W rozmowie z Tomaszem Plaskotą (wPolityce.pl) Andrzej Fedorowicz, autor książki „Słynne ucieczki Polaków” odpowiadał na pytanie, co się stało z polskim złotem. – Gdy wybuchła wojna, w Polsce wciąż pozostawało 79 ton kruszcu – przypomina.
W czerwcu i lipcu złoto ulokowano też w skarbcach w Siedlcach, Brześciu, Zamościu i Lublinie, a 4 września 15 ton złota udało się jeszcze wywieźć z Warszawy do Brześcia autobusami Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych
– przypomina. Akcję ewakuacji 21 ton złota z Warszawy organizowali oficerowie w stanie spoczynku: płk Adam Koc, płk Ignacy Matuszewski i Henryk Floyar-Rajchman. Mimo doskonale skoordynowanych działań (konwoje dotarły na granicę z podziwu godną precyzją), Niemcy szybko wpadli na trop. Jako do tego doszło? Zapewne za sprawą szpiegów, istnieje jednak inna teoria:
w polowaniu na „złoty konwój” niemieckie służby współpracowały z sowieckimi, korzystając m.in. z informacji siatki agenturalnej na Kresach
– mówi Fedorowicz. Co działo się potem ze złotem?
Część depozytów udało się polskiemu rządowi na uchodźstwie wysłać do Wielkiej Brytanii, ale w Nevers pozostały 62 tony polskiego złota. Pięć wagonów z depozytem zostało więc dołączonych do pociągu ewakuującego belgijskie i luksemburskie złoto do portu Lorient w Bretanii. Stamtąd miały one popłynąć do francuskich kolonii w Afryce, które wydawały się bezpiecznym miejscem na ich ukrycie. Ostatecznie polskie złoto znalazło się w niewielkim forcie Kayes na terytorium dzisiejszego Mali, jednak polskie władze nie miały do niego dostępu.
Równie frapujące są losy złota, odzyskanego od francuskiego rządu Vichy.
Przez całą wojnę Niemcy naciskali na rząd Vichy, któremu podlegały francuskie kolonie, o wydanie polskiego złota. Przecież właśnie z tego powodu na terenie Generalnej Guberni pozostawili złotówki i emitujący je bank, jedyną instytucję pod niemiecką okupacją, która miała w nazwie „polski”. A chodziło właśnie o to, by pokazać, że istnieje bank, który wciąż ma prawa do polskiego złota
– przypomina rozmówca, dodając, że wysiłki spaliły na panewce. Głównie za sprawą procesu wytoczonego przez polski rząd Bankowi Francji, w którym żądał 65 mln dolarów francuskich rezerw złota w USA jako zabezpieczenia roszczeń za ukryte w Afryce polskie złoto. Ostatecznie udało się wydobyć złoto zgromadzone w Kayes i zabrano je do Dakaru.
Przekonał je dopiero amerykański werdykt sądowy oraz nieustępliwa postawa opiekunów polskiego złota, szczególnie majora Stefana Michalskiego, jednego z uczestników ewakuacji z Warszawy
– przypomina Fedorowicz, który dodaje, że następnie złoto trafiło do banków w Londynie i kanadyjskiej Ottawie, a także do skarbca Rezerwy Federalnej na Manhattanie. Ilość zgromadzone złota oszacowano na 67 ton.
Los całego polskiego złota spoczywającego w brytyjskich, kanadyjskich i amerykańskich bankach został przesądzony, gdy państwa zachodnie przestały uznawać rząd emigracyjny, a nawiązały stosunki dyplomatyczne z komunistycznym. W ten sposób władze PRL stały się prawnym dysponentem kruszcu
– dodaje, chociaż przypomina, że alianci nie wyrażali zgody na przekazanie kruszcu do Warszawy, obawiając się, że stanie się łupem Sowietów.
Polskie złoto stało się więc elementem zawiłej i nie wyjaśnionej do dziś dyplomatyczno-gospodarczej gry, i to z różnych stron. Temat złota pojawia się na przykład w propozycji Stalina, że Związek Radziecki jest gotów oddać Polsce część zajętych po 17 września 1939 roku terenów obejmujących linię kolejową Przemyśl-Zagórz w zamian za „zapłatę w złocie”
– przypomina mało znane fakty.
Może to wydawać się niewiarygodne, ale tak naprawdę do dziś nie wiemy, co stało się z 67 tonami polskiego złota w czasach PRL. Wiadomo jedynie, że spora część z niego poszła na spłaty zobowiązań Polski Ludowej wobec wywłaszczanych w wyniku nacjonalizacji zagranicznych firm. Część wykorzystano do finansowych rozliczeń za importowane towary, część poszła na pokrycie innych, nie do końca nam znanych zobowiązań władz PRL wobec państw zachodnich. Z pewnością jednak złoto nie opuściło skarbców banków, do których zostało przewiezione pod koniec wojny. Było więc po prostu po cichu wyprzedawane. Być może zachowała się jakaś część, która dziś jest również polskim „złotym skarbem”, jednak konkretnych informacji brak
– podsumowuje.
(10078)