Wzajemny szacunek, samorealizacja, akceptacja dla cudzych potrzeb – to wszystko, czego brakuje w wielu związkach, które pozornie są partnerskie, ale nie ma w nich szczęścia. Rozwiązaniem jest poliamoria. Ale nie elitarna, ograniczona do zamożnych mieszkańców wielkich miast, lecz powszechna i naturalna jak przyjaźń. Taka, która wynika z równościowej polityki społecznej – pisze w Gazecie Wyborczej Piotr Szumlewicz.
Czym jest polimoria? „To praktyka, chęć lub akceptacja zaangażowania w związek miłosny z więcej niż jedną osobą w tym samym czasie, za zgodą i wiedzą wszystkich tworzących dany związek osób”.
Szumlewicz diagnozuje sytuację:
[quote]Polskie społeczeństwo się zmienia. Z roku na rok przybywa rozwodników, maleje liczba małżeństw, coraz więcej osób żyje w związkach niesformalizowanych (rodzi się w nich już prawie 30 proc. dzieci). Jednocześnie rośnie liczba partnerów seksualnych w ciągu życia.Tymczasem dominujący przekaz zdaje się nie dostrzegać zmieniających się wzorców życia rodzinnego i seksualnego. Co z tego, że zajmują się nimi media z obu stron barykady, skoro ta dyskusja nie przekłada się na realne zmiany. Czołowi politycy nie godzą się na jakiekolwiek formy legalizacji związków partnerskich, adopcja jest obwarowana surowymi warunkami i dostępna wyłącznie dla małżeństw, a homoseksualizm (nie mówiąc o biseksualizmie) wciąż uchodzi za rodzaj dziwactwa lub wielkomiejskiej ekstrawagancji.[/quote]
Na razie polimoria jest stosunkowo mało znana:
[quote]poliamoria w polskiej debacie publicznej praktycznie nie istnieje. Związki budowane z kilkoma osobami równocześnie funkcjonują jedynie jako przejściowa sytuacja, która szybko się kończy ostatecznym wyborem jednego z partnerów. Drugi musi zniknąć, aby był możliwy dobry monogamiczny związek. W najlepszym razie poliamorię postrzega się więc jako krok na drodze ku monogamii.[/quote]
Szumlewicz stawia pytanie:
Ale w takim razie dlaczego podobne podejście nie dotyczy innych osób? Czy jako dorośli ludzie nie możemy budować bliskich relacji poza kręgiem rodzinnym?
Winny jest tradycyjny model rodziny:
Monogamiczny wzorzec rodziny heteroseksualnej zakłada, że mamy prawo żądać od partnerów, aby niszczyli bliskie stosunki z „byłymi”, zrywali przyjaźnie z osobami płci przeciwnej i tym bardziej nie nawiązywali nowych, nie mówiąc już o relacjach erotycznych. Ceną za szczęśliwy związek monogamiczny jest rezygnacja ze znajomych i przyjaciół, zwłaszcza tych, którymi jedna ze stron mogłaby zainteresować się seksualnie. Chcesz ze mną być – musisz wyczyścić swoje potrzeby emocjonalne związane z innymi ludźmi.
Dlatego Szumlewicz postuluje:
[quote]Dlatego ważnym elementem bliskiej relacji i zarazem wyrazem zaangażowania oraz szacunku dla partnera jest akceptacja jego autonomii. Dostrzeżenie, że jest odrębnym człowiekiem. Rezygnacja z władzy, również tej objawiającej się inwigilacją – kontrolą telefonów czy maili. Każdy ma prawo do tajemnic i prywatnych obszarów. Akceptacja tego wszystkiego to nie tylko koszt partnerstwa. To przede wszystkim konsekwencja odrzucenia tak przecież nas oburzającego feudalnego modelu relacji, w którym mężczyzna ma kobietę na własność.[/quote]
Rozwiązaniem jest poliamoria, która, zdaniem Szumlewicza, staje się faktem:
[quote]Poliamoria, która tak nas oburza, w pewnych wymiarach już jest faktem. Bo czym jest regularna zdrada będąca często elementem modelu monogamicznego? To przecież poliamoryczna forma realizacji potrzeb, z tą różnicą, że ukrywana zdrada nie kwestionuje otwarcie władzy drugiej strony. Ba! Coraz częstszym zjawiskiem jest zdrada częściowo uznawana. Niech już będą te skoki w bok, ale nie chcę o nich wiedzieć – to formuła, która niekiedy daje poczucie stabilności i bezpieczeństwa.[/quote]
Dotychczas poliamoria jest „wyklęta” z debaty, bo…
[quote]PRL i III RP łączy chadecki model polityki społecznej i rynku pracy: mężczyźni zarabiają więcej, zajmują bardziej prestiżowe pozycje, z uwagi na niższe płace z urlopów wychowawczych korzystają prawie wyłącznie kobiety, a świadczenia społeczne są niskie, selektywne i ukierunkowane na rodziny, których głowami są ojcowie. Fundamentem społeczeństwa jest tradycyjne małżeństwo, w którym mężczyźni nie powinni się rozwodzić, ale mają przyzwolenie na kochanki na boku. Żony zaś winny być wierne, swoje fantazje seksualne mogą realizować w wyobraźni, a potrzeby towarzyskie z koleżankami.[/quote]
Szumlewicz postuluje, aby poliamoria była wprowadzona przez państwo:
W naszym kraju taki model wciąż jest objęty społecznym tabu. Ale zmieniłoby się to, gdyby szwedzkim śladem wdrożono w Polsce socjaldemokratyczną politykę społeczną. Państwo prawdziwie opiekuńcze ułatwiłoby budowanie relacji opartych na bliskości, partnerstwie, a jednocześnie obopólnym prawie do autonomii. W gruncie rzeczy byłby to kluczowy element polityki równości płci, nad Wisłą określanej groteskowym mianem „ideologii gender”.
Według Szumlewicza, rozmowa o poliamorii jest czymś naturalnym:
I tak rzec można, że zaczynając dyskusję o poliamorii, w istocie rozmawiamy o fundamentalnych kwestiach społecznych, jak redystrybucja dóbr czy emancypacja kobiet. W tym miejscu feminizm przecina się z socjalizmem.
całość artykułu na stronie Gazety Wyborczej
(234)