Kierowcy w Europie drżą, gdy muszą jechać do Calais, gdzie roi się od imigrantów, którzy nie cofną się przed niczym, by osiągnąć swój cel. W Polsce też jest miejsce, w którym mieszkańcy żyją w ciągłym strachu przed uchodźcami – informuje Wsensie.pl.
Z mercedesa wyszło trzech Czeczenów. Złapali ją za rękę, próbowali wciągnąć do swojego samochodu. Zobaczyli mnie. Przyszedłbym dwadzieścia sekund później i miałbym po córce
– wspomina radny gminy Góra Kalwaria Grzegorz Sieńkowski, który w ostatniej chwili uratował swoją córkę, która po 23:00 przyjechała do domu ze studiów.
Takich sytuacji w Górze Kalwarii pod Warszawą było dużo więcej. Próby uprowadzeń, kradzieże, napaści. Czeczeni potrafili np. wejść do sklepu, ,,zrobić zakupy” i wyjść bez płacenia. Grożąc przy tym właścicielom.
Góra Kalwaria zaczęła się stawać ,,polskim Calais” w 2004 roku. Wówczas w pobliskim Lininie powstał największy w Polsce ośrodek dla uchodźców. Trafiają tam głównie Czeczeni. Początkowo nie było kłopotów.
Ci uchodźcy przyjeżdżali z innym nastawieniem. Byli wdzięczni, że mogą uniknąć wojny. Mieszkali tu lekarze, przedsiębiorcy, prawnicy. Oni rzeczywiście uciekali przed problemami w swoim kraju. Ci, co teraz przyjeżdżają, są roszczeniowi, butni, agresywni. To nie są uchodźcy, to imigranci ekonomiczni, którzy nie szanują naszego kraju
– tłumaczy sołtys Linina Agnieszka Klimek.
Dodaje, że ci ludzie wcale się nie asymilują, a większość mieszkańców się ich boi. Próby pomocy im w odnalezieniu się w Polsce nie sprawdziły się. Sołtys wspomina, że w pracy, do których byli przyjmowani, zawsze narzekali, zawsze było im za mało. Z kolei Sieńkowski przypominał historię swojej znajomej, która w ośrodku zwróciła uwagę Czeczence, że ta rzuciła brudną pieluchę na podłogę. W odpowiedzi Czeczeni rozmazali zawartość pieluchy po ścianie i krzyczeli: ,,teraz to kur… będziesz sprzątać”.
Czarę goryczy przelał incydent z kwietnia 2017 roku. Wówczas pod szkołą młody Czeczen zaatakował polskie dziecko.
Szkolny ochroniarz od razu zainterweniował, odciągając prowodyra za kaptur. Ten jednak nie ustąpił, próbował się z tym ochroniarzem (starszym panem) bić. Następnie zadzwonił do swej mamy ze skargą. Niedługo potem do szkoły przyszła matka z dwoma Czeczenami. Kobieta krzyczała do ochroniarza: „ja tiebia ubiju!” (zabiję cię), a jeden z cudzoziemców ruszył w jego stronę z zamiarem pobicia. Uderzał pięścią w drzwi pomieszczenia, w których schował się człowiek odpowiedzialny za ochronę szkoły. Przyjechała policja. Spisała nas, rodziców. Obu mężczyzn, z powodu braku dokumentów tożsamości, puściła wolno
– relacjonują Klimek oraz Katarzyna Zieliński, przewodnicząca rady rodziców w szkole w pobliskim Coniewie.
Po tym incydencie mieszkańcy gminy Góra Kalwaria postanowili działać, bo policja nie była w stanie im pomóc. Zebrali ponad 2,5 tysiąca podpisów pod prośbą do ministra Mariusza Błaszczaka o zlikwidowanie ośrodka lub przekształcenie go na miejsce pomocy repatriantom.
Chcemy tym listem tylko uniknąć większej tragedii. Nikt nam nie zagwarantuje, że któregoś dnia nie przyjadą z maczetami
– tłumaczy Zielińska. Klimek wtóruje jej i dodaje, że policja boi się tak samo jak zwykli obywatele.
(8726)