Jest to jeden z najbardziej tragicznych epizodów w dziejach rosyjskiej marynarki wojennej. Kursk zatonął 12 sierpnia 2000 roku na Morzu Barentsa. Zginęła cała, licząca 112 osób załoga.
Wiadomość o katastrofie Rosjanie trzymali w tajemnicy, podali ją dopiero dwa dni później. Na pokładzie okrętu znajdowało się 118 członków załogi. Część z nich przeżyła moment wybuchu. 23 marynarzy, którzy ocaleli zgromadziło się w jednym z przedziałów łodzi, czekając na pomoc. Ponieważ reaktory atomowe samoczynnie się wyłączyły, a akumulatorowe zasilanie awaryjne wkrótce się wyczerpało, ludzie pozostawali w całkowitych ciemnościach i z coraz mniejszą ilością tlenu. Jak długo żyli uwięzieni ludzie, nie wiadomo. Według różnych źródeł w całkowitych ciemnościach mogli przeżyć jeszcze kilka dni. Akcja ratunkowa była prowadzona przez Rosjan wyjątkowo nieudolnie.
Początkowo Rosjanie prowadzili akcję ratunkową na własną rękę, mimo, że z ofertą pomocy wystąpili Brytyjczycy, Norwegowie oraz Amerykanie. Dopiero po 5 dniach władze na Kremlu poprosiły o wsparcie. Na Morze Barentsa wyruszyła ekipa brytyjsko-norweska. Norwegowie dotarli do wnętrza „Kurska” 21 sierpnia 2000 roku. Nikt nie przeżył.
Rosjanie przez wiele miesięcy podejmowali próbę podniesienia wraku. Ostatecznie udało się tego dokonać z pomocą specjalistów holenderskich i norweskich w październiku 2001 roku.
„Kursk” nie był jedynym okrętem atomowym, który spoczął na dnie morza.
W Zatoce Biskajskiej leżą najprawdopodobniej wraki dwóch atomowych łodzi podwodnych klasy ”November”, ale ZSRR się do tego oficjalnie nigdy nie przyznał. O tym fakcie napisali natomiast dwaj Rosjanie, którzy tworzyli podwodną żeglugę tego kraju. Te łodzie nie miały początkowo napędu nuklearnego, przystosowywano je niemalże z marszu. W czasie awarii, czy jakiś problemów marynarze zbierali do wiader wodę radioaktywną szmatami.
(197)