– Dlaczego gotowanie w zawalającej się kuchni czy przeprawa przez pół miasta z noszami mają być mniej heroiczne od biegania w grupie uzbrojonych kolegów? – pyta Weronika Grzebalska, autorka książki „Płeć powstania warszawskiego” i zastanawia się, dlaczego historiografia sierpniowego zrywu Warszawy „zamiotła kobiety pod dywan”.
Choć kobiety stanowiły około 22 proc. uczestników powstania warszawskiego i były zaangażowane niemal we wszystkie sfery podziemnej działalności, (…) w podręcznikach szkolnych powstanki są całkowicie nieobecne, a w najważniejszych monografiach pojawiają się zazwyczaj w rolach drugoplanowych, niewymagających przywoływania szczegółowych danych biograficznych ” – pisze w swojej książce „Płeć powstania warszawskiego” Weronika Grzebalska, socjolożka i doktorantka w Szkole Nauk Społecznych PAN.
Spotkanie z autorką:
W rozmowie z serwisem Na Temat mówi, że:
[quote]W książkach poświęconych powstaniu często nie podaje się ich nazwisk, danych biograficznych, nie mają one swoich ulic, pomników, nie ma ich w podręcznikach szkolnych. Zadawałam sobie pytanie, jak to się dzieje, że kobiety tak silnie obecne w czasie różnych rewolucji i wojen, są później nagle zamiatane gdzieś pod dywan. Znikają. Moje badania, które polegały nie tylko na wywiadach z powstankami…[/quote]
Uczestniczki Powstania Warszawskiego nazywa… powstankami:
[quote]Bardzo długo zastanawiałam się, jakie słowo wybrać. Myślałam nad rozmaitymi opcjami: od “powstańczyni”, czyli słowa, które było w uzusie w XIX wieku, przez “powstankę”, ale i opisowe określenia jak „kobieta-żołnierz” czy „kobieta walcząca w powstaniu”, które ukazują kobiety jako odstępstwo od męskiej normy. Zdecydowałam się na „powstankę”, żeby moje rozmówczynie miały “swoje” słowo, żeby nie zginęły w męskim określeniu „powstańcy”.[/quote]
Zdaniem autorkli „mit Powstania Warszawskiego musi zostać zdekonstruowany”:
Bo jak już mówiłam mit powstańczy w swoim obecnym kształcie jest głęboko antycywilny i militarny, a z drugiej strony bardzo męski. I na cenzurowanym są wszystkie elementy, które się w tym micie nie mieszczą lub go podważają. Dlatego np. nie mówi się o cywilach inaczej, niż jako o bezbronnych ofiarach nazistowskich zbrodni, albo jako o ludności bohatersko wspierającej walczących. I to bardzo dobrze widać w ekspozycji Muzeum Powstania Warszawskiego. Różne zupełnie cywilne aktywności, np. chodzenie po wodę, są przedstawiane jako heroiczny opór, podczas gdy to była przecież przede wszystkim chęć przeżycia, a nie chęć walki. W naszym dyskursie o Powstaniu wszystko musi być zorientowane na walkę. I nie ma tam miejsca na mówienie, że po prostu chciało się przeżyć.
Autorka tematem zajmuje się od dawna. W 2010 roku w Krytyce Politycznej Grzebalska polemizowała z tekstem Cezarego Michalskiego. Jej zdaniem Muzum Powstania Warszawskiego nie należy zamieniać w martwy pomnik, lecz
[quote]otworzyć na pamięć grup marginalizowanych, mogącą podważyć hegemoniczną narrację: świadectwa powstańców żydowskiego pochodzenia, którzy ukrywali swoją tożsamość z obawy przed egzekucją z rąk akowców, antyheroiczną opowieść cywilów o piwnicznej gehennie i gwałtach, wspomnienia powstanek o dyskryminacji w szeregach podziemnej armii.[/quote]
Problemem są sami kombatanci, których należy przestać otaczać szacunkiem i czcią:
[quote]powstańcy powinni przestać być traktowani jak arbitrzy od patriotyzmu czy wychowawcy młodzieży. Że dzieje się to nagminnie i stało się już w zasadzie przezroczyste, świadczą o tym nie budzące kontrowersji patriotyczne pogadanki powstańców w szkołach czy uparte zadawanie im przez dziennikarzy pytań o to, czym jest patriotyzm. Z dzieci z kolei na pewno nie powinno się robić małych powstańców, wychowywanych w anachronicznej tradycji patriotyzmu tyrtejskiego.[/quote]
Kolejny problem stanowi pamięć historyczna i zbiorowa:
[quote]Doświadczenie powstania warszawskiego było i jest z powodzeniem transmitowane w sferze praktyk prywatnych: przekazywane w intymnych wspólnotach rodzinnych w postaci opowieści czy stawiania zniczy na grobach, kultywowane podczas przyjacielskich spotkań w gronie kombatantów, wpisane w tkankę miasta. Jesteśmy też obecnie świadkami rozkwitu wtórnej pamięci powstania, czego przykładem są chociażby fanowskie strony internetowe poświęcone jego bohaterom (co istotne, nigdy bohaterkom), popularność powstańczych gadżetów, inicjatywy w rodzaju grup rekonstruujących walki czy konkursów na powstańczy komiks itp.[/quote]
W walce ze strasznym mitem powstania nie poradził sobie nawet PRL:
[quote]nawet polityce historycznej okresu powojennego – mimo takich jej mechanizmów jak prześladowania, cenzura i całkowity brak miejsc pamięci w rodzaju pomników czy muzeów – nie udało się wymazać powstania z pamięci społecznej.[/quote]
Jest jednak nadzieja:
zniuansowana o różnorodne głosy pamięć powstania przestanie być dydaktyczną historią o walce naszych ze Złem, przez co straci status fundatorskiego mitu nacjonalistycznej wspólnoty.
źródło: NaTemat, wPolityce.pl
(97)