Wśród kilkudziesięciu sensacyjnych i dramatycznych epizodów z wojennych dziejów prowincji pomorskiej w niniejszej książce znalazły się opisy skutków alianckich nalotów na Szczecin i Świnoujście. Poznamy tajemnice sanatorium w Połczynie-Zdroju i stodoły w Podgajach, w której żywcem spłonęli polscy żołnierze.
Wraz z Leszkiem Adamczewskim Czytelnik podąży tropem hitlerowskich „cudownych broni”, głównie rakiet V-2, Rheinbote i Rheintochter. Zwiedzi schrony bojowe Wału Pomorskiego i przeciwlotnicze w Szczecinie. Sporo miejsca autor poświęcił także wojennym losom pomorskich skarbów kultury.
Leszek Adamczewski – poznański pisarz i dziennikarz. Autor blisko trzydziestu książek. Od 2009 roku współpracuje z Wydawnictwem Replika. Począwszy od debiutanckich Złowieszczych gór, zajmuje się tematyką zagadkowych i tajemniczych wydarzeń z lat drugiej wojny światowej, w tym nieznanych losów skarbów kultury.
Fragment rozdziału Pod osłoną „chińskiego muru”
Poddarłowskim poligonem dział kolejowych interesowała się znana nam już słupska dziennikarka i pisarka Jolanta Nitkowska-Węglarz, która w kolejnym wydaniu książki Tajemnicze Pomorze (część pierwsza z 2011 roku) napisała, że po przetransportowaniu działa Dora do Rügenwalde „Hitler nie stracił go z oczu. Po raz pierwszy przyjechał do Darłowa na trzy dni w sierpniu 1941 roku, kiedy na poligonie dokonywano pierwszych prób. Po raz drugi – 19 marca 1943 roku, kiedy potężna ekipa filmowa towarzyszyła mu w lustracji tej tajnej jednostki”. Jeśli podporucznika Frentza i jego pomocnika, który wymieniał mu taśmę filmową w kamerze, uznamy za potężną ekipę, to zgoda. Ale zgody nie ma przy kolejnych stwierdzeniach zawartych w cytowanych wyżej niespełna trzech zdaniach z Tajemniczego Pomorza. Działo lub działa 800-milimetrowe Hitler obejrzał niejako przy okazji, ponieważ bardziej interesował się zgromadzonymi na poddarłowskim poligonie prototypami czołgów i dział samobieżnych. Oglądając pojazdy bojowe i obserwując oddawane z ich armat strzały, Hitler co rusz wracał w rozmowach do zaplanowanej operacji Zitadelle, licząc, że salwy z Ferdynandów i Tygrysów zdziesiątkują Rosjan. Jak wiemy z historii, nie zdziesiątkowały, a wielka bitwa pancerna na łuku kurskim ostatecznie wytrąciła z rąk Niemców inicjatywę strategiczną.
Interesujące jest również, skąd redaktor Nitkowska-Węglarz wzięła informację o pobycie – i to aż trzydniowym! – Hitlera w Rügenwalde w sierpniu 1941 roku. Latem tego roku przebywał on w „Wilczym Szańcu”. Pod koniec lipca Hitler poważnie zachorował. Jego adiutant Nicolaus von Below wspominał: „Widać było po nim wyraźnie, że czuje się kiepsko. Dr [Theo] Morell sugerował, że jest to chyba jakiś lekki atak apopleksji. Serce i krążenie nie są u niego w porządku”. Niemal przez cały sierpień Hitler zmagał się ze skutkami – na co chyba wszystko wskazuje – lekkiego udaru mózgu, by dopiero pod koniec miesiąca wrócić do aktywności. Czas ku temu był najwyższy, bo 25 sierpnia do „Wilczego Szańca” przyjechał Benito Mussolini, któremu przez kilka najbliższych dni Führer towarzyszył w podróży do Brześcia i kwatery „Askania Süd” koło Frysztaku, dokąd pojechali oddzielnie własnymi pociągami specjalnymi. Następnie udali się na front wschodni.
Spore wątpliwości budzi jeszcze jedna sprawa. Jakie działo 800-milimetrowe zademonstrowano Hitlerowi 19 marca 1943 roku? Oczywiście, Dorę – odpowiada wielu znawców tematu. Tymczasem David Irving w Wojnie Hitlera pisze, że Führer chciał tam obejrzeć nowe działo Kruppa, a więc bliźniaka Dory – Ciężkiego Gustawa, które w tym czasie też znalazło się pod osłoną „chińskiego muru” w Rügenwalde. Nie wyklucza to jednak tego, że Hitler mógł zobaczyć również weterana spod Sewastopola.
Ci, którzy w czasach PRL trafiali do jednostki wojskowej w Darłówku, interesowali się nie tylko „chińskim murem”, ale także tym, co Niemcy zbudowali wewnątrz ogrodzonego terenu. A przed czterdziestu czy pięćdziesięciu laty można było zobaczyć dużo więcej niż w lipcu 1999 roku, gdy za zgodą rzecznika prasowego Dowództwa Marynarki Wojennej RP zwiedzałem dawny niemiecki poligon artylerii najcięższej. Już nie było widać nawet śladów po torowiskach kolejowych, a ewentualnymi podziemiami nikt się nie interesował.
Od znajomego, który w latach 60. odbywał zasadniczą służbę wojskową w jednostce w Darłówku, usłyszałem w tymże 1999 roku:
– Intrygował nas wtedy ów „chiński mur”. Oficerowie z jednostki szukali tam też podziemi. Nas nie dopuszczano do tego miejsca, ale w koszarach opowiadano, że natrafiono na wejście do kilkupiętrowych bunkrów podziemnych. Były one zalane wodą. Nie dało się jej wypompować, więc sprowadzono wojskowych płetwonurków, którzy spenetrowali zalane podziemia. Ponoć doszło przy tym do wypadku, w którym jeden z nich zginął. Po tym dano sobie spokój z odkrywaniem wojennych tajemnic Darłówka i zabetonowano wejścia do podziemi.
(349)