W czasie tzw. zimnej wojny napięcie między światowymi mocarstwami było ogromne. Nic dziwnego, że w tym okresie testowano różnego rodzaju broń i przygotowywano się do wybuchu III wojny światowej. Wyścig trwał m.in. w kosmosie. Amerykanie testowo zdetonowali tam bombę jądrową. Skutki tego były odczuwalne na ziemi, przerażające, a jednocześnie dające wojskowym sporo do myślenia .
Amerykanie w 1962 roku wysłali na wysokość 386 km nad Ziemią bombę „Starfish Prime” i zdetonowali ją 9 lipca. Była to bomba o mocy 1,45 megatony, czyli o 100 razy silniejsza niż ta, która spadła na Hiroszimę. Efekt wizualny wybuchu bomby w kosmosie może robić wrażenie, ale…
Efekty eksplozji „Starfish Prime” w kosmosie dało się odczuć na Ziemi. Znaczy wzrost promieniowania X oraz Gamma, a także pył po bombach to skutki detonacji. Ten ostatni znacznie utrudniał loty samolotów, powodował, że dochodziło do przepięć elektrycznych, zakłóceń komunikacji, a pole elektromagnetyczne nabrało takiej mocy, że zorza polarna zaczęła pojawiać się tam, gdzie do tej pory jej nie widywano. Dla ekspertów było od tego momentu jasne, że taki wybuch nad terytorium wroga może sparaliżować życie w danym państwie.
Operacja Amerykanów i mniej znane próby ZSRS były końcówką wielkiego jądrowego wyścigu mocarstw. Przynajmniej oficjalnie. W lipcu 1963 roku ratyfikowano układ o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej.
(7181)