Dziennik ,,Rzeczpospolita” przeprowadził wywiad z Siergiejem Andriejewem, ambasadorem Federacji Rosyjskiej w Polsce. To nie była zwykła rozmowa, których dziesiątki ukazują się na łamach prasy. Bo temat niezwykle drażliwy…
Dziennikarz wymienił kilka faktów historycznych: rozbiór Polski 17 września 1939, brak pomocy podczas Powstania Warszawskiego, 45 lat okupacji. Co na to dyplomata? Jego zdaniem, radzieckie memoriały wojskowe przedstawiają te wydarzenia w innym świetle, a polska strona woli tych argumentów nie słyszeć.
Dziennikarz jednak nie ustępował: drążył temat ustawy podpisanej przez prezydenta Andrzeja Dudę, która umożliwia likwidację pomników Armii Czerwonej, co wywołało furię strony rosyjskiej. Andriejew uważa, że nie są one propagandą komunizmu, ale ,,wyrazem wdzięczności żołnierzom, którzy polegli i dzięki którym Polska nadal istnieje”.
Przytacza następujące fakty, np. 600 tys. radzieckich żołnierzy, którzy zginęli w obecnych granicach Polski.
W Polsce zginęło więc wtedy więcej naszych żołnierzy niż w Niemczech i we wszystkich innych krajach europejskich razem wziętych
– podsumował. Jednak dziennikarz wytknął, że Rosja nie złożyła deklaracji w sprawie 17 września 1939. Ambasador odpowiedział, że nie ma mowy o kompromisie. Jego zdaniem, sprawę pomników należy traktować osobno. Pytany o złe przedstawianie Polski w rosyjskich mediach, stwierdził, że Rosja jest prezentowana dużo gorzej w polskich.
Unikał tematu zwrotu wraku tupolewa i odsyła dziennikarza do strony internetowej. Uważa, że nie ma żadnych dowodów na wybuch, co ostatnio przedstawiała polska komisja.
Zabawnie brzmi jego odpowiedź na pytanie o ogromną skalę, na jaką przeprowadzane są ćwiczenia wojskowe ,,Zapad”. Najpierw mówi, że ,,nie ma zagrożenia ze strony Rosji”, a gdy jest dopytywany, po co Rosja organizuje ćwiczenia na taką skalę, a część żołnierzy ma zostać na stałe na Białorusi, odpowiada:
Tego nie wiem. A same ćwiczenia są czymś normalnym, koniecznym dla utrzymania naszej gotowości bojowej
(2511)