Jedną z największych zdobyczy duchowych epoki odrodzenia i humanizmu jest, jak się wyraził Burckhardt, „odkrycie człowieka”.
Prawda, że już w wiekach średnich – od czasów świętego Augustyna – człowiek zagłębiał się w tajniki własnej duszy (bez tego nie byłoby mistyki średniowiecznej), ale dopiero na epokę odrodzenia i humanizmu, to znaczy na epokę, której świtem jest – w literaturze – „Vita Nuova” Dantego, przypada rozkwit indywidualizmu i, co za tym poszło, rozkwit zarówno liryki autobiograficznej, jak biografii i autobiografii w prozie.
U nas wolno mówić o tym rozkwicie dopiero w wieku XVI.
Już za Zygmunta Starego wnika do poezji polsko – łacińskiej pierwiastek autobiograficzny, czego najpiękniejszym i najwymowniejszym dowodem jest elegia Janickiego „De se ipso ad posteritatem”. Z tychże czasów pochodzi pierwsza autobiografia polsko – łacińska, napisana przez Abrahama Kulwę, Litwina: „Confessio fidei Abrah. Culuensis, scripta ad Serenissimam reginam Poloniae”.
Cóż dopiero powiedzieć o czasach Zygmunta Augusta i Stefana Batorego! Jak jasne światło rzuca na duszę Modrzewskiego jego przedmowa do dzieła „De Republica emendanda”, na duszę Kromera jego przedmowa do dzieła „De origine et rebus gestis Polonorum”, a na życie i duszę Orzechowskiego jego autobiografia łacińska!
Także i w poezji polskiej XVI wieku nie brak pierwiastka autobiograficznego.
Jan Seklucjan poprzedził swój tak zwany Większy Katechizm („Catechismus, to jest nauka naprzedniejsza i potrzebniejsza ku zbawieniu w wierze krześcijańskiej”) wierszem „Do czytelnika upominanie”; jest to nie tyle upominanie, ile osobiste wspomnienie autora o swoich latach szkolnych.
Marcin Bielski na czele swej „Komedyi Justyna i Konstancyjej” umieścił dialog „Mistrz ku swoim Książkom mówi”, a „Książki ku Mistrzowi”; otóż wdzięczny ten utwór jest w pewnej części autobiografia, mianowicie skargą na własne kłopoty domowe i na własną żonę, że odrywa męża od ukochanych książek i zapędza go do gospodarstwa.
Rej (chociaż, podobnie jak Seklucjan i Bielski, nie był humanistą) jeden ośmiowiersz „Zwierzyńca” poświęcił samemu sobie, a „Zwierciadło” zakończył wierszowanym utworem, w którym „ze światem, z dobrym towarzyszem swoim i z jego ozdobnymi przypadkami żegnając się, rozmawia krótkimi słowami”.
Maciej Stryjkowski pisze „Sam o sobie i przygodach swoich w zwiedzeniu rozmaitych krain świata”.
Sonety i niektóre inne poezje Szarzyńskiego to zwierciadło jego własnej duszy po tym przełomie moralno-religijnym, jaki się w niej dokonał.
A Kochanowski! Nie tylko jego elegie łacińskie, ale i polskie utwory liryczne mają charakter autobiograficzny. To, że wiele w nich reminescencji z poetów starożytnych i z Petrarki, że często nie wiadomo, co w nich jest przeżyciem tylko literackim, a co wypadkiem życiowym, nie zmienia samego faktu. „Fraszki” nie stanowią wyjątku: przecież sam poeta wyznaje, że powierzył im „umysł swój zakryty”. Koroną zaś autobiograficznej poezji Kochanowskiego są „Treny”, największe arcydzieło liryki staropolskiej i bodaj czy mające równe sobie w liryce całej Europy XVI wieku. A co jest główną tajemnicą piękności „Trenów”? czyli, mówiąc inaczej, co stanowi ich naczelną wartość estetyczną? Przede wszystkim ich siła wzruszająca, siła tak wielka, że większej nie znaleźć w całej poezji staropolskiej; na większą zdobędzie się dopiero Mickiewicz czy to w opowieści o odwiedzinach pustego domu rodzinnego (w czwartej części „Dziadów”), czy w spowiedzi Jacka Soplicy, czy w lirykach lozańskich. A gdyby kto powiedział, że „Treny” Kochanowskiego mocniej wzruszają czytelnika aniżeli „Ojciec Zadżumionych” Słowackiego, to, kto wie, może byśmy przyznali mu słuszność. Wzruszają zaś „Treny” nie tylko prawdą i siłą bólu ojcowskiego po śmierci ukochanego dziecka i nie tylko rzewnością wspomnień o jego krótkim życiu i jego żegnaniu z matką, ale nadto majestatycznym w swoim spokoju wyrazem całej gamy uczuć: od smutku i rozpaczy, przez zwątpienie o nieśmiertelności duszy i o Bogu, do wiary, pokory religijnej i ukojenia.
Otóż jest w naszej literaturze autobiograficznej XVI wieku, oprócz „Trenów” Kochanowskiego, jeden jeszcze utwór, który, chociaż pisany prozą, ma w sobie (jeśli wolno ufać własnemu wrażeniu) nie mniejszą siłę wzruszającą, nie mniejszą rzewność wyznania osobistego i nie mniej majestatyczny w swoim spokoju wyraz bólu – tylko że nie ojcowskiego, ale synowskiego, pozbawionego wprawdzie (inaczej niż w „Trenach”) refleksji filozoficznej, niemniej jednak płynącego także z uczucia rozkrwawionej miłości, a po części (tak samo, jak w „Trenach”) z wyrzutów sumienia, z niepokoju, czy ból nie jest czasem zasłużoną karą bożą za grzechy ludzkie. Utworem tym jest przedmowa Piotra Skargi do „Kazań na niedziele i święta całego roku”, wydanych w Krakowie r. 1595, a dedykowanych „Najjaśniejszemu i niezwyciężonemu Monarsze Zygmuntowi Trzeciemu”. Niechaj wolno będzie nazwać tę przedmowę autobiografia Skargi.
Jak to? Czyż można nazwać autobiografia utwór, w którym nie ma już nie tylko ani jednej daty, ale nawet słowa jednego ani o dzieciństwie, ani o młodości, ani w ogóle o kolejach blisko już sześćdziesięcioletniego życia? Cóż z tego, kiedy jest w tym utworze własna koncepcja własnego życia, jest uświadomienie sobie jego głównego celu, i jest historia wypełniania tego celu, czyli innymi słowy, jest najistotniejsza treść życia Skargi od czasu powzięcia jego koncepcji. Daty jej narodzin dokładnie nie znamy. Nie ulega jednak wątpliwości, że się ona narodziła w duszy Skargi albo na krótko przed powołaniem albo po powołaniu go przez Zygmunta III na kaznodzieję dworu i sejmu, co nastąpiło w styczniu w roku 1588.
Jakaż to koncepcja? Pamiętać trzeba o tym, że Skarga, przy całej swojej ogromnej trzeźwości umysłowej, był mistykiem, że miewał wizje i słyszał głosy zza świata, i to głosy nie tylko świętych, ale samego Jezusa Chrystusa. Poświadcza to on sam w swoim diariuszu, z którego kilka faktów przytoczył jego biograf Wielewicki. Oto np. dnia 20 marca r. 1604 ukazał mu się, podczas ciężkiej gorączki, zmarły w r. 1603 Krzysztof Warszewicki i zapytał go: „Czemu modlisz się do Pana Boga, aby ci przedłużył życie o jeden rok, a nie o lat dziesięć?”. Innym razem, 22 października tegoż 1604 roku, spożywając podczas Mszy, którą odprawiał, Komunię, usłyszał głos Chrystusa: „Daję Ci dowód mej miłości ku Tobie. Przyjmuję cię do jedności z Ciałem moim, ażebyś był moją częścią nierozłączną” . Nie wierzyć tym i innym jeszcze podobnym faktom może ten tylko, kto nie ma żadnego pojęcia o psychologii mistycyzmu.
Otóż nie ulega najmniejszej wątpliwości, że w pewnej chwili swego życia ten człowiek, który Boga i Ojczyznę ukochał całą siłą swego gorącego serca i który, im dalej w czas, tym jaśniej zdawał sobie sprawę z potęgi swojej wymowy kaznodziejskiej, że ten człowiek powziął pewność mistyczną, iż sam Bóg powołał go do leczenia ukochanej Ojczyzny z tych wszystkich ciężkich chorób moralnych, społecznych i politycznych, które później będą wyszczególnione w kazaniu sejmowym „O miłości ku Ojczyźnie”. Nie dziw, że w innym kazaniu sejmowym, poświęconym „grzechom jawnym i niekarności ich”, powie głośno i otwarcie: „Jać objawienia osobliwego od Pana Boga o was i o zgubie waszej nie mam, ale poselstwo do was mam od Pana Boga, abych wam złości wasze ukazywał i pomstę na nie jeśli ich nie oddaliście, opowiadał”.
Otóż świadomość tego powołania, którą według wszelkiego prawdopodobieństwa zrodził usłyszany w duszy głos Jezusa Chrystusa, przemówiła po raz pierwszy jasno i wyraźnie w owej przedmowie do „Kazań na niedziele i święta całego roku”: „Myślę, jako się sprawię Chrystusowi, Panu i Bogu memu, który mię na tę Swoje robotę posłał i talenty Swymi wedle małej siłeczki mojej nadał i opatrzył, gdy spyta: coś Mi zrobił? Wiele i jakichś Mi pożytków przyczynił? A ja z czym się postawię? co ukażę? Zawstydziwszy się i przestraszywszy, rzeknę: Panie, posłałeś mię do dworu królewskiego, do Zygmunta trzeciego, Pana dwu wielkich królestw, do Domu i Senatu i Rycerstwa i sług i poddanych jego. Nauczałem i upominałem Pana swego,… aby Ciebie znał, Boga swego,… aby sobie mądrości i rozumu prosić u Ciebie i nabywać staraniem pilnym na tak trudne i ciężkie rządzenie umiał, aby… miłość uprzejmą ku poddanym i prawom ich zachował i prace żadnej i czujności w obmyślaniu dobra pospolitego i obrony a zachowania w całości Korony wszystkiej nie żałował… I do Rady i do Senatu jego i do Domu i do sług jego i na Sejmach i Zjazdach odprawowałem, Panie Zbawicielu, poselstwo Twoje: upominałem, aby obie Matce swoje, Kościół Boży i Ojczyznę, w jednym końcu złączone, wiernie i uprzejmie miłowali,… aby wierną radę dawali, na samo się dobro pospolite oglądając, a domy i prywaty swoje na wzór przodków swoich wiernie czcili i onym posłuszeństwo i o ich się niecześć gniewali i szemrania się wszelakiego o nich strzegli;… aby wolnością swoją nie ginęli a niewoli obcych panów na się nie przywodzili. Wołałem na nie, Panie, aby na niewierność, mężobójstwa, cudzołóstwa, kazirodztwa, lichwy, wydzierania, najazdy i inne srogie grzechy, lepsze prawa i prędszą sprawiedliwość naleźli, a zmazaną krwią i krzywdami kościołów i ubogich i uciążeniem poddanych ziemię swoje oczyścili”…
Oto do czego powołanym przez samego Jezusa Chrystusa czuł się Skarga – i oto zarazem największy czyn jego życia: tego jednego dosyć, żeby utwór, który jest wyznaniem tej wiary i stwierdzeniem tego czynu, nazwać autobiografia.
Lecz podobnie jak w „Trenach” Kochanowskiego jest nie tylko cudowny w swoim liryzmie wizerunek ukochanego dziecka, ale i ból ojcowski, tak i w utworze Skargi jest nie tylko charakterystyka jego służby Bogu i Ojczyźnie, ale i ból synowski na myśl, że ta służba nie wydała owoców.
Wprawdzie król Zygmunt nie sprawił Skardze zawodu: „Mam wielką pociechę prącej tej mojej, gdy patrzę na Waszej Królewskiej Mości pobożność i bojaźń ku Panu Bogu,… gdy patrzę na sprawiedliwe panowanie, na trzeźwość i mierność i odmiatanie zbytków i nieprzystojnych rozkoszy… Które wielkie cnoty acz z łaski Bożej, z dobrego wychowania i dobrej natury i z innych pomocy Waszej Królewskiej Mości wyrosły, jednak słuchanie pilne słowa Bożego, w którym się Wasza Królewska Mość kochasz, ten ogród polewa i rozmnożenie mu od Boga daje”. Tę „wielką pociechę” powiększa jeszcze rozrzewniające w swojej dziecięcej naiwności (właściwej ludziom prawdziwie wielkim, a cóż dopiero świętym!) wspomnienie, że król „rad słuchał z tak wielką ochotą, i żem nigdy Waszej Królewskiej Mości drzemiącego na kazaniu, ani z kim gadającego nie widział!”.
Miał Skarga pociechę i z innych słuchaczy, ale ci należeli do wyjątków: ogół sprawił mu gorzki zawód i przepełnił jego duszę bólem i niepokojem patriotycznym. I oto skarży się przed Chrystusem: „Uprzejmie i z serca nawrócenia i poprawy ich i zbawienia pragnął, Ty wiesz; i rad bym na to zdrowie ważył, abym na dobre ich i Ojczyzny ich patrzył. Miłować-em chciał cześć Twoje i pożytki Twoje, aby praca i wylanie drogiej krwi Twojej dla nich nie ginęło. Nie wiem, czym się dzieje, iż nie pomaga im poselstwo Twoje i wołanie moje i do pokuty rzadki bardzo powstaje. Twarda rola strudziła wołu starego, a pracy na niej w dobrem żniwie nie znać. Chytre ryby, od sieci Twej uciekając, pojmać się nie dadzą… Łakomstwo, hardość, łupiestwo i nieprawda górę wzięła; lichwy i złupienie dóbr pospolitych nastąpiło… Jeden drugiego krwi pragnie: mąż brata swojego na śmierć łowi. Złość ręku swoich dobrocią zowią. Panowie wszystko mówią: daj! daj! Sędziowie zapłaty i darów czekają. Możni przewodzić myśli swoje chcą. Najlepszy między nimi przedsię kole jako cierznie z płotu. Jedni nas, fałszywi sami, fałszywymi proroki zowią, choć jawne od Ciebie, Pana naszego, świadectwa mamy. Drudzy słuchają, a nie czynią: wiarę mają katolicką, a ręce heretyckie. Drugim słowo Twoje jest za śpiewanie i muzykę, po której się słuchaniu nic nie zawiąże: chwalą kazania, a żywota swego nie poprawiają”.
Oto tragedia życia Skargi, oto źródło synowskiego bólu tego człowieka, który całym sercem ukochawszy swoją Matkę-ojczyznę, własnymi oczami patrzał na jej nieszczęścia, płynące z braku wdzięczności ze strony jej dzieci za te dobrodziejstwa, które od niej otrzymały…
„Któż winien, Panie?” – pyta Skarga. Odpowiedź przypomina myśl Kochanowskiego, który się; bije w piersi, wołając:
My nieposłuszne, Panie, dzieci Twoje,
W szczęśliwe czasy swoje
Rzadko Cię wspominamy,
Tylko rozkoszy zwykłych używamy..
……………………………………………………………….
Wielkie przed Tobą są występy moje!…
Otóż i Skarga bije się w piersi: „Ze mnie może być przyczyna: albo bojaźnią, albo niedbalstwem, albo nieumiejętnością psuję żniwo Twoje”.
A jak Kochanowski modli się do Boga:
„Użyj dziś Panie, nade mną litości”.
tak i Skarga błaga Jezusa Chrystusa: „I ze mną, i z tymi, co mię słuchają, nie wchodź w sąd, ale w zwyczaju i natury Swojej używaj nad nami!… Uczyń z nami przymierze wieczne!… Spraw to, abyśmy chodzili w rozkazaniu Twoim, abyśmy ludem Twoim nigdy być nie przestali, a Ty Bogiem naszym zawżdy zostawał!”.
„Treny” kończą się ukojeniem – kojącym snem, w którym ukazuje się Kochanowskiemu matka z Orszulką na rękach i pociesza go zapewnieniem, że jego ukochane dziecko dzięki przedwczesnej śmierci uniknęło nieszczęść, nieodłącznych od życia ziemskiego. Jest pewne ukojenie i w utworze Skargi; daje mu je nie tylko wiara w miłosierdzie Boże, ale i nadzieja, że nadejdą dla Polski lepsze czasy: „Pan Bóg… Waszej Królewskiej Mości dać raczył synaczka Władysława, któremu dziś jest pięćdziesiąty dzień i czwarty, w którym się zeszła krew nie tylko wielkich Królów ale i wielkich Cesarzów i Monarchów, za czym wielkiej po nim pociechy wszystka Korona czeka, gdy zwłaszcza dobre wychowanie przystąpi, na którym wszytko należeć będzie. Którego iż ja nie doczekam,… z radości w jego narodzeniu uweselony, tak mu też z Zachariaszem zaśpiewam, gdy to pismo, które zostawuję, czytać będzie: Ty, synaczku, królem polskim zwany, służyć Panu twemu, który cię stworzył w dobrem sprawowaniu ludu Jego będziesz. Władnąć masz sławą, Władysławie, aby ją z narodem i ludem swoim podniósł, a poniżoną podwyższył. Pobożność i męstwo Jagieła Władysława i drugiego tegoż imienia, syna jego, który mężnie zdrowie swoje na potrzebie chrześcijańskiej przeciw Turkom u Warny położył, mieć masz, aby z rodzicami twoimi i z ludem twoim był błogosławiony na wieki… Co się zstanie, dali-Bóg, gdy i z piersi pobożność brać będzie, gdy takie weźmie od Waszej Królewskiej Mości ćwiczenie”.
Te są główne myśli i uczucia przedmowy do „Kazań na niedziele i święta całego roku”. Odzwierciedliła się w niej cała wielka i święta dusza Skargi, ponad wszystko kochająca Boga i Ojczyznę; odzwierciedlił się w niej największy i najświętszy ze wszystkich czynów jego życia: praca nad leczeniem skołatanej „szkodliwymi chorobami” Matki-ojczyzny – za pomocą umoralniania jej grzesznych dzieci. I dlatego wolno było tę przedmowę nazwać autobiografia Skargi.
Przedmowę do „Kazań” pisał Skarga „w Krakowie w dzień uwięzienia świętego Piotra, 1 Augusti (sierpnia) 1595”.
Prof. IGNACY CHRZANOWSKI, Myśl Narodowa, 1936 r., nr 24, s. 374-376. (W czterechsetletnią rocznicę Jego urodzin: 1536-1936).
Więcej o ks. Piotrze Skardze przeczytasz TUTAJ.
(228)