Polska od lat zmaga się z używanym przez media całego świata określeniem „polskie obozy śmierci”. Walkę o dobre imię Polski i Polaków w deklaracjach popiera również rząd. Choć nie wsparł oficjalnie procesów, jakie wytaczane są w związku z używaniem hasła „polskie obozy śmierci”, to MSZ zapewnia, że reaguje na każdy przypadek używania tego zwrotu. I szczyci się nawet sukcesami, które ponoć osiąga. Problem w tym, że nad działaniami rządu i MSZ znak zapytania stawia… decyzja kierownictwa tego resortu. Sprawia one, że deklaracje o chęci walki o dobre imię Polski są mało wiarygodne – pisze Stanisław Żaryn w serwisie wPolityce.pl
[quote]Od września bowiem rzecznikiem MSZ jest człowiek, który niespełna rok temu przekonywał: „Po wojnie były ‚polskie obozy’”, czas przestać się „stroić w piórka ofiar”.[/quote]
Marcin Wojciechowski rzecznikiem resortu spraw zagranicznych został we wrześniu 2013 roku. Wcześniej był publicystą „Gazety Wyborczej”, ulubionej gazety premiera Donalda Tuska.
[quote]W jednym ze swoich tekstów Marcin Wojciechowski przekonywał, że Polskę i Polaków można i należy obarczać winą za obozy, jakie funkcjonowały w czasie PRL (24.02.2012).[/quote]
Uchylanie się od terminu „polskie obozy koncentracyjne” z okresu powojennego jest niepoważne. To wygodne umycie rąk z niegodziwości popełnionych przez stalinowski PRL. Łatwo wszystko zwalić na komunistów albo Sowietów. Ale zbrodni komunistycznych dokonywali najczęściej Polacy. Szeregowymi wykonawcami nie byli przysłani z Moskwy oficerowie lecz ludzie – często różnej narodowości, w tym żydowskiej – ale utożsamiający się z Polską, mający polskie dokumenty, nazwiska, mówiący po polsku. Najwyższy czas mieć odwagę to przyznać, a nie stroić się wiecznie w piórka ofiar
– pisał Wojciechowski tłumacząc, że „polskie obozy” jednak były, bo choć Polska nie była w pełni suwerenna, to jednak była państwem.
Cytowany fragment tekstu obecnego rzecznika MSZ dotyczył sprawy filmu Pawła Siegera „Polskie obozy koncentracyjne”, który sprawił, że „wraca dyskusja o obozach pracy w latach 1945-49”.
[icons icon_name=”icon-bolt” icon_size=”14px”] Problem w tym, że opisując sprawę więzień Wojciechowski dokonuje tej samej manipulacji, co ludzie posługujący się terminem „polskie obozy śmierci” w odniesieniu np. do Auschwitz-Birkenau.
Rzecznik MSZ chce obarczać odpowiedzialnością Polski i Polaków za mordy na naszych rodakach i zbrodnie innych państw. O tej manipulacji można się przekonać zaglądając do choćby samej „Wyborczej”, czy pokrewnej politycznie „Polityki”.
W jednej z publikacji wspomnianego tygodnika czytamy o obozie w Jaworznie, o którym pisał Wojciechowski:
[quote]W Jaworznie już w kwietniu 1945 r. zaczęto zamykać śląskie rodziny, które w czasie okupacji podpisały volkslistę, podejrzanych politycznie Polaków, a także Cyganów, Łemków i Ukraińców. Komendantem obozu był kapitan NKWD Mordasow. (…) W listopadzie 1945 r. Mordasow został zwolniony za próbę gwałtu na polskiej strażniczce. W 1949 r. komendantem w Jaworznie został 26-letni Salomon Morel, wcześniej zarządzający obozem Zgoda w Świętochłowicach. Towarzyszyła mu opinia wyjątkowego sadysty. (…) W 1951 r. nastąpiła zmiana na stanowisku komendanta – Salomona Morela zastąpił Zdzisław Jędrzejewski.[/quote]
– pisała „Polityka” (7 stycznia 2014), wskazując, że obóz w Jaworznie był miejscem represji wymierzonych w Polaków, które – wzorując się na rozwiązaniach ZSRS – było miejscem morderczej pracy. Z obozu prowadzonego przez człowieka NKWD, a potem żydowskiego sadystę współpracującego przez lata z Armią Czerwoną – jak wskazuje „Polityka” – „codziennie rano wywożono kilkadziesiąt trupów ludzi zmarłych w powodu chorób, głodu, wypadków przy pracy i prześladowań”.
Na stronach samej „GW” z kolei czytamy o sporze, jaki wywołuje przywoływany już film dokumentalny Pawła Siegera.
Trwa 45 minut, swoją historię opowiadają w nim dwie Ukrainki (osadzone w obozie w Jaworznie) i jedna Ślązaczka (obóz Świętochłowice-Zgoda). Zaczyna się od ujęć nazistowskiego obozu Auschwitz-Birkenau. Dr Norbert Honka z Uniwersytetu Opolskiego tłumaczy: – Nie zaprzestał działalności w 1945 r. W latach 1945-48 był podzielony na dwa obozy: jeden w Brzezince administrowała władza radziecka, NKWD, a drugi w Oświęcimiu – Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego. Osadzano tam także ludność rodzimą śląską i z okolicznych miejscowości Oświęcimia, głównie żołnierzy AK
– tłumaczy autor artykułu (23.02.2012).
Wskazuje następnie, że „pierwsze (obozy – red.) zaczęły powstawać już w 1944 r., po wkroczeniu Armii Czerwonej na tereny Prus Wschodnich i Polski”.
[quote]Niektóre podporządkowane były tylko władzom radzieckim i NKWD, większość kontrolowały jednak polskie władze, m.in. Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego i Główny Zarząd Informacji WP[/quote]
– tłumaczy „GW”.
Na podstawie cytowanego tekstu w „Wyborczej” oraz opisywanego filmu Marcin Wojciechowski wysnuł wniosek, że Polska i Polacy są odpowiedzialni za tworzenie i prowadzenie „polskich obozów”. Z cytatów z jego ówczesnej gazety wynika jednak jednoznacznie, że obozy, o których on pisze, były wymierzone w Polaków, a prowadzone przez kolejną okupacyjną, obcą władzę oraz jej kolaborantów. Mówienie, że powojenne obozy były polskie jest równie uzasadnione, co mówienie o „polskich obozach koncentracyjnych” w odniesieniu do niemieckich obozów. W obu tych przypadkach mamy do czynienia z miejscami prowadzonymi przez władzę wrogą Polakom i Polsce, z miejscami kaźni polskich bohaterów narodowych.
[quote]Dla Marcina Wojciechowskiego jednak powojenne obozy, w których ginęli również Polacy, są częścią dokonań i odpowiedzialności polskiego narodu i państwa. Dziś taka właśnie postać jest twarzą MSZ, który z ramienia rządu prowadzi wojnę o prawdę na temat ofiary złożonej przez Polskę w czasie II wojny światowej.[/quote]
Stanisław Żaryn, artykuł ukazał się w serwisie wPolityce.pl
(65)