O problemach wsi w PRL z Tomaszem Berezą, Leszkiem Próchniakiem, Ryszardem Śmietanka-Kruszelnickim rozmawia Barbara Polak.
BARBARA POLAK: – Nasza rozmowa ma dotyczyć stosunku władz PRL do społeczności wiejskiej. Z jakimi tradycjami społeczno-politycznymi polska wieś wkroczyła w nową rzeczywistość państwową?
TOMASZ BEREZA: – Stronnictwo Ludowe w 1938 r. liczyło 150 tys. członków statutowych i było jedną z największych sił politycznych w Polsce; jego program opierał się na idei agraryzmu. W 1938 r. mieszkańcy wsi stanowili około 70 proc. społeczeństwa. Potem zmieniły się proporcje ludności miasta i wsi, ponieważ podczas wojny społeczność miejska poniosła większe straty.
Od wybuchu wojny prowadzono działalność w podziemiu. Na początku 1940 r. powstało Centralne Kierownictwo Ruchu Ludowego, które koordynowało działalność ludowców w skali kraju. SL „Roch” utworzyło własne oddziały zbrojne, najpierw była to Chłopska Straż. W latach 1942-1943 wyodrębniono z nich Bataliony Chłopskie, które zostały włączone do AK, w rękach SL pozostała natomiast Ludowa Straż Bezpieczeństwa (LSB).
BARBARA POLAK: – Czy w ruchu ludowym przed wojną były jakieś ugrupowania lewicujące?
TOMASZ BEREZA: – Tak, Niezależna Partia Chłopska i Zjednoczenie Lewicy Polskiej Samopomoc, które były przybudówkami Komunistycznej Partii Polski i związały się później z tak zwanym rządem lubelskim. Pod koniec 1943 r. niektórzy działacze SL, związani z komunistami przed wojną, między innymi Antoni Korzycki, Władysław Kowalski, zaangażowali się w tworzenie Krajowej Rady Narodowej, uczestniczyli nawet w zebraniu założycielskim KRN w noc sylwestrową 1943 r.
Niemniej do 1944 r. wydawało się, że ruch ludowy jest jednolity. W lutym 1944 r. powstało Stronnictwo Ludowe Wola Ludu, współpracujące z PPR. Jego organ prasowy „Wola Ludu” drukowano w drukarni PPR. Zjazd założycielski odbył się w mieszkaniu Kazimierza Mijala, działacza KPP, co podkreśla pełną zależność organizacyjną i techniczną od komunistów. Korzycki i Kowalski nie byli autorytetami w ruchu ludowym, ale ich akces do KRN mógł pomóc w przyciągnięciu części zdezorientowanych członków SL do grupy popierającej komunistów.
RYSZARD ŚMIETANKA-KRUSZELNICKI:
[quote]– Był to prawdopodobnie początek stosowanej przez komunistów tak zwanej taktyki salami, czyli stopniowego rozbijania poszczególnych członów Polskiego Państwa Podziemnego i struktur społecznych.[/quote]
BARBARA POLAK: – Próby zjednania wsi komuniści rozpoczęli od wprowadzenia reformy rolnej.
RYSZARD ŚMIETANKA-KRUSZELNICKI” – Dekret o reformie rolnej PKWN z września 1944 r., na którego podstawie parcelowano majątki ziemskie oraz nacjonalizowano majątki poniemieckie, teoretycznie miał na celu wzmocnienie warstwy chłopskiej. Tak naprawdę jednak chodziło o spacyfikowanie polskiej wsi. Założono, że małorolni chłopi, którzy dostaną kilkuhektarowe gospodarstwa, łatwiej wyrażą później zgodę na łączenie gospodarstw i tworzenie spółdzielni.
TOMASZ BEREZA: – Był też cel doraźny – zwiększenie poparcia społecznego dla nowej władzy. PKWN dysponował strukturami – urzędami i ludźmi, ale nie miał żadnego zaplecza społecznego. A przecież Polska Lubelska to były tereny wiejskie, należało jakoś tych chłopów do nowej władzy przekonać. Dlatego też przypominano założenia reformy rolnej, które zawierały hasła głoszone przez ludowców i socjalistów w okresie drugiej wojny światowej, czyli parcelację majątków ziemskich o powierzchni powyżej 50 hektarów.
BARBARA POLAK: – Reforma nie zjednała władzy chłopów. Dowodzi tego kontynuacja walki zbrojnego podziemia, tym razem skierowanego przeciw komunistom. Czy decyzja dowództwa AK, dotycząca ujawniania się, obowiązywała również żołnierzy Batalionów Chłopskich?
TOMASZ BEREZA: – Oddziały taktyczne BCh organizacyjnie były podporządkowane dowództwu AK. Nadzór nad szkoleniem, działalnością polityczną, wychowawczą sprawowało natomiast SL Roch. Najlepiej przeszkolone i wyposażone oddziały, czyli Ludowa Straż Bezpieczeństwa, nadal podlegały SL Roch, przy czym część członków LSB weszła do struktur organów bezpieczeństwa Polskiego Państwa Podziemnego. W styczniu 1945 r. rozwiązano Armię Krajową, ale oddziały BCh i LSB ujawniły się dopiero po amnestii sierpniowej 1945 r.
TOMASZ BEREZA: – Po opanowaniu przez Armię Czerwoną Lubelszczyzny i Rzeszowszczyzny latem 1944 r. rozpoczęły się masowe aresztowania działaczy ludowych. Oczywiście, wieść o tym rozniosła się w całym kraju. Na Rzeszowszczyźnie podjęto decyzję o nieujawnianiu struktur politycznych i oddziałów zbrojnych.
RYSZARD ŚMIETANKA-KRUSZELNICKI: – Po drugiej stronie Wisły utworzono przyczółki: sandomierski i magnuszewski. Na przyczółku sandomierskim aresztowano również działaczy ludowych i żołnierzy Batalionów Chłopskich i ta informacja docierała dalej. W tym okresie w formacjach Polskiego Państwa Podziemnego zapanował chaos. Lokalni komendanci zwracali się do Londynu z prośbami o instrukcje – jak się zachować w związku z wejściem Armii Czerwonej: czy rozmawiać, czy się bronić, czy też się ujawniać. Do grudnia 1944 r. nie było jasnej koncepcji w tej sprawie. Lokalni dowódcy i działacze często musieli podejmować decyzje na gorąco, w momencie zetknięcia się z Armią Czerwoną czy przedstawicielami administracji organizowanej przez komunistów.
TOMASZ BEREZA: – Świadectwem tego stanu może być zjazd Stronnictwa Ludowego we wrześniu 1944 r. w Lublinie. Uczestniczyli w nim nie tylko krypto komuniści, działacze związani z SL Wola Ludu, ale również część działaczy lokalnych – autentycznych ludowców.
BARBARA POLAK: – Jaką taktykę wobec społeczności chłopskiej przyjęła nowa władza?
RYSZARD ŚMIETANKA-KRUSZELNICKI: – Na początku 1945 r. przyspieszeniu uległ proces rozpracowywania struktur Polskiego Państwa Podziemnego. Zakładano kotły, analizowano wcześniejsze meldunki wywiadowcze Armii Ludowej i wywiadu sowieckiego. Uderzenie w Polskie Państwo Podziemne, w tym w ruch ludowy i Bataliony Chłopskie, nastąpiło na przełomie marca i kwietnia 1945 r. Taki stan rzeczy zmusił młodych ludzi do ucieczki do lasu.
To nie był przypadek, to była metoda. Sowieci prawdopodobnie uznali, że lepiej jest zwalczać osoby i grupy, które działają w lasach i nie są powiązane organizacyjnie. To było łatwiejsze niż rozpracowywanie i rozbijanie elitarnej poakowskiej organizacji Nie (Niepodległość), tym bardziej że nie zakładała ona przecież masowego wystąpienia zbrojnego. System totalitarny w wydaniu komunistycznym tworzył się w ciągłej walce ze społeczeństwem. I teraz komuniści ogłosili, że jest to początek walki państwa z bandytyzmem, z reakcją. Wiosną 1945 r. nastąpiło mocne uderzenie sił NKWD wspomagane przez słabe jeszcze siły UBP i Milicji Obywatelskiej. Bez pomocy NKWD władze komunistyczne miałyby poważne problemy. W tym czasie bowiem w wielu miejscach w Polsce tak zwany teren, kompleksy leśne, wsie czy nawet małe miasteczka, był kontrolowany przez podziemie. Lokalni dowódcy z BCh, często nie czekając na polecenia, w odpowiedzi na represje wobec swoich żołnierzy z okresu okupacji niemieckiej, przeprowadzali większe akcje, zajmowali wsie, miasteczka, uczestniczyli w rozbijaniu więzień, uwalniali z aresztów swoich żołnierzy.
BARBARA POLAK: – Tworzą się rodzime struktury bezpieczeństwa. Kto się w nich znalazł?
RYSZARD ŚMIETANKA-KRUSZELNICKI: – W latach 1944-1945 w lokalnych strukturach MO znaczną grupę wśród funkcjonariuszy stanowili ludzie z niekomunistycznego podziemia z okresu okupacji niemieckiej. W latach 1945-1947 przeprowadzono czystki, których celem było pozbycie się byłych AK-owców i BCh-owców, niewygodnych dla władzy, opierających się ideologicznej indoktrynacji.
RYSZARD ŚMIETANKA-KRUSZELNICKI: – Trzeba pamiętać, że idea Polski ludowej była zakorzeniona w środowiskach wiejskich i część działaczy czy młodzieży chłopskiej uwierzyła, że nadszedł czas, kiedy można się zaangażować w działanie na rzecz autentycznej Polski ludowej. Tam, gdzie lokalne posterunki MO nie miały „pewnych układów” z podziemiem, czyli swoistego paktu o nieagresji, nie było mowy o ich normalnym funkcjonowaniu. Na przełomie lat 1944-1945 można mówić wręcz o nieformalnej współpracy, szczególnie na Białostocczyźnie, Rzeszowszczyźnie i w Lubelskiem.
[quote]Niemniej, kiedy się okazało, że działalność funkcjonariuszy MO ma polegać na aresztowaniu kolegów, wielu z nich zdezerterowało. To nie wszystko – zachowanie się żołnierzy sowieckich oraz terror sił represji spowodowały, że spontanicznie zaczęły powstawać oddziały samoobrony złożone również z byłych milicjantów.[/quote]
TOMASZ BEREZA: – W UB natomiast ludzi wywodzących się ze zbrojnego podziemia niepodległościowego było niewielu. Tam musieli być ludzie pewni, komuniści, kontrolowani cały czas przez NKWD. Spotkałem się z kilkoma przypadkami, że żołnierze BCh byli pracownikami UB, wprawdzie krótko, szybko bowiem zostali zlikwidowani przez oddziały zbrojnego podziemia. Byli to młodzi, osiemnasto- i dwudziestoletni zdezorientowani, niedoświadczeni ludzie. Ich przydatność dla władzy nie była duża.
RYSZARD ŚMIETANKA-KRUSZELNICKI: – Na Kielecczyźnie rozpoznanie struktur Polskiego Państwa Podziemnego, szczególnie oddziałów konspiracji zbrojnej AK, nastąpiło w 1944 r. w momencie realizacji akcji Burza. Wtedy w walce z Niemcami współdziałały oddziały sowieckie, AK i AL. Jednocześnie za linię Wisły szły raporty o rozpracowywanych oddziałach. Jest jeszcze jedna sprawa, o której warto pamiętać. W oddziałach AK, szczególnie w BCh, znalazło się wielu byłych jeńców sowieckich. Na Kielecczyźnie było ich przynajmniej kilkuset. Wielu z nich wychwyciło potem NKWD. Wożono ich samochodami po terenie, gdzie mieli rozpoznawać swoich byłych towarzyszy z oddziałów leśnych. Nie wiemy, ilu ich było i czy współpracowali z NKWD dobrowolnie, ale przyczynili się oni do rozpoznania polskiego podziemia antykomunistycznego.
BARBARA POLAK: – Jakie było społeczne zaplecze antykomunistycznej partyzantki?
RYSZARD ŚMIETANKA-KRUSZELNICKI:
[quote]- Przede wszystkim była to polska wieś, która zaopatrywała w żywność, leki i odzież. Zabudowania wiejskie służyły za partyzanckie kwatery, tutaj umieszczano rannych i chorych. Przetrwanie zimy bez pomocy mieszkańców wsi byłoby niemożliwe. W pierwszym okresie ważną rolę odgrywały też polskie dwory. Znaczna część żołnierzy będących członkami leśnych grup i oddziałów wywodziła się ze środowisk wiejskich i małomiasteczkowych. Ich działalność miała przede wszystkim charakter samoobrony przed komunistyczną samowolą. Dramatycznym doświadczeniem wsi polskiej były liczne gwałty na kobietach, których dopuszczali się sowieccy żołnierze. Nie tylko więc ucieczka przed represjami, ale właśnie odwet za te czyny był jednym z istotnych motywów powstawania niektórych zbrojnych grup. Poza tym wiejska młodzież często organizowała się, żeby odbierać bydło pędzone na wschód przez sowieckich żołnierzy.[/quote]
BARBARA POLAK: – W takiej atmosferze, w sierpniu 1945 r., odradza się legalny przecież ruch ludowy.
TOMASZ BEREZA: – Władze nie ufały nawet koncesjonowanemu Stronnictwu Ludowemu. Owszem, działacze centralni byli gotowi do współpracy, dyspozycyjni, wypełniali wszelkie polecenia, ale działacze terenowi nie chcieli się podporządkować. Na przykład na terenie województwa rzeszowskiego zimą 1944/1945 odtworzono struktury Stronnictwa Ludowego, tworzyli je autentyczni przedwojenni ludowcy, a nie działacze związani przed wojną z ruchem komunistycznym.
Na przykład na terenie województwa rzeszowskiego zimą 1944/1945 odtworzono struktury Stronnictwa Ludowego, tworzyli je autentyczni przedwojenni ludowcy, a nie działacze związani przed wojną z ruchem komunistycznym. W ówczesnych protokołach, na przykład z sesji rad narodowych, znajdujemy informacje, że ci działacze, wprawiając w konsternację działaczy PPR, pytali: co się stało z ich aresztowanymi kolegami, którzy zostali wywiezieni! Przedstawiano rezolucje domagające się umożliwienia Stanisławowi Mikołajczykowi powrotu do kraju, uwolnienia uwięzionych działaczy ludowych. Była to machina, która wymykała się władzom spod kontroli. Powstał swoisty klincz. Oficjalnie dążono do normalizacji życia, angażowania społeczeństwa w budowę nowego państwa, nie można więc było zbyt wielu działaczy aresztować. Zdawano sobie jednak sprawę z tego, że należałoby ich wyeliminować, bo ich aktywność wpływała na spadek popularności komunistów w społeczeństwie.
BARBARA POLAK: – Raczej osłabiali siłę i skuteczność ich propagandy.
TOMASZ BEREZA: – Przełomem była umowa moskiewska i powrót Mikołajczyka 27 czerwca 1945 r. Na ulicach miast, w których pojawiał się Mikołajczyk, gromadziły się tłumy. To była radość spontaniczna, nie przymusowe spędzanie ludzi na jakąś uroczystość. Z powrotem Mikołajczyka wiązano nadzieję, że jako przedstawiciel Państwa Polskiego na obczyźnie będzie jego kontynuatorem i powstrzyma proces komunizowania społeczeństwa.
LESZEK PRÓCHNIAK: – Dla porządku trzeba powiedzieć, że wyjazd Mikołajczyka do Moskwy i utworzenie Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej były efektem postanowień konferencji szefów mocarstw w Jałcie w lutym 1945 r. Mikołajczyk zaakceptował je i jako „element demokratyczny” mógł wziąć udział w rozmowach.
BARBARA POLAK: – A co myślał Mikołajczyk?
TOMASZ BEREZA: – No właśnie. Jedni uważali go za kolaboranta, inni za pragmatyka, realistę. Mikołajczyk był w trudnej sytuacji, ponieważ przyszło mu firmować poczynania rządu, który tak naprawdę był rządem powstałym na podstawie umowy moskiewskiej, spychającym ludowców na drugi plan. W Tymczasowym Rządzie Jedności Narodowej było kilku ministrów o ludowym rodowodzie, ale w podrzędnych ministerstwach. Ważne stanowiska objęli jedynie Władysław Kiernik, który został ministrem administracji publicznej (Mikołajczyk chyba miał nadzieję, że będzie on mógł powstrzymać działania PPR, między innymi wpływając na obsadę stanowisk administracyjnych), Mikołajczyk jako wicepremier i minister rolnictwa oraz Czesław Wycech jako minister oświaty.
LESZEK PRÓCHNIAK: – Pozycja Mikołajczyka jako wicepremiera i ministra rolnictwa i reform rolnych oraz pozostałych ministrów-ludowców od początku była ograniczana przez PPR. Sekretarz generalny PPR Władysław Gomułka został drugim wicepremierem i ministrem Ziem Odzyskanych. Wyraźnie więc przeciwstawiano Mikołajczykowi Gomułkę. Ministrowi Kiernikowi nie podporządkowano urzędu cenzury, stopniowo ograniczając jego pozostałe kompetencje. W ministerstwie oświaty dużą rolę odgrywał wiceminister Władysław Bieńkowski z PPR. Pretekstem do ograniczenia kompetencji Czesława Wycecha stały się między innymi wystąpienia studentów w maju 1946 r. Rada Ministrów uchwaliła wówczas dekret o powołaniu Rady Szkół Wyższych, ograniczający nie tylko autonomię wyższych uczelni, ale również rolę ministra oświaty.
RYSZARD ŚMIETANKA-KRUSZELNICKI: – Mikołajczyk już w 1944 r. miał świadomość, że sytuacja Polski zależy od gry sił w Europie, że stajemy się nie podmiotem, lecz przedmiotem gry politycznej. Uważał, że należy wykorzystać wszelkie okoliczności i szanse, choćby te, które wynikały z układów jałtańskich. Postanowił wykorzystać gwarancje przeprowadzenia wolnych wyborów i odsunąć komunistów od władzy za pomocą kartki wyborczej. Dalsze wydarzenia rozwiały te iluzje.
TOMASZ BEREZA:
[quote]- Mikołajczyk godził się na pewien zakres podporządkowania Związkowi Radzieckiemu, na przykład w polityce zagranicznej. Wychodził jednak z założenia, że Stalin będzie się liczył z tym, iż komuniści nie mają poparcia w społeczeństwie i że jego stronnictwo, jego osoba mogą być ważnym partnerem w dyskusjach między Polską a ZSRR. I że to on zagwarantuje przyjazne stosunki z ZSRR. Można powiedzieć, używając pewnego anachronizmu, że godził się na „finlandyzację” Polski.[/quote]
RYSZARD ŚMIETANKA-KRUSZELNICKI: – Powołanie Polskiego Stronnictwa Ludowego wynikało z tego, że władze komunistyczne w Polsce i ZSRR miały świadomość, że nie da się tak od razu opanować społeczeństwa polskiego, że musi to następować pewnymi etapami. To był, jak mi się wydaje, kolejny przykład taktyki salami: owszem, pozwala się na autentyczny ruch ludowy, który będzie reprezentacją społeczeństwa polskiego, ale jednocześnie nie daje się możliwości działania ugrupowaniom narodowym. Taka gra ułatwiała również rozbijanie emigracyjnych środowisk w Londynie.
LESZEK PRÓCHNIAK: – Jeżeli chodzi o rozbijanie, sianie niepokoju i fermentu w polskich środowiskach emigracyjnych, to niewątpliwie cel ten komuniści i Stalin osiągnęli. Ci, którzy uznali postanowienia jałtańskie, wracali do Polski i podejmowali współpracę z komunistami, byli traktowani jako kolaboranci. Gdy Mikołajczyk wybierał się do Polski, w gazecie II Korpusu pisano, że udział w tworzeniu „prowizorycznego rządu polskiego” oznacza przeciwstawianie się własnemu rządowi w czasie wojny i to w chwili, gdy położenie kraju jest bardzo trudne. Nie wahano się nazwać takiego działania zdradą, zarówno pod względem prawnym, jak i moralnym.
BARBARA POLAK: – Jak komuniści przygotowywali się do wyborów 1947 r.?
RYSZARD ŚMIETANKA-KRUSZELNICKI:
[quote]- Przedwyborcza mobilizacja PSL zmusiła władze do zdecydowanych działań. Władze komunistyczne uznały, że należy zniszczyć strukturę organizacyjną PSL, podważyć jego wiarygodność i uderzyć w tych działaczy szczebla lokalnego, którzy tworzyli podstawową siłę PSL. Jesienią 1946 r. nasilił się terror wobec członków PSL. Około 80 tys. PSL-owców poddano represjom. Aresztowano ich pod różnymi zarzutami, podrzucano im broń, ulotki. Wśród aresztowanych byli kandydaci do parlamentu, działacze szczebla wojewódzkiego, powiatowego i gminnego. Zawieszano też poszczególne zarządy PSL w powiatach. Działaczy ludowych nie dopuszczano do komisji obwodowych. Bojówki związane z UB mają na sumieniu ponad 100 zamordowanych PSL-owców. Myślę, że Mikołajczyk tego się nie spodziewał. Atak był wielokierunkowy, totalny i, trzeba to powiedzieć, skuteczny. Jesienią 1946 r. przeprowadzono czystkę również w administracji państwowej i samorządowej na szczeblu powiatowym i wojewódzkim.[/quote]
LESZEK PRÓCHNIAK: – Metody sowieckie w walce z PSL i polską wsią to oczywiście krwawy terror, prowokacje, brutalna propaganda w stylu: „Precz z mordercami spod znaku Narodowych Sił Zbrojnych i ich peeselowskimi poplecznikami”. Obok kija stosowano też i marchewkę. Przed referendum w czerwcu 1946 r. zniesiono chociażby ciążący na chłopach obowiązek dostarczania świadczeń rzeczowych.
BARBARA POLAK: – Do wyborów w 1947 r. PSL wchodzi już mocno osłabione. Jakie były wyniki tych wyborów?
TOMASZ BEREZA: – Tego nie dowiemy się chyba nigdy. Dane zachowały się tylko tam, gdzie w komisjach wyborczych swoje wtyczki miał WiN. Część urn wyborczych była niszczona jeszcze przed przewiezieniem do powiatu. Często nawet nie próbowano oszacować rzeczywistych wyników głosowań. Robiłem kwerendę w skali tylko jednego powiatu – jarosławskiego, gdzie około 90 proc. głosów oddano na listę PSL, chociaż lista wyborcza tej partii w okręgu wyborczym została unieważniona.
RYSZARD ŚMIETANKA-KRUSZELNICKI: – Sądzę, że przynajmniej na niektórych terenach Kielecczyzny uda się udowodnić sfałszowanie wyborów, chociaż ponad 80 proc. mieszkańców tego regionu pozbawiono możliwości głosowania na działaczy PSL. Z czterech okręgów wyborczych w woj. kieleckim w trzech unieważnione zostały listy wyborcze PSL. W okręgu częstochowskim (tam lista niezależnego ruchu ludowego została zarejestrowana) zachowały się dokumenty, które poświadczają sfałszowanie wyborów w 1947 r.
LESZEK PRÓCHNIAK: – Również mieszkańcom Łodzi uniemożliwiono głosowanie na PSL-owską listę wyborczą. Została ona skreślona decyzją Okręgowej Komisji Wyborczej. Z powodu terroru UB osoby, które złożyły podpisy pod listą, zostały zmuszone do ich wycofania. W efekcie zabrakło wymaganych przez ordynację stu podpisów. Nie pomogło ani zebranie zeznań pobitych i zastraszanych przez UB osób, ani protest skierowany do Generalnego Komisarza Wyborczego.
Propaganda PRL: walka ze stonką:
BARBARA POLAK: – Pozostawało tylko postawienie kropki nad i. Mikołajczyka zmuszono do ucieczki z kraju. Rozbito PSL. Walka o władzę praktycznie została zakończona. Co władza ludowa miała do zaproponowania społeczności wiejskiej?
RYSZARD ŚMIETANKA-KRUSZELNICKI:
[quote]- Opanowano państwo, ale nie opanowano społeczeństwa.Rozpoczął się okres masowego terroru. Najbardziej dramatycznym doświadczeniem dla środowisk wiejskich w latach 1948-1955 była próba kolektywizacji, której apogeum przypada na lata 1952-1953. Była to próba zniszczenia całej warstwy chłopskiej…[/quote]
BARBARA POLAK: – …z jej atrybutem, czyli własnością.
RYSZARD ŚMIETANKA-KRUSZELNICKI:
[quote]- Gdyby to się udało, niczym nie odróżnialibyśmy się od społeczeństwa Związku Radzieckiego i dokończyłoby to proces sowietyzacji Polski.[/quote]
BARBARA POLAK: – Lansując kolektywizację, nawiązano do przedwojennej idei spółdzielczości, bo o ile wiem, nie mówiło się o kołchozach, mówiło się o spółdzielniach.
TOMASZ BEREZA: – Unikano określenia „kołchoz”, chociaż funkcjonariusze partyjni między sobą często się tym słowem posługiwali. Chodziło o zamaskowanie istoty przemian struktury gospodarczej wsi pod hasłami spółdzielczości. W nowej wersji idei spółdzielczości chodziło o ekonomiczne i administracyjne podporządkowanie wsi i roztoczenie kontroli, która do tej pory się nie udawała.
[quote]Decyzję o kolektywizacji podjęto na posiedzeniu Kominformu w Bukareszcie w czerwcu 1948 r., a jej realizację oparto na wzorcach radzieckich. Władze partyjne państw podporządkowanych ZSRR zaczęły lansować tak zwaną trójjedyną formułę Lenina. Zakładała ona walkę o sprawiedliwość społeczną na bazie biedoty, w sojuszu ze średniakiem i nieustępliwe tępienie kułaków, czyli bogatych chłopów. Chciano w ten sposób rozbić tradycyjne więzi społeczne i chłopską solidarność. Próbowano zastosować metodę „dziel i rządź”. W praktyce, w polskim przypadku konieczne było przyjęcie siłowego wariantu kolektywizacji.[/quote]
LESZEK PRÓCHNIAK:
[quote]– Ukrywanie kolektywizacji pod szyldem spółdzielczości było konieczne, gdyż komuniści mieli świadomość, że chłopi bali się kołchozów. Potwierdzają to późniejsze zachowania chłopów, którzy nawet wycinali lasy, by nie dostały się w państwowe ręce. Chłopów bardziej przerażała perspektywa kołchozów niż trzeciej wojny światowej, niektórzy liczyli, że wybawi ona wieś od kolektywizacji.[/quote]
RYSZARD ŚMIETANKA-KRUSZELNICKI: – A tworzone spółdzielnie stawały się przedsiębiorstwami państwowymi, podlegały centralnemu planowaniu i nie miały nic wspólnego z tradycyjną spółdzielczością.
BARBARA POLAK: – Czy na wsi były jakieś grupy zainteresowane kolektywizacją?
LESZEK PRÓCHNIAK: – Dla zdobycia poparcia najbiedniejszych mieszkańców wsi komuniści podjęli wiele propagandowych działań. Spróbowano pozyskać wiejską młodzież. Komunistom, nie bez kłopotów, udało się podporządkować Związek Młodzieży Wiejskiej RP „Wici”, potem włączony do ZMP. Wykorzystując szkołę, roztaczając miraże awansu społecznego, starano się pozyskać poparcie setek tysięcy młodych mieszkańców wsi. Jednak na wsi zawsze najwięcej było młodzieży niezorganizowanej. Z drugiej strony wielu młodych mieszkańców wsi uległo propagandzie, starając się przekonać swoich rodziców do wstępowania do spółdzielni produkcyjnych.
TOMASZ BEREZA: – Kryterium klasowości nie od razu było sprecyzowane – kto jest biedniakiem, kto średniakiem, a kto kułakiem. To zależało od regionu i od rozdrobnienia gospodarstw, ale również od widzimisię sekretarzy z danego terenu. Na przełomie sierpnia i września 1948 r. odbyło się plenum KC PPR, na którym wystąpił Hilary Minc. Dokonał wtedy podziału klasowego polskiej wsi. Biedniakiem był ten chłop, który nie mógł dożyć do przednówka i wiosną zapożyczał się u kułaka, po czym jak niewolnik odpracowywał pożyczkę. Średniakiem był ten, który dążył do wzbogacenia się, lecz w dłuższej perspektywie, w wyniku działań kułaków, był zagrożony pauperyzacją. Kułakiem był chłop, który miał duże gospodarstwo i zatrudniał pracowników najemnych.
Tak opisana struktura społeczna wsi pozwalała na bardzo swobodną interpretację i kwalifikację gospodarstw. Działacze partyjni woleli dysponować bardziej konkretnymi kryteriami, więc jesienią 1949 r. ustalono, że kułakiem jest ten, kto posiada 15 hektarów. Przy okazji pojawił się problem rozdrobnienia, szczególnie w Małopolsce czy na Lubelszczyźnie, gdzie praktycznie nie było gospodarstw piętnastohektarowych. Z obliczeń wykonanych pod koniec lat czterdziestych wynikało, że takie gospodarstwa w Polsce stanowiły około 10 proc. ogółu gospodarstw. Nie zawsze jednak przestrzegano zasady wielkości areału, za kułaka uznawano chłopa, który miał dachówkę, a nie strzechę, każdego, kto potrafił dobrze gospodarować. Znam przypadek potraktowania jako kułaka człowieka, który miał czterohektarowe gospodarstwo. Doprowadzano do ruiny dobre gospodarstwa. Wprowadzono progresywne dostawy obowiązkowe.
BARBARA POLAK: – Jak szacowano wysokość tego kontyngentu?
TOMASZ BEREZA: – Podstawą była klasyfikacja gruntu oparta na danych wzięty z sufitu w 1949 r. Przed wojną, aby sklasyfikować grunt, przeprowadzano badanie gleby, miąższości warstwy próchnicznej itd. Teraz robiono to za pomocą wskaźników, które przysłało Ministerstwo Rolnictwa i Reform Rolnych po uprzednim uzgodnieniu z wydziałem rolnym w KC. Odgórnie ustalono, jaki procent ziemi pierwszej klasy ma być w konkretnym województwie. Do tych wytycznych dopasowywano wyniki klasyfikacji gruntu. Chłopi sami mieli zgłaszać, jakiej klasy grunty posiadają. Jeśli nie chcieli się przyznać do posiadania dobrej ziemi, to ten grunt pierwszej klasy rozpisywano po równo wszystkim i w ten sposób tworzono zawyżoną podstawę wymiaru podatku gruntowego i wysokości obowiązkowych dostaw.
Dostawy miały charakter progresywny: biedniak musiał oddać około 30 kg zboża z hektara, posiadacz dziesięciohektarowego gospodarstwa aż 160 kg z hektara. Również system kredytowy był nastawiony na poparcie biedoty, co było zupełnie nieracjonalne i nie przynosiło żadnych ekonomicznych korzyści. Wszystko to doprowadziło część chłopów do rezygnacji z prowadzenia samodzielnego gospodarstwa i przejścia do spółdzielni.
BARBARA POLAK: – Co składało się na obowiązkowe dostawy?
TOMASZ BEREZA: – W 1950 r. wprowadzono planowy skup zboża, który początkowo miał formę deklaracji, przy czym przyznawano na gminę jakiś limit, który należało zrealizować. Rok później dostawy obowiązkowe zostały usankcjonowane, uchwalono odpowiednie ustawy. Wprowadzono obowiązkowe dostawy zbóż i ziemniaków, a następnie, począwszy od 1952 r., mleka i zwierząt rzeźnych. Taka polityka nie pozwalała na specjalizację gospodarstw rolnych. Nieważne, że ktoś miał 15 krów, musiał również oddać kartofle. Efekt był taki, że nie można było skoncentrować się na jednej uprawie czy hodowli. Chłopi musieli prowadzić gospodarkę pod kątem tych dostaw, co oczywiście podwyższało koszty produkcji.
BARBARA POLAK: – Celowo użyłam określenia „kontyngent”, bo na wsi pamiętano nie tak dawne lata okupacji niemieckiej i w podobny sposób nazywano te obowiązkowe dostawy.
TOMASZ BEREZA:
[quote]– Często spotykałem się nawet z informacjami, że chłopi uważali kontyngent z okresu okupacji za mniej uciążliwy aniżeli obowiązkowe dostawy w latach pięćdziesiątych.[/quote]
RYSZARD ŚMIETANKA-KRUSZELNICKI: – Porównywano je również z rentą feudalną. Opór wobec kolektywizacji i dostaw wynikał z zagrożenia podstawowych wartości. I w tym okresie zweryfikowały się postawy ludzi, którzy po 1945 r. związali się z władzą komunistyczną, weszli w struktury administracji państwowej, samorządowej. W latach 1949-1955 przeprowadzono czystkę w lokalnych strukturach państwowych i samorządowych według kryterium stosunku do kolektywizacji i dostaw obowiązkowych. Gdy ktoś nie okazywał entuzjazmu dla tej idei, „przeciągał sprawę”, jak to się wówczas mówiło, był usuwany ze stanowiska i często podlegał represjom. Czystka objęła ponad 30 tys. osób. Gdy ktoś zwlekał z dostawą obowiązkową, był karany w systemie karno-administracyjnym, grzywną albo aresztem. Tak ukarano ponad pół miliona chłopów.
LESZEK PRÓCHNIAK: – Przytoczę tylko jedną historię ukazującą los mieszkańców wsi w tym czasie. Bez nakazu aresztowano na trzy miesiące chłopa, który z jakichś powodów nie dostarczył obowiązkowych świadczeń. Osadzono go w obozie na Sikawie, bez żadnego dokumentu. Niektórzy więźniowie trafiali stamtąd do pracy w kopalniach. Gdy ktoś zgłaszał się dobrowolnie, dzień pracy w kopalni liczył się podwójnie czy potrójnie. Ale ponieważ ten chłop nie ma dokumentu na to, że był w obozie, że pracował w kopalni, nie ma prawa do żadnych rekompensat z tego tytułu.
TOMASZ BEREZA: – W procesie kolektywizacji były dwa etapy: lata 1949-1951, kiedy władze stosowały przymus bezpośredni, czyli na przykład aresztowały bez żadnych formalnych procedur chłopów, którzy nie chcieli wpisać się do kołchozu, i okres 1951-1954, w którym starano się chłopów zmusić do kolektywizacji metodami pośrednimi – przez politykę fiskalną, czyli podatek gruntowy i świadczenia rzeczowe, czyli system obowiązkowych dostaw. Przełomową datą jest wiosna 1951 r., tak zwana sprawa gryficka. Po niej odstąpiono od metod siłowych, zastąpiono je metodami ekonomicznymi.
BARBARA POLAK: – Co się wydarzyło w Gryficach?
TOMASZ BEREZA: – Wydarzenia w Gryficach w województwie szczecińskim są tylko przykładem tego, co działo się w całej Polsce. Zimą 1951 r. przeprowadzono tak zwany planowy skup zboża. Władza uznała, że wyniki skupu są niewystarczające. W poszukiwaniu zboża w teren wyjechały brygady lekkiej kawalerii ZMP (tak to się nazywało w oficjalnej nomenklaturze partyjnej), które przeszukiwały gospodarstwa, niszcząc je i kradnąc, co się dało. Gdy znaleziono zboże, zabierano wszystko. Tak prowadzona akcja kolektywizacyjna spowodowała prawdziwy exodus chłopów z Ziem Odzyskanych i spadek produkcji rolnej. Po uchwale Komitetu Centralnego z 16 maja 1951 r., potępiającej wydarzenia gryfickie, sytuacja uspokoiła się, co nie znaczy, że później nie zastraszano czy bito chłopów, ale na pewno już nie na taką skalę.
LESZEK PRÓCHNIAK: – Wszystko to miało wpływ na postawę tak zwanego aktywu dołowego, który z jednej strony miał nakaz, żeby tworzyć spółdzielnie, a z drugiej strony nie wiedział, jak to robić, bo wytrącono mu oręż z ręki. A płynące z góry sygnały wykluczały się wzajemnie.
TOMASZ BEREZA: – Propagandowo władze kładły nacisk na dobrowolność zrzeszania się chłopów w spółdzielniach. Terenowy aktyw partyjny zwoływał wiejskie zebrania, gdzie wygłaszano wyuczone na pamięć referaty Minca czy Zambrowskiego w takim właśnie duchu. Równocześnie komitety wojewódzkie w nieformalnych rozmowach nakazywały chłopów bić, zamykać. Wtedy kolektywizacja ruszała.
RYSZARD ŚMIETANKA-KRUSZELNICKI: – W latach 1948-1950 istniały jeszcze pozostałości partyzantki antykomunistycznej, kilku- lub kilkunastoosobowe oddziały. Tworzyły się nowe uzbrojone grupy złożone z najbardziej zdesperowanych chłopów, ofiar i przeciwników kolektywizacji. Fakt, że funkcjonowało to podziemie, był często alibi dla lokalnych działaczy, którzy wstrzymywali kolektywizację, twierdząc, że grozi im śmierć z rąk uzbrojonych grup. Czytamy o tym w sprawozdaniach wysyłanych do władz.
LESZEK PRÓCHNIAK: – Działalność zbrojnych grup dawała alibi nie tylko działaczom, ale również samym chłopom. Przykładem jest wieś Łękińsko w powiecie piotrkowskim, której mieszkańcy już w 1948 r. zadeklarowali, że chętnie założyliby spółdzielnię, ale boją się „ludzi z lasu”. Władze lokalne, które początkowo chciały natychmiast uruchomić spółdzielnię, przez jakiś czas zmniejszyły naciski. Próbowały także skłonić chłopów do wyzbycia się obaw, dając im dodatkowe przydziały maszyn i narzędzi rolniczych. Ostatecznie spółdzielnia produkcyjna w Łękińsku powstała dopiero wiosną 1951 r.
BARBARA POLAK: – Jak przebiegała kolektywizacja na terenach nowo zasiedlonych, na ziemiach zachodnich i północnych?
TOMASZ BEREZA: – Generalnie osadnicy (nie chodzi tylko o ziemie zachodnie, również o tereny zasiedlane w ramach akcji Wisła) łatwiej godzili się na kolektywizację. Wyjaśnić to można trudnościami w zagospodarowaniu się. Nie mniej istotnym czynnikiem był brak przywiązania do nowej ziemi. Niektóre tereny na zachodzie zostały skolektywizowane w ponad 30 proc. W regionach, gdzie ruchów ludności nie było, gdzie gospodarzono od dziada pradziada, kolektywizacja nie przekroczyła 5 proc.
RYSZARD ŚMIETANKA-KRUSZELNICKI:
[quote]– Tam, gdzie nie rozbito lokalnych więzi ludzkich, chłopi stawiali silny opór, wyznawali bardzo starą zasadę, że ziemi się nie oddaje. W gromadzie Okół w powiecie iłżeckim w 1950 r. wybuchł bunt chłopski przeciw planom kolektywizacji, a w 1952 r. mieszkańcy kilkunastu wsi sprzeciwili się wysiedlaniu z tak zwanego pasa leśnego w powiatach koneckim i opoczyńskim, traktując całą akcję jako wstęp do kolektywizacji.[/quote]
BARBARA POLAK: – Jakie były ekonomiczne koszty kolektywizacji?
LESZEK PRÓCHNIAK: – Bardzo trudno to oszacować, ale straty były ogromne, co między innymi wynikało z bardzo niskiego poziomu gospodarowania w spółdzielniach produkcyjnych. Pod koniec 1954 r. straty spółdzielni wynosiły 335 mln zł.
TOMASZ BEREZA: – Trudno wymagać od chłopa, który w spółdzielni znalazł się nie z własnej woli, żeby dobrze gospodarował.
RYSZARD ŚMIETANKA-KRUSZELNICKI: – Okazało się, że nie można tą metodą zaopatrzyć społeczeństwa polskiego w żywność, że nakłady na istniejące spółdzielnie są niewspółmiernie wysokie w stosunku do ich produkcji.
TOMASZ BEREZA: – Dodać tutaj należy, że okres najbardziej forsownej kolektywizacji przypadł na lata 1952-1953, które były latami nieurodzaju. Nie wiem, czy w ogóle w gospodarce centralnie sterowanej ktoś zastanawiał się nad rachunkiem ekonomicznym.
BARBARA POLAK: – Decyzję o zakończeniu kolektywizacji tradycyjnie przypisuje się Gomułce.
TOMASZ BEREZA: – Po 1956 r. nastąpiło żywiołowe załamanie akcji kolektywizacyjnej. We wrześniu 1956 r. w kraju istniało ponad 10 tys. spółdzielni, uprawiających 13 proc. ogólnego areału ziemi. 31 grudnia 1956 r. tych spółdzielni pozostało niespełna dwa tysiące. Po VIII Plenum KC PZPR chłopi gremialnie opuszczali spółdzielnie. To uświadomiło Gomułce, że kolektywizacja, przynajmniej jako proces krótkofalowy, jest niemożliwa do zrealizowania.
BARBARA POLAK: – W latach siedemdziesiątych władze uznały, że społeczeństwo pogodziło się z systemem i jego regułami. Dlatego wydaje mi się, że moment konsolidacji wsi w latach osiemdziesiątych i utworzenie rolniczych związków zawodowych pod hasłami „Solidarności” jest szczególnie ważny. Nastąpiła wtedy odbudowa etosu wsi walczącej o swoją godność.
RYSZARD ŚMIETANKA-KRUSZELNICKI: – Dwadzieścia lat między 1956 r. a połową lat siedemdziesiątych charakteryzuje się przewagą postaw przystosowawczych i tak zwaną małą stabilizacją. Państwo nie było już takie groźne, odstąpiono od nachalnego programu kolektywizacji, dało się jakoś przeżyć. A jednocześnie najbardziej aktywni ludzie uciekali ze wsi. W wielu środowiskach wiejskich zaczęło brakować osób, grup, które by kontynuowały opór wobec systemu.
BARBARA POLAK: – A może jest to po prostu naturalny proces cywilizacyjny?
LESZEK PRÓCHNIAK: – To był okres, kiedy wzrósł kontrast między poziomem życia na wsi i w mieście. Mieszkańca wsi traktowano jako kogoś gorszego. W mojej opinii przyczyniła się do tego komunistyczna propaganda, która przez wiele lat przedstawiała chłopów jako kułaków, chowających towary, które powinni oddawać na potrzeby kraju. Przy ciągłym deficycie żywności zabiegi propagandy potęgowały niechęć do mieszkańców wsi.
RYSZARD ŚMIETANKA-KRUSZELNICKI: – Ale jednocześnie jest to efekt niedoinwestowania wsi, zacofania kulturalnego, oświatowego i gospodarczego.
TOMASZ BEREZA:
[quote]- Po wypadkach grudniowych, którym początek dała podwyżka cen żywności, w styczniu 1971 r. Edward Gierek pojechał do Moskwy. Usłyszał wtedy od Leonida Breżniewa: „Gomułka dlatego miał problemy, że nie przeprowadził kolektywizacji rolnictwa”. Władze postanowiły wrócić do tej idei. Oficjalnie nie mówiono o kolektywizacji.[/quote]
W 1972 r. zniesiono obowiązkowe dostawy. Po 1976 r., po załamaniu się gierkowskiej strategii gospodarczej, podjęto pewne kroki dotyczące rozwoju sektora socjalnego na wsi. Pojawiła się ustawa o emerytalnym zaopatrzeniu rolników, wszyscy chłopi zostali zmuszeni do płacenia składek emerytalnych, ale emerytury mieli otrzymać tylko ci, którzy w ciągu roku oddawali na rzecz państwa towary wartości około 150 tys. złotych. W ten sposób wypompowywano pieniądze ze wsi, nie gwarantując w późniejszym okresie godziwego życia rolnikom.
Należy pamiętać, że w tym okresie następował proces starzenia się społeczeństwa wiejskiego, a nie wszyscy gospodarze mieli spadkobierców. Rolnicy mieli zagwarantowaną rentę, jeżeli oddali ziemię do państwowego funduszu ziemi, który nie mógł jej przekazywać w ręce innych chłopów indywidualnych, a jedynie spółdzielniom, pegeerom albo kółkom rolniczym. Powodowało to niezadowolenie. W 1977 r., częściowo z inicjatywy KOR, powstały Komitety Samoobrony Chłopskiej – Ziemi Grójeckiej, Ziemi Lubelskiej i Ziemi Rzeszowskiej. Działacze tych komitetów stanowili później elitę „Solidarności” Rolników Indywidualnych.
BARBARA POLAK: – Nastroje opozycyjne wobec poczynań władzy w mieście i w środowiskach wiejskich były podobne.
TOMASZ BEREZA: – We wrześniu 1980 r. złożono wniosek o rejestrację NSZZ „Solidarność” Wiejska. Władze oczywiście starały się wyhamować aspiracje chłopów, doszło do wielu strajków, w końcu do porozumień rzeszowsko-ustrzyckich, w których władze po raz pierwszy zadeklarowały nienaruszalność chłopskiej ziemi. Nad polską wsią aż do 1980 r. wisiało widmo utraty własności indywidualnej.
LESZEK PRÓCHNIAK: – Od czasu reformy rolnej chłopi po raz pierwszy dostali coś od władzy, do tej pory tylko im zabierano. Wszelkie zmiany sytuacji politycznej pogarszały ich warunki materialne. Nic dziwnego, że najczęstszą reakcją w okresach niepokoju w kraju było wybijanie stad hodowlanych i mielenie zboża w obawie przed utratą.
Po dwudziestu latach od wprowadzeniu stanu wojennego generał Jaruzelski, cytuję za „Gazetą Wyborczą”, powiedział:
[quote]Uzasadnione jest dziś mówienie o wielkiej, historycznej >>Solidarności<<. Ale była też >>Solidarność<< Rolników Indywidualnych […], która obiecywała bułkę z szynką, lecz trzymała i bułkę, i szynkę na zapiecku.[/quote]
Tak generał definiuje cel i zasady działania społeczności wiejskiej i powody, dla których powołano związek chłopski. To kwintesencja komunistycznego myślenia – dobra solidarność robotnicza i zła solidarność chłopska.
BARBARA POLAK: – Władze powojennej Polski, choć teoretycznie zapewniały możliwość społecznego awansu każdemu, prowadziły politykę jednoznacznie skierowaną przeciw polskiej wsi, być może z powodów ideologicznych. Chłopi byli jedyną grupą, która mogła coś posiadać na własność.
RYSZARD ŚMIETANKA-KRUSZELNICKI:
[quote]– Naszą rozmowę podsumowałbym tak – wieś i chłopi konfrontację z komunizmem wygrali, ale cena tego była olbrzymia. Obecny stan polskiej wsi jest tego świadectwem.[/quote]
TOMASZ BEREZA – historyk, zajmuje się dziejami wsi i ruchu ludowego w XX wieku oraz historią regionalną Rzeszowszczyzny. Autor kilkunastu publikacji naukowych i popularnonaukowych. Pracownik OBEP IPN w Rzeszowie.
LESZEK PRÓCHNIAK – historyk, pracownik OBEP IPN w Łodzi.
RYSZARD ŚMIETANKA-KRUSZELNICKI – dr nauk humanistycznych. Specjalizuje się w historii oporu społecznego po 1945 r. Autor książki Komendant Zagończyk. Z dziejów zbrojnego podziemia antykomunistycznego oraz kilkudziesięciu publikacji o charakterze naukowym i popularnonaukowym. Obecnie przygotowuje rozprawę Podziemie poakowskie na Kielecczyźnie w latach 1945-1948. Pracownik OBEP IPN w Krakowie (Delegatura w Kielcach).
rozmowa ukazał się w Biuletynie IPN (nr 1, 2002 r.)
(629)