 29 marca 1940 roku. Druk przebija wyraźnie poprzez lepką wilgoć: ‚Towarzysze. Idziemy ku lepszemu jutru. Przychodzą nowi ludzie, którzy naszą ojczyznę … Towarzysz Stalin … no itd.'” Daty sowieckich gazet zdradzały wyraźnie czas i sprawców zbrodni.[/quote]
W czasie, gdy prowadzono śledztwo w Krakowie w lecie 1945 roku przeciw Goetlowi i innym, Mackiewicz kończył właśnie we Włoszech pracę nad dokumentalną książką o Katyniu. Przygotowywał ją na zlecenie polskich władz wojskowych, które chciały mieć raport o zbrodni katyńskiej. Książka ukazała się z przedmową generała Andersa, przetłumaczono ją wkrótce na kilka języków, stała się więc oficjalnym stanowiskiem polskich władz na Zachodzie.
Kiedy toczył się jeszcze proces krakowski i zapadły wyroki za kolaborację przeciw innym świadkom z Katynia w 1949 roku, Mackiewicz opublikował swą drugą książkę o Katyniu, napisaną bardziej przystępnie i publicystycznie, z myślą o szerszym czytelniku, wydaną od razu po angielsku pt. The Katyń Wood Murders. Sprawa zbrodni katyńskiej nie przestała być stałym tematem jego twórczości, tej zwłaszcza publicystycznej, gdy spotykał się z innymi przejawami niechęci czy oporu wobec ujawniania prawdy o Katyniu.
[quote]Rządy zachodnie nie chciały bowiem na początku kwestionować oficjalnego stanowiska w tej sprawie swego sowieckiego sprzymierzeńca w wojennym zwycięstwie nad Niemcami. Zmieniło się to dopiero w czasie „zimnej wojny” na przełomie lat 40. i 50., gdy dotarło do szerszej opinii publicznej Zachodu, że Europa Wschodnia znalazła się pod panowaniem Związku Sowieckiego.[/quote]
Goetel, podobnie jak Mackiewicz rok wcześniej, trafił na Zachód emigracyjnym szlakiem przez Włochy do Londynu. Mimo rozlicznych świadectw o Katyniu i dowodach lojalności emigracyjnej nadal ciążył na nich zarzut kolaboracji z okupantem niemieckim również w środowiskach emigracyjnych, zwłaszcza wojskowych. Za Mackiewiczem szedł wyrok śmierci wydany przez władze podziemne w kraju, przejęty chętnie przez władze komunistyczne, przekazany dalej, przedostał się również na Zachód. Za Goetlem szło podejrzenie o kolaborację.
Obydwaj pisarze nie mogli się oczyścić z tych podejrzeń, choć powinny ich uwiarygodnić zarzuty władz komunistycznych o ich kłamstwie katyńskim na rzecz Niemców. Jednym słowem, zarzut kolaboracji, tak niekonsekwentnie szafowany zwłaszcza w porównaniu z współpracownikami sowieckimi, okazywał się bardziej ważki niż świadectwo katyńskie. Zarówno Goetel, jak i Mackiewicz byli na tę okoliczność przesłuchiwani przez emigracyjne czynniki wojskowe, Mackiewicz stanął we Włoszech przed sądem koleżeńskim, by oczyścić się z zarzutów kolaboracji, co w pełni jednak nie nastąpiło, Goetel interweniował u samego generała Andersa. Na początku, zaraz po wojnie dla części emigracji pozostali osobami niepewnymi, z wątpliwą, niedostatecznie wyjaśnioną przeszłością. Później ta krytyczna opinia dotyczyła głównie Mackiewicza. Jego zdecydowana postawa polityczna i bezkompromisowe poglądy w wielu sprawach, przysparzały mu przeciwników także na emigracji. Mackiewicz miał ich wielu nawet wśród ważnych postaci emigracji, by wspomnieć tylko o Stefanie Korbońskim czy Janie Nowaku Jeziorańskim.
OSTATNI ŚWIADKOWIE KATYNIA
Dla Goetla i Mackiewicza sprawa Katynia nigdy się nie skończyła. Łączy ich już nie tyle poszukiwanie oczywistej dla nich prawdy o zbrodni katyńskiej, co propagowanie jej na nieprzekonanym do niej Zachodzie w swych licznych publikacjach i wystąpieniach. W roku 1952 stają kolejno przed Komisją Kongresu amerykańskiego, by złożyć świadectwo o zbrodni katyńskiej, co niewątpliwie wpłynie na przełom w jej traktowaniu na Zachodzie. Ale sprawa Katynia nie skończy się dla nich przede wszystkim dlatego, że sowieckie kłamstwo zapanowało oficjalnie w komunistycznej Polsce.
Losy tych pisarzy splatają się niejako za sprawą Katynia, ale stykają się też zaskakująco w pierwszymi rosyjskimi świadkami zbrodni katyńskiej. Jeszcze we Włoszech w 1946 roku Goetel spotyka przypadkowo Iwana Kriwoziercewa, w którym rozpoznaje Rosjanina obecnego przy ekshumacjach w kwietniu 1943 roku.
Z jego opowieści, którą zapisał we wspomnieniach Czasy wojny, wynika, że był on jednym z tych pierwszych Rosjan, obok Kisielowa, wskazującego miejsce pochówków, który zawiadomił Niemców o egzekucjach w Katyniu. Po ich odwrocie uciekł na Zachód, tam jednak znalazł się w nowym niebezpieczeństwie, gdy próbował zawiadomić Amerykanów o sowieckiej zbrodni w Katyniu, ci zaś chcieli go przekazać w ręce Sowietów. Uciekał dalej, z Niemiec do Włoch, a później do Anglii. Jak wynika z relacji Goetla, mógł przewidywać, że świadectwo z Katynia nie zostanie mu zapomniane.
[quote]Musiałem zadać sobie wiele trudu – pisze Goetel – aby przetrzymać wybuchy sarkazmu i gniewu, którymi raz po raz zaskakiwał mnie Kriwoziercew, niezmiernie zapamiętały w poczuciu krzywdy, pierwszej, która dotknęła jego rodzinę, jak i tej drugiej, publicznej, która zdaniem jego obchodzić musiała cały świat. Nie mógł zrozumieć, dlaczego my, Polacy nie wytaczamy sprawy Katynia przed forum świata, nie wołamy na alarm, nie umieliśmy przedstawić jej na procesie norymberskim. Na niektórych ludzi, którzy się z nim stykali, robił wrażenie człowieka nienormalnego. I był nim niezawodnie, jak nienormalny jest dziś człowiek, który spraw moralnych chce dochodzić na prostej drodze.[/quote]
Kriwoziercew nie wiedział wtedy, że sowieckie kłamstwo katyńskie staje się wtedy oficjalnym stanowiskiem Polski, także w Trybunale Norymberskim, Polski, która niby nie jest jeszcze krajem komunistycznym.
Rok później Kriwoziercew zginął w Anglii w niewyjaśnionych bliżej okolicznościach, popełnił rzekomo samobójstwo, znaleziono go powieszonego na drzewie. Goetel, nie znając dokładnie daty jego śmierci, napisał w londyńskich „Wiadomościach” w 1951 roku:
[quote]Przed dwoma laty zmarł. Autentycznej wersji tego zgonu nie można ustalić. (…) Sądzę, że ów dalszy ciąg Katynia nie powinien być zlekceważony. Stanowi on ostrzeżenie nie tylko dla ludzi związanych ze sprawą Katynia pośrednio czy bezpośrednio. Jest przestrogą dla całego świata. Jest próbą posiania lęku i zdławienia każdego człowieka, który przezwycięża zmowę milczenia. Jest świadectwem, że ręka skrytobójcza i kierująca nią wola działa nieprzerwanie.[/quote]
Również Mackiewicz opisywał szczegółowo postać i losy Kriwoziercewa w swej książce Mordercy z Lasu Katyńskiego. Po artykule Goetla poszedł dalej tym tropem, by wyjaśnić sprawę śmierci najważniejszego świadka Katynia. Po swego rodzaju dziennikarskim śledztwie i interwencjach u władz angielskich, którym zwracał uwagę,
„że tylko Sowietom i ich agentom zależeć może na unieszkodliwieniu tego świadka”,
otrzymał tylko oficjalny komunikat o jego samobójczej śmierci przez powieszenie 30 października 1947 roku w Sommerset.
„Tyle – pisze Mackiewicz w „Wiadomościach” z 1952 roku – o najważniejszym świadku największej zbrodni wojennej”.
DŁUGIE DZIEJE KŁAMSTWA KATYŃSKIEGO
[quote]Osobną kwestią jest sowiecka polityka historyczna, której jednym z większych dokonań jest sfabrykowanie gigantycznego fałszerstwa katyńskiego, które miało jako ostateczna prawda obowiązywać po wsze czasy i faktycznie przetrwało komunizm w Rosji. Panuje tam do dziś z krótką przerwą, jelcynowską pieriedyszką, jakby powiedzieli Rosjanie, kiedy to nastąpił jednorazowy wyciek, by tak rzec, jakim był dokument z rozkazem rozstrzelania polskich oficerów, podpisany przez Stalina, który przekazano polskim władzom w 1992 roku.[/quote]
Trzeba pamiętać, że już w pół roku po odkryciu grobów katyńskich przez Niemców wiosną 1943 roku, po komisyjnych ekshumacjach z udziałem Polskiego Czerwonego Krzyża, po rejestracji zwłok i utworzeniu nowych zbiorowych mogił, tereny te zajęli znowu Sowieci i rozpoczęli zacieranie wszelkich śladów po ujawnionej zbrodni. Zniszczyli w dużej części nowy cmentarz katyński tak, by nie dało się już ustalić sprawstwa zbrodni. Najlepszym jednak sposobem zatarcia prawdy miało być oskarżenie Niemców o dokonanie tej zbrodni. W 1944 roku powołano własną tzw. komisję Burdenki, która miała stwierdzić i udowodnić niemieckie sprawstwo. Na tym opierała się odtąd sowiecka propaganda katyńska, która przekonywała Zachód, ale też własne społeczeństwo i cały tzw. obóz socjalistyczny, że to jeszcze jedna z niezliczonych niemieckich zbrodni. Dla Zachodu była to na początku całkiem wiarygodna wersja wydarzeń w Katyniu, wersja sprzymierzeńców przeciw niedawnemu wspólnemu wrogowi.
[quote]Dla Goetla, a zwłaszcza dla Mackiewicza, który przeżył go o ćwierć wieku, demaskacja sowieckiego kłamstwa katyńskiego, była od czasu wystąpienia przed Komisją Senatu USA, jednym z głównych celów i wątków ich publicystycznej działalności. Liczne artykuły, które Mackiewicz publikował na ten temat przez następnych 30 lat mogłyby się złożyć na jego trzecią książkę o Katyniu. Po drugiej książce The Katyń Wood Murders wydanej w 1951 roku i przełożonej na dziesięć języków, ponad trzydzieści czasopism anglojęzycznych zamieściło artykuły i recenzje na jej temat, przyjmując prawie bez wyjątku punkt widzenia autora. Książka Mackiewicza przyczyniła się w dużym stopniu do zmiany nastawienia Zachodu do zbrodni katyńskiej. Co zastanawiające, ta zasadnicza w twórczości Mackiewicza książka została dopiero teraz wydana przez wydawnictwo „Kontra” w Londynie, należącego do Niny Karsov-Szechter. Jest ona jedyną właścicielką praw autorskich po pisarzu i tylko ona decyduje o wydawaniu i rozpowszechnianiu całej twórczości Mackiewicza.[/quote]
Nie ma bardziej zasłużonego dla sprawy odkłamywania katyńskiego kłamstwa pisarza czy publicysty od Józefa Mackiewicza. Mimo to, był stale podejrzany, na emigracji jako kolaborant niemiecki, w PRL, jako świadek Katynia, był naczelnym antykomunistą i wrogiem narodu polskiego, teraz często na przemian wydaje się jednym i drugim. Znalazł się niejako w klinczu tych dwóch, wysuwanych na przemian oskarżeń, zarzutów, podejrzeń. Zasłużony dla prawdy o Katyniu, demaskator komunizmu, ale… Zawsze pojawia się w tle dwuznaczność i podejrzenie: dobrze, ale kolaborant, słusznie, ale antykomunista. Ta opinia ciągnie się za Mackiewiczem i poza rok 1989. Zdołała stłumić, osłabić, ograniczyć zainteresowanie jego twórczością, świadectwem, przesłaniem historycznym, a i politycznym.
Ferdynand Goetel został zrehabilitowany w 1989 roku. Polski Pen Club wydał oświadczenie, że Goetel
„działał za wiedzą i aprobatą Władz Rzeczpospolitej Polskiej, udzielając czynnego wsparcia władzom konspiracyjnym. (…) Zarząd PEN Clubu stwierdza bezpodstawność zarzutów wobec osoby i działalności Ferdynanda Goetla oraz domaga się, aby jego postać i dzieło przywrócone zostały społeczeństwu”.
Józef Mackiewicz nie doczekał, o ile wiem, takiej rehabilitacji. Przeciwnie, nadal w duchu PRL pomawiano go, jeśli już nie o kłamstwo katyńskie przeciw Związkowi Sowieckiemu, to to, że jest „zoologicznym antykomunistą” albo kolaborantem niemieckim. Piętno kolaboracji nie zostało z niego zdjęte, tak jak nie zostało przydane „polskim pisarzom sowieckim” ze Lwowa, którzy zasłużyli się po wojnie w oficjalnej kolaboracji na rzecz Polski Ludowej, w budowie komunizmu i socrealizmu, w ideologicznej przemianie kraju w „ojczyznę sowiecką”, w propagowanie lub przystosowanie do kłamstwa o Katyniu. Piętno Katynia i zarazem kolaboracji naznacza Mackiewicza do dziś, tak jak do dziś nie została rozliczona zbrodnia katyńska ani komunizm Polski Ludowej.
KATYŃ CZY CHATYŃ?
[quote]Na koniec, jako bardzo aktualne memento na obchody 70. rocznicy zbrodni katyńskiej warto przypomnieć pewną manipulację sowiecką z lat 70., którą opisał Mackiewicz w artykule Za pomocą triku zasłonić masakrę katyńską. Kiedy prezydent Nixon odwiedził Związek Radziecki w 1974 roku, pokazano mu monumentalny Pomnik Bohaterów w miejscowości Chatyń koło Mińska na Białorusi, zbudowany na pamiątkę wymordowanej tam przez Niemców ludności w czasie wojny. W sprawozdaniach prasowych z tej wizyty, w językowej transkrypcji angielskiej lub niemieckiej nazwa Chatyń zmieniła się na zapis Khatyn, a nawet Katyn. Ta subtelna podmiana geograficzno-językowa o skutkach przewidzianych niewątpliwie przez Rosjan, pozwala im znów stawiać pytanie, kto jest winny zbrodni w Katyniu. I czy rzeczywiście w Katyniu?[/quote]
Marek Klecel, „Biuletyn Instytutu Pamięci Narodowej”, kwiecień 2010, nr 4 (111)/2010
(647)